Choć powinniśmy się chyba wreszcie zająć porządnym sporem na temat Piłsudskiego, dużo łatwiej przychodzi nam dyskusja o Franco. Tak politycy, jak prości duchem komentatorzy lubują się w topornych wizjach historii, z której - w przeciwieństwie do nauk ścisłych - pozornie łatwo jest ulepić jakieś wnioski, analogie czy obelgi. Stosunek do hiszpańskiej wojny domowej, Franco i Dąbrowszczaków pozostaje jednym z papierków lakmusowych przyklejonych na stałe do politycznej barykady.
W mojej opinii Franco był jednoznacznym zbrodniarzem i jako taki powinien pozostać w naszej pamięci. Co by się stało z Hiszpanią, gdyby nie nieudany zamach stanu i wojna domowa, nie wiemy. Wiemy za to, co się stało w wyniku tego zamachu i wojny: zginęły setki tysięcy ludzi, Franco rządził jako dyktator przez niemal czterdzieści lat, zaprowadzając elementy dobrze znane z państw totalitarnych. Była więc w Hiszpanii jedna partia, funkcjonowały obozy koncentracyjne, a różne mniejszości były prześladowane. Był biały terror, który pochłonął według różnych szacunków więcej lub znacznie więcej ofiar, niż będący rzekomym usprawiedliwieniem dla Franco terror czerwony. Czy Hiszpania była w pełni totalitarna, nie wiem. Wiem natomiast, że nie widziałem dotąd tak totalitarnej architektury, jak w Valle de los Caidos, czyli Dolinie Poległych.
Budowę kompleksu pamięci ofiar wojny domowej rozpoczęto wkrótce po zakończeniu konfliktu, w 1940 roku. Dobrze to pokazuje specyficzne priorytety Franco. Państwo było zrujnowane i pogrążone w izolacji, jednak zamiast skupić się na odbudowie gospodarki i normalnych ram funkcjonowania terroryzowanego społeczeństwa wydano wielkie fundusze na wzniesienie pomnika. Dodajmy, że w budowie uczestniczyli również więźniowie polityczni. Piękny symbol zgody.
Monumentalny kompleks wzniesiono w pobliżu Eskurialu i do niego, jak się zdaje, miała całość nawiązywać. Nie udało się jednak ukryć fascynacji architekturą faszystowskiej Europy. W kamiennych łukach obejmującego dziedziniec portyku pobrzmiewają echa nieukończonej norymberskiej Hali Kongresowej czy znanej widzom poruszającego "Triumfu woli" Ehrenhalle. Jest to jednocześnie architektura bardzo odtwórcza, daleka od robiącej do dziś wrażenie nowoczesności rzymskiego Palazzo della Civiltà Italiana, najwybitniejszego dzieła sztuki okresu Mussoliniego. Kamienne łuki, olbrzymi granitowy plac, wielki krzyż - sen o wielkiej architekturze niewykształconego przecież dyktatora.
Sercem kompleksu jest wykuta w skale, olbrzymia bazylika. Ciągnie się ona wysokim na kilkanaście metrów tunelem w głąb góry, w kierunku zajmującego dalszą część doliny benedyktyńskiego klasztoru. Nie pierwszy i nie ostatni to przykład zmieszania pamięci o poległych z wyrzutem sumienia, uniwersalnych wartości chrześcijaństwa z ich zaprzeczeniem - nacjonalizmem. By status tego pomnikoklasztoru jeszcze bardziej skomplikować wspomnijmy, że w 1975 na środku kościoła pochowano samego Franco. [Uzupełnienie: po długich sporach ciało gen. Franco zostało przeniesione z Doliny Poległych 24. października 2019 roku]
Status Doliny Poległych pozostaje przedmiotem gorących debat hiszpańskiego społeczeństwa. Z jednej strony to dziedzictwo dyktatury, z drugiej pomnik poległych obu stron. Z jednej miejsce przymusowej pracy, z drugiej katolicki klasztor. Dyskusje o zamknięciu czy przekształceniu ogromnego kompleksu na pewno będą się toczyć jeszcze wiele lat. Czego odmówić Valle de los Caidos nie można, to wspaniałego położenia.
Przy tej okazji zapraszam na moją najbliższą prelekcję. We czwartek 15 marca o 17:30 w Stołecznym Klubie Tatrzańskim (w siedzibie głównej PTTK, ul. Senatorska 11) będę opowiadać o swoich trzech pieszych obejściach Tatr. Zapraszam serdecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz