Dokładnie sto lat temu na froncie zachodnim zapadła upragniona cisza. Wiele milionów ludzi zginęło, by świat mógł dotrzeć do tego momentu. Wiele milionów ludzi zginęło, by upadły monarchie zaborcze i by odzyskały niepodległość narody Europy Środkowej i Wschodniej, wśród nich - Polacy. Wszystkiego najlepszego, Polsko!
Pochłaniają nas teraz współczesne spory polityczne. Zostawię je na boku i napiszę rocznicowo o swoich bardziej historycznych przemyśleniach. Miałem na nie w końcu w lipcu i sierpniu sporo czasu. Więc może na początek: skąd to święto się w ogóle wzięło? W końcu wybór był szeroki; można było upamiętnić choćby rząd Daszyńskiego czy nadanie powszechnego prawa wyborczego. Wybrano jednak 11 listopada. A było to tak: 23 kwietnia 1937 roku, w drugą rocznicę nielegalnego uchwalenia autorytarnej konstytucji kwietniowej sejm przyjął ustawę o Święcie Niepodległości. Sejm, to zresztą dość dużo powiedziane: parlament mieliśmy wtedy praktycznie jednopartyjny. Praktycznie, bo obok piłsudczyków było w nim z łaski Sanacji jeszcze miejsce dla ugrupowań mniejszości narodowych. Przywódców opozycji, w tym wielu ojców naszej niepodległości i demokracji uwięziono lub wygnano za granicę. Można wymienić choćby Wojciecha Korfantego (władze nie pozwolą mu przyjechać bezpiecznie nawet na pogrzeb syna) czy Wincentego Witosa. W ustawie czytamy: "Dzień 11 listopada, jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Narodu w walkach o wolność Ojczyzny - jest uroczystym Świętem Niepodległości". Kult dyktatora wrył nam się w głowy, nie można mieć co do tego wątpliwości. Plakaty rocznicowych wydarzeń, zaproszenia i okolicznościowe fejsbukowe obrazki mają na sobie wizerunek Piłsudskiego niemal obowiązkowo. Zaskakuje, że nie powstrzymało się przed tym nawet położone na styku kultur, wiar i narodów muzeum w Bielsku-Białej.
Zadaniem wynikającym ze zwykłej przyzwoitości jest poszerzenie grona rodziców naszej niepodległości. Niesamowitość miesięcy 1918 roku jest podobna do niesamowitości 1989 roku: ludzie różnych poglądów dogadali się ze sobą. Mimo wielkich różnic poglądów dla jednej sprawy pracowali nie tylko wojskowi i politycy, jak Jędrzej Moraczewski, gen. Józef Haller czy Roman Dmowski, ale również ludzie wciąż zapominanej dobrej roboty: działaczka oświatowa, wybitny botanik Gabriela Balicka-Iwanowska, lekarz i humanista Tadeusz Boy-Żeleński, organizatorka harcerstwa Zofia Berbecka, pisarz i przywódca "Rzeczypospolitej Zakopiańskiej" Stefan Żeromski, socjalistka Zofia Moraczewska... i wielu innych. Nie trzeba było założyć munduru, by przysłużyć się polskiej niepodległości. Pamiętajmy o tym, gdy znów zobaczymy w mediach zdjęcia z przyjazdu Piłsudskiego do Warszawy. Na marginesie, nie tego przyjazdu, co trzeba, bo tego 1918 nikt chyba nie sfotografował.
Datę 11 listopada jako nasze Święto Niepodległości wybrano z dwóch powodów. Po pierwsze, pozwalało to wyróżnić rolę Józefa Piłsudskiego. Zwróćcie, Czytelnicy, uwagę na fakt, jak dziwnie brzmi omawianie tej daty: "Rada Regencyjna przekazała władzę nad wojskiem Józefowi Piłsudskiemu". Przeczytajmy to zdanie uważnie. Czyli była już jakaś władza państwowa? Oczywiście, była. W samej Warszawie istniała Rada Regencyjna. Choć stworzona przez okupujących Polskę Niemców, to składała się z Polaków, do tego nie byle jakich. Rada już wcześniej, bo 7 października ogłosiła niepodległość Polski. Inne organy w pełni już wolnej władzy też zdążyły się utworzyć. Wymienić trzeba co najmniej Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, kierowany przez wybitnego socjalistę Ignacego Daszyńskiego. Czytajmy to dziwne zdanie dalej: nad wojskiem. Jakim wojskiem? Nad stworzoną pod niemiecką egidą, a kontrolowaną przez Radę Regencyjną Polską Siłą Zbrojną. Kilkutysięczną, ale dobrze uzbrojoną, wyszkoloną i zdyscyplinowaną armią. Oczekiwano przybycia z Francji Armii Hallera, której utworzenie było zasługą kierowanego przez Romana Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego. Oczywiście, obelgą byłoby powiedzieć, że Piłsudski przyjechał z Magdeburga "na gotowe", bo też wcześniej położył wielkie zasługi, np. organizując Polską Organizację Wojskową. Ale znajmy proporcje: 11 listopada Polska już jest, i nie dzieje się to dzięki temu, że Piłsudski po rocznym uwięzieniu przyjeżdża do Polski.
Drugi powód trzeba wciąż podkreślać: 11 listopada skończyła się pierwsza wojna światowa. Wybór tej właśnie daty - a wybór był, jak wspomniałem, szeroki - miał połączyć polską niepodległość ze zwycięstwem Aliantów w Wielkiej Wojnie. To skojarzenie, jak widać po obchodach i komentarzach nie zapadło nam w pamięci wcale. Wielki wysiłek Francuzów, Anglików, Amerykanów, ofiara Belgów i Włochów dały w efekcie pokonanie Państw Centralnych. Na widocznym powyżej pomniku, ustawionym w miejscu zniszczonej wsi Vaux zapisano słowa prez. Poincarego: "(...) ta wieś umarła by ocalić Verdun, by Verdun mogło ocalić świat". Z kolei dramat Rosjan, klęska ich państwa i pogrążenie go w wojnie domowej przyniosły upadek trzeciego zaborcy. To był szczęśliwy dla nas, a dramatyczny dla milionów ludzi zbieg okoliczności. O tym zbiegu okoliczności trzeba pamiętać: gdyby nie on, cały wysiłek Polaków nie zdałby się na nic. Polsce i Polakom w 1918 otworzyło się na krótko korzystne okno historyczne, przynosząc wiatr wolności i potrzebę mądrego działania. Zdarzyło się to raptem trzy razy przez trzy stulecia: w dniach Sejmu Wielkiego, gdy oświecenie wydało swoje owoce, a wojna rosyjsko-turecka i rewolucja francuska odwróciła od nas uwagę zaborców; właśnie w 1918 roku; wreszcie w dniach polskiej pokojowej rewolucji Okrągłego Stołu i wyborów czerwcowych 1989 roku. To ważne, bo podkreślanie roli jednostek w oderwaniu od światowego kontekstu doprowadziło nas do tragicznych zrywów, niemądrych ruchów, lekceważenia rachunku sił i pogardzania codzienną, patriotyczną robotą. Szczególnie za tę codzienną robotę ludziom 1918 roku dziękuję.
Pomyślmy dziś o polskiej wolności. Dla milionów ludzi naturalna dla nas możliwość mówienia rodzimym językiem, wrzucenia do urny kartki wyborczej czy posiadanie paszportu z własnym godłem to niespełnialne marzenie. Ale pomyślmy też o piekle Ypres, Verdun, Sommy. Choć o tym nie wiedzieli, żołnierze Ententy ginęli również za naszą niepodległość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz