wtorek, 14 lipca 2020

Witraże u św. Krzysztofa, cz. 1

Kilka dni temu wspominałem o Wrocławiu. Byłem przede wszystkim na wystawie Willmanna, ale w kilkugodzinny pobyt zmieściłem też wycieczkę do kościoła ewangelicko-augsburskiego św. Krzysztofa. Chciałem zobaczyć dumę kościoła i niewielkiej parafii, czyli witraże zamontowane niedawno w gotyckich oknach. 


Kościół św. Krzysztofa to świątynia jednocześnie na widoku i na uboczu. Na widoku, bo leży tuż obok ruchliwych jezdni wrocławskiej trasy W-Z (ul. Kazimierza Wielkiego), która w ostatniej ćwierci XX wieku przecięła stare śródmieście Wrocławia. Na uboczu, bo jednak główne ścieżki spacerów i zwiedzania poprowadzone są innymi ulicami i biegną w stronę innych zabytków.


Kościół ma malowniczą bryłę. Jej serce stanowi niewielki gotycki kościół zbudowany z cegły na początku XV wieku w miejscu starszego, co najmniej XIII-wiecznego [1]. Wieńczy go bardzo wysoki dach - na to warto zwrócić uwagę przed wejściem do wnętrza - i smukła, dobrze widoczna w osi ulicy wieża. Do tego dochodzą przybudówki od strony północnej, w tym wąska, piętrowa plebania. 


W średniowieczu kościół leżał tuż za wewnętrznymi murami miejskimi. Wrocław jak na potężne miasto przystało miał dwa pierścienie murów. Pierwszy, wewnętrzny obejmował obszar ograniczony dzisiejszą ul. Kazimierza Wielkiego, przebieg drugiego wskazuje Fosa Miejska i ul. Podwale. Zerknijmy na plan miasta z ok. 1750 roku, z pierwszych lat pruskiego panowania (ze zbiorów Internetowego Archiwum WIG):


Kościół św. Krzysztofa widać w środkowej części wycinka. W miejscu dzisiejszej ul. Kazimierza Wielkiego płynie Czarna Oława, czyli wewnętrzna fosa miejska, w którą w końcu XIII wieku wpuszczono wody Oławy. Zarastające koryto straciło najpierw znaczenie obronne, potem gospodarcze, wreszcie zostało w 2. połowie XIX wieku zasypane. Na marginesie można wspomnieć, że w podobnym czasie z inicjatywy prez. Dietla zasypano stare koryto Wisły w Krakowie. "Weide Gasse" to dzisiejsza ul. Wierzbowa, "Ohlauische Gasse" - Oławska.  W dolnej części wycinka można zobaczyć zewnętrzne mury miasta, obsypane wtedy bastionami.


Wkrótce po 1517 roku do Wrocławia dotarła Reformacja (pierwsze kazanie luterańskie na Śląsku wygłoszono już w 1518 roku), a w ciągu zaledwie kilkunastu lat miasto stało się ważnym i prężnym ośrodkiem luteranizmu. Przez następne 400 lat katolicy, choć liczni, byli w mieście mniejszością. Ta epoka w dziejach Wrocławia skończyła się wraz z powojennymi przesiedleniami ludności, ale przecież ewangelicy wciąż tu są. Część to nieliczni Niemcy, którzy pozostali na przejętych przez Polskę ziemiach, część to polscy ewangelicy osiedleni właśnie we Wrocławiu i ich potomkowie. Widoczną z zewnątrz pamiątką setek lat tej protestanckiej tradycji jest zamontowana w 2018 roku tablica, upamiętniająca jednocześnie 750-lecie kościoła (chodzi o powstanie tego pierwszego, z XIII wieku), 500-lecie Reformacji (wielokrotnie tu wspominane) oraz 60-lecie rekonsekracji kościoła po jego powojennej odbudowie. W górnej części można zobaczyć herb parafii, szczegółowo opisany na jej stronie: są tu trzy szwedzkie korony (nawiązanie do drugiego kościoła parafii, czyli kościoła Gustawa Adolfa (link) - jest czarny orzeł śląski, jest krzyż jerozolimski, wreszcie łaciński inicjał św. Krzysztofa umieszczony na wodzie. To ostatnie wiąże się oczywiście zl legendą o św. Krzysztofie niosącym przez rzekę małego Jezusa. Tablica jest bardzo piękna i może stanowić wzór dla twórców mających ozdobić nowym dziełem sztuki zabytkową budowlę.


Skoro już wspomniałem o wysiedleniach, warto wspomnieć o fascynującej cesze kościoła, jaką są języki. Choć już w średniowieczu język polski we Wrocławiu i jego okolicach ustąpił przewadze niemieckiego, to przecież jakaś grupa ludności polskiej we Wrocławiu była zawsze. Ta część Polaków, która wyznawała luteranizm, skupiała się aż do końca XIX wieku wokół tej właśnie świątyni. Jeszcze z epoki przedreformacyjnej, bo z 1416 roku pochodzi dokument, w którym pewien kuśnierz - ten liczący się cech opiekował się świątynią - zapisywał kościołowi coroczny fundusz na utrzymanie księdza znającego i niemiecki, i polski. Dzięki Reformacji mogły się tu odbywać nabożeństwa po polsku, gromadzono polskie książki i śpiewano polskie pieśni. Na marginesie wspomnę tradycyjnie, że znaczenie protestantyzmu dla polskości i języka polskiego pozostaje tematem wypartym z naszej wspólnej pamięci (tradycyjnie, ponieważ była o tym mowa np. tutaj).


Ale jednak to by było za mało, by pisać o "fascynującej cesze" (swoją drogą, świetnie się ten rzeczownik odmienia). Jakby tej pięknej tradycji polskiego wśród niemieckiego było mało, po ostatniej wojnie nastąpił zwrot. Gdy Wrocław mówił po niemiecku, w kościele św. Krzysztofa rozbrzmiewał polski. Gdy Wrocław zaczął mówić po polsku - w gotyckim kościele skupiła się społeczność niemiecka. We Wrocławiu są obecnie dwie parafie ewangelicko-augsburskie, których kościoły parafialne dzieli zaledwie kilkaset metrów. Parafia Opatrzności Bożej jest polskojęzyczna, ta św. Krzysztofa łączona - obok tradycyjnych już nabożeństw po niemiecku są też msze w języku polskim. Podkreślam, że słowa "msza" - zazwyczaj nie używanego w stosunku do wyznania ewangelickiego - używam świadomie, za stroną parafii i wiadomościami od ks. proboszcza.


Zanim wejdziemy dzięki uprzejmości ks. Andrzeja Fobera do środka kościoła, warto wspomnieć jeszcze o samym świętym Krzysztofie. Konkretnie o jego XV-wiecznej, drewnianej figurze, która stała do wojny w niszy w północnej ścianie kościoła. I, choć wydawałoby się to niemożliwe, przetrwała spalenie i zburzenie znacznej części kościoła. W następnym odcinku obejrzymy resztę wnętrza i jego dumę, czyli współczesne witraże.

Cdn.

1 - korzystałem przede wszystkim z: Czechowicz Bogusław, "Kościół św. Krzysztofa", w: Encyklopedia Wrocławia, Wrocław 2006, s. 427 oraz informacji na stronie parafii: https://schg.pl/pl/historia-i-dziedzictwo/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz