niedziela, 18 marca 2018

Wschody słońca, cz. 23: Babia Góra

W połowie lutego znów miałem przyjemność być na Babiej Górze. Okazję dało szkolenie w Babiogórskim Parku Narodowym; przewodnicy beskidzcy muszą je odbywać raz na dwa lata. To świetna okazja, żeby dowiedzieć się i pogadać o parkowych nowościach. Sporo się ostatnio między Krowiarkami a Mędralową dzieje: wędrują wilki i niedźwiedzie, remontuje się szlaki, stawia się zarzuty byłym dyrektorom.


Szkolenie było w sobotę rano, zostawał więc kawał wikendu. Skoro już przyjechałem na nie z Warszawy, wybrałem się na Markowe Szczawiny. Była piękna zima, ale widoczności niewiele. Przeszedłem się najpierw z Markowej do Czatoży przez siodło za Mokrym Kozubem, a potem doliną Czatożanki do Górnego Płaju. 


Ponieważ prognoza była dobra, postanowiłem skorzystać z okazji i wyjść na szczyt na wschód słońca. Na Babiej byłem już bardzo wiele razy. Ostatni wschód słońca z tego właśnie szczytu pokazywałem w maju ubiegłego roku.


Do Brony szedłem we mgle. W czasie krótkiego odpoczynku na przełęczy (zi-zi-zimno) wydawało mi się, że widziałem powyżej księżyc. Uznałem jednak, że to niemożliwe: to musiało być odbijające się w śniegu światło czołówki. Chwilę powyżej przełęczy okazało się jednak, że chmury urywają się nagle, odsłaniając nocne niebo i księżyc właśnie. Było pięknie, choć wrażenie nie było aż tak mocne, jak dwa lata temu na Dziumbierze.


Droga zajęła mi mniej czasu, niż w lecie. W zimie, jeżeli nie ma świeżego śniegu, idzie się krócej: nie ścieżką w kosówce, ale zgrzytając rakami po pokrywie zmarzniętego, ubitego śniegu. Słońce wstało chwilę przed siódmą, oświetlając jedyne wyrastające poza morze chmur wyspy: Babią i wał Tatr.


Dobra prognoza zachęciła do wyjścia na szczyt spory tłumek. Niektórzy spędzili na szczycie Diablaka noc. Ludzie rozłożyli się długą tyralierą po babiogórskiej grani. W większości milczący, jednak niektórzy ochrzaniali się nawzajem za wchodzenie sobie w kadr i psucie wrażenia mistycznej samotności.


A wrażenie było, to prawda.


Na szczycie byłem około pół godziny. Było dość srogo, coś koło dwudziestu stopni odczuwalnego mrozu, szczęśliwie bez silnego wiatru.


Jeszcze kilka razy zatrzymywałem się, by przed wejściem w chmury podziwiać sylwetkę Diablaka i jego surowych północnych stoków.


Chmuromgła zagarnęła świat wraz z pierwszymi drzewami, nieco powyżej przełęczy Brona. I wisiała nad Babią jeszcze do popołudnia, gdy próbowałem zobaczyć szczyt z Kaczmarczykowych Szczawin.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz