piątek, 27 października 2017

Widoki z drogi. Cz. 1, między Sandomierzem a Szczeglicami

Jak znosić deszczową, zimną jesień? Dobrym rozwiązaniem jest połączenie wycieczek do lasu i internetowych memów. Przydatne może być też wspominanie lata. A więc może czas zaprosić Czytelników do oglądania cyklu kolejnych części albumu krajobrazów i widoków z drogi do Wittenbergi; sądzę, że i zdjęć, i wrażeń starczy do pierwszych znaków wiosny.



W drogę! Kościół św. Jakuba w Sandomierzu, podobnie jak kościelecka świątynia św. Wojciecha sygnalizujący już koniec polskiego romanizmu. W przyklasztornej kawiarni spędziłem dłuższą chwilę, zbierając się do marszu.


Szybko pożegnałem się z brzegiem Wisły. Moja droga przez pierwsze dni biegła w górę Koprzywianki, z której wałów widziałem jeszcze dłuższą chwilę sylwetki sandomierskich kościołów.


Rzeka zagłębiła się wkrótce między wzgórza Wyżyny Sandomierskiej. Nad spiętrzoną dziś w stawy Koprzywianką - zgodnie ze wspominanymi kiedyś zasadami pracowitego zakonu - rozłożył się jeden z małopolskich klasztorów cysterskich. Charakterystyczna sylwetka wieży kościoła w Koprzywnicy jest widoczna z daleka. Najpiękniej jednak wygląda, gdy odbija się w wodzie stawu.


Od Koprzywnicy szedłem na zachód, przez pokryte polami i sadami wzgórza.


Niemal śródziemnomorski jest - szczególnie z perspektywy okropnej, deszczowej jesieni - widok na klimontowski kościół i klasztor pozostały po sprowadzonych tu w dobie kontrreformacji dominikanach.


Łączące w sobie najpiękniejsze cechy dojrzałego renesansu i wczesnego baroku zabytki Klimontowa - kościół podominikański i monumentalna kolegiata pw. św. Józefa - wspaniale prezentują się z szerokiej doliny Koprzywianki. Z Klimontowa napisałem do Czytelników pierwszy meldunek z drogi.


Wyżyna Sandomierska nie przypadkiem słynie jako wymarzony teren dla rowerzystów. Jako piechur też się cieszyłem. W pagórkach, leżących na samym południowo-wschodnim skraju Gór Świętokrzyskich znalazłem pierwszą w czasie tej wycieczki namiastkę gór. 


O przynależności tych okolic do najmniejszych polskich gór przypomina nazwa: Pasmo Wygiełzowskie i widoczna w oddali majestatyczna sylwetka Świętego Krzyża.


Na tle nieba odcinają się wyraźnie sylwetki wieży radiowo-telewizyjnej i klasztoru świętokrzyskiego.


Jeden z pionierów polskiej turystyki nizinnej, wielki Aleksander Janowski - o którym była już kiedyś mowa przy okazji Puszczy Kampinoskiej - pisał o nieodległej Łysicy: "Odcięci kordonem granicznym od Karpat i Tatr, z Łysicy braliśmy miarę gór. Przez całe życie pamiętam, syn mazowieckich równin, to wstrząsające wrażenie, jakie zrobił na mnie szczyt Łysicy, ukryty w chmurze (...). I widziałem potem Alpy, Pireneje, Bałkan, Apeniny, ale to już nie było to! I widziałem Atlas, Kordyliery, Fudżijamę, ale to już nie było to!".

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz