Dziumbier nie przestaje mnie zaskakiwać. Byłem na jego szczycie już cztery razy i za każdym razem mogłem podziwiać inny widok. Nie inaczej było dwa tygodnie temu.
Kilkanaście minut przed wschodem słońca byłem na przełączce między szczytem a jednym z kilku skalistych przedwierzchołków, które mija się po drodze. Tatry było widać w całej okazałości. Jednak już chwilę później Dziumbier okazał się być wyspą w morzu chmur.
Za potarganymi, choć milczącymi falami tego nadliptowskiego morza dostrzec można było - na zdjęciu poniżej - wyspę Rysów (z lewej) oraz Ciężkiego Szczytu i Wysokiej (pośrodku). Z prawej strony tonie już Gerlach.
Wał chmur oparł się o grzbiet Niżnych Tatr, zakręcając wraz z nim na południe.
Przez krótką chwilę można było dostrzec odległy o ok. pięć kilometrów wierzchołek Chopka1 wraz ze szpecącym go gmachem rotundy. Muszę jednak przyznać, że ten budynek - stacja dwóch kolei linowych, hotel, restauracja i sklep w jednym - oferuje kilka usług przydatnych w czasie przejścia grzbietu Niżnych Tatr.
Dolinę Hronu chmurna powódź zalała w dużo mniejszym stopniu. Ponad chmurami wystają masywy Murańskiej Płaniny.
Co niezwykłe, chmury tworzyły tylko cienką, powoli rozwiewającą się warstwę. Spowijała ona szczyt Dziumbiera, jednak już kilkadziesiąt metrów pod wierzchołkiem można było dostrzec budzący się Spisz. Z lewej strony widać stoki Sławkowskiego, z prawej - Góry Lewockie. Pomiędzy nimi, jeżeli dobrze rozpoznaję i mierzę na mapie widoczny jest masyw Lackowej. Odległej o około 120 kilometrów!
W pewnym momencie dostrzegłem, że nie jestem sam...
1 - Jestem na etapie zastanawiania się (tzw. rozkminiania), jak się odmienia tę nazwę. Niby Chopok, Chopoka. Jednak Słowacy zjadają w odmianie to drugie "o", i może tak powinno być?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz