Weekend spędziłem w zasypanym śniegiem Beskidzie Żywieckim. W sobotę rano wyszedłem ze schroniska na Wielkiej Raczy; celem był oczywiście wschód słońca. Warunki nie obiecywały zbyt wiele: szczyt ukryty był w chmurach. Jednak nie miałem daleko do przejścia (schronisko leży dosłownie pod szczytem, co widać na zdjęciach), a poza tym doświadczenie z poprzednich takich wycieczek nauczyło mnie już, że czasami rozpoczęciu nowego dnia towarzyszy niespodziewane przejaśnienie.
I tym razem tak było. Wkrótce po siódmej wiatr zaczął rozpraszać chmury, odsłaniając w oddali odległe, skaliste szczyty.
Jeszcze chwila i Tatry odsłoniły się w niemal całej swojej okazałości.
Falujące morze chmur pozostawiło nad swoją powierzchnią tylko najwyższe szczyty. Na zdjęciach można dostrzec między innymi Lodowy (z lewej strony), Gerlach i Krywań. Widok z prawej strony zamyka Baraniec. Warto przy tym pamiętać, że widzimy Tatry od północnego zachodu, w silnym skrócie perspektywicznym. Najwyższe szczyty Tatr Wysokich są odległe o ponad dziewięćdziesiąt kilometrów, znacznie niższe Zachodnich - o około sześćdziesiąt. Stąd błędne wrażenie, że wysokości szczytów rosną ku prawej stronie.
Wiatr przesuwał chmury ku zachodowi. Dłuższą chwilę z Małej Fatry można było dostrzec tylko poszarpaną sylwetkę Rozsudźca, trudno zauważalną na zdjęciu poniżej.
Wiatr robił jednak swoje. Jeszcze przed wschodem nad morzem chmur wznosiły się wszystkie najważniejsze wierchy Fatry: Rozsudziec, Stoh, Wielki Krywań - wyraźna piramida wyrastająca z masywu pośrodku zdjęcia, najwyższy szczyt Małej Fatry - Mały Krywań i Suchy. Południową część Małej Fatry godnie reprezentowała Wielka Łąka, najwyższy szczyt tej części pasma. To kopuła z prawej strony zdjęcia, z niezbyt wyraźnie widoczną wieżą nadajnika.
Wreszcie słońce wstało. Czy to kwestia niecierpliwego oczekiwania, czy złudzenia optycznego, czy też naprawdę przemieszcza się ono po niebie tak szybko - grunt, że od momentu pojawienia się pierwszego blasku do wyłonienia się całej tarczy upływa zawsze tylko krótka chwila.
Wznoszącemu się słońcu towarzyszyły idące w górę chmury. Już godzinę później po widokach nie było śladu.
Ta wyjątkowość obrazów, które oświetla wschód słońca przypomina trochę to, co Stanisław Lem pisał o dawnych astronomach, wypatrujących marsjańskich kanałów. "(...) widzieli i rysowali po nocach, czekając godzinami u okularu na jeden z sekundowych momentów znieruchomienia atmosfery, bo wówczas - zapewniali - na buromgławej tarczce pojawia się precyzyjnie ostra, od włosa cieńsza sieć1". Czarne sylwetki gór są dla nas dostępne dużo łatwiej - wystarczy wcześnie wstać.
W niedzielę rano obejrzałem jeszcze jeden wschód.
1 - Stanisław Lem, "Ananke" ze zbioru "Opowieści o pilocie Pirxie", Kraków 1999, s. 316
Super sprawa :) Zamierzam pogłówkować nad rysem Tatr już za dwa tygodnie, kiedy będziemy nocować na Wielkiej Raczy!
OdpowiedzUsuńA kiedy dokładnie? Ja tam będę z szkolnodzieciami 8 lutego.
UsuńJa zaś w czwartek zachód oglądałem z Raczy, ale podziwiam ten twój budżet finansowo-czasowy na weekendowe wypady. Bo odległości trochę masz.
UsuńNiby daleko, ale jednak Warszawa ma świetne połączenia z większością kraju. A co do finansów, to powiedzmy, że kupuję wcześniej bilety.
Usuń