czwartek, 7 marca 2019

C. i k. obrazki kolejowe, część czwarta

Przegląd kolejowy zostawiłem w Brzecławiu, węźle sześciu linii nad rzeką Dyją. Korzystając z pięknej pogody wybrałem się na piechotę przez połączony z parkiem las do Valtic. Na początek jednak spójrzmy na mapę mojej tegorocznej trasy:


Czerwona linia to trasy przejazdów kolejowych, niebieska to piesza wycieczka śladami Dobrego Wojaka Szwejka. Dodałem już tę mapę do pierwszej, otwierającej notatki z tego cyklu.


Pociąg do Brzecławia rusza z przystanku Valtice město. Jak wspominałem poprzednio, Valtice są stolicą jednego z trzech niewielkich obszarów Czech, które nie należały przed 1918 rokiem do obszaru historycznej Korony Świętego Wacława, ale do Dolnej Austrii. Gdyby negocjacje w podparyskim Saint-Germain-en-Laye potoczyły się z mniejszym czeskim powodzeniem, byłby tu do dzisiaj przystanek Feldsberg Stadt. Inna sprawa, że do dalszego korzystania z niego Austria musiałaby zbudować jeden lub dwa łączniki - inaczej linia byłaby praktycznie odcięta od reszty kraju. To był pewnie jeden z powodów, dla których Valticko przyłączono do Czechosłowacji.


Ten sam przystanek - wjeżdża pociąg nie do Brzecławia, a z Brzecławia. Podwiezie mnie w kilka minut do Mikulova.


Mikulov, kilkanaście godzin później. W nocy uderzyła zima, pokrywając tak miasto, jak górujące nad nim wzgórza grubą warstwą śniegu. Choć nie udało mi się tego dnia zobaczyć wschodu słońca, to spacer po Mikulovie obfitował w różne atrakcje, wśród których było solidarne pchanie pod górę samochodu. Na zdjęciu stacja Mikulov, wjeżdża znowu pociąg do Brzecławia. Wybieram się z jego pomocą na jeszcze jeden wypad do Valtic.


W ramach tego wypadu wracałem do Mikulova na piechotę, najpierw łukiem sięgającym do Austrii, a potem wzdłuż linii kolejowej. Ciekawej także dlatego, że biegnącej miejscami ok. 250 metrów od austriackiej granicy. Dziś to nic nie znaczy, ale przed 1989 rokiem była to Żelazna Kurtyna. Setki ludzi próbowało tędy wyrwać się do wolności, dziesiątki z nich zginęło. Upamiętnia ich seria tablic i interesujący pomnik, położony tuż przy torach. Napiszę o nim osobno.


Linię z Brzecławia do Znojma obsługują składające się z dwóch wagonów pociągi. Ten z przodu, pomalowany na niebiesko to wagon motorowy serii 854; towarzyszy mu zwykły wagon pasażerski.


Miałem jeszcze wiele okazji do sfotografowania takich zestawów. Choćby w Znojmie. Powyżej tego samego dnia wieczorem...


...a tu następnego dnia wczesnym popołudniem.


Socrealistyczna dekoracja dworca w Znojmie.


Znojmo to niewielki węzeł kolejowy - zbiegają się tu linie z Brzecławia, Jihlawy i austriackiego Retz. Korzystając z tego ostatniego połączenia można dojechać bezpośrednio do Wiednia; wynotowałem sobie sześć pociągów dziennie, obsługiwanych przez Austriackie Koleje Federalne. Co ciekawe, na niezbyt długim odcinku między Brzecławiem a Znojmem istniało dawniej jeszcze jedno połączenie cesarsko-królewskich kolei na Morawach i w Dolnej Austrii, to łączące Laa an der Thaya z Hevlinem. Od ostatniej wojny brakuje tam 2 kilometrów torów oraz dwóch mostów, tego na Dyi i granicznego, na jej starorzeczu. Co ciekawe, mimo dużej wagi przywiązywanej do transportu kolejowego w obu krajach w tym konkretnym wypadku chyba nie należy się spodziewać szybkiego odtworzenia połączenia1.


Dzień, który spędziłem w podróży ze Znojma do Taboru był ciekaw z kilku powodów. Pierwszym były piękne widoki. Linie kolejowe poprowadzone zostały krętymi trasami wśród pól, wzgórz i lasów; czasem długie odcinki wyznaczają przystanki wyłącznie na żądanie. Wyglądając z okna i śledząc bieg torów na mapie można wypatrzeć nie tylko sarny czy zające, ale również zabytki, jak widoczny powyżej cmentarny kościół pw. św. Barbary leżący na wzgórzu ponad Častohosticami.


Drugim ciekawym doświadczeniem jest sprawność lokalnego transportu kolejowego. Wspominałem już o tym, ale trzeba to wciąż podkreślać. Traktowana dosłownie rentowność - lub jej brak - która przyczyniła się do likwidacji tysięcy (!) kilometrów linii kolejowych w Polsce powinna być przecież tylko jednym z argumentów. A co z prawem mieszkańców prowincji do dojechania do pracy? do oferty kulturalnej i edukacyjnej sąsiednich miast? co z poczuciem wszystkich obywateli, że państwo nie jest tylko dla mieszkańców miast wojewódzkich? Przesiadałem się wygodnie na kolejnych, węzłowych stacjach, na których zawsze miałem - zazwyczaj co do minuty zgodnie z rozkładem - czas, by spokojnie przejść do drugiego czekającego pociągu. Jeżeli akurat tego czekania było więcej, mogłem skorzystać z poczekalni, kasy, toalety czy kawiarni w budynku dworca. Na zdjęciu typowy dla lokalnych połączeń zestaw trakcyjny serii 814 na stacji Morawskie Budziejowice (Moravské Budějovice). Ten na zdjęciu składa się z dwóch części: bliżej nas jest niskopodłogowy wagon bez napędu, dalej - ten motorowy. Jak widać, kabina sterownicza jest z obu stron. 


„Ke mně chodíval,“ rozhovořil se Švejk, „jeden dobrej člověk, nějakej Hofmann, a ten vždy tvrdil, že tyhle poplašný signály nikdy neúčinkují, že to zkrátka a dobře nefunguje, když se zatáhne za tuhle rukojeť. Já, spravedlivě řečeno, jsem se nikdy takovou věcí nezajímal, ale když už jsem si tady toho poplašného aparátu všiml, tak bych rád věděl, na čem jsem, kdybych náhodou toho někdy potřeboval.“

To jest:

— Przychodził do mnie — zaczął Szwejk obszernie — pewien dobry człowiek, niejaki Hofmann, i ten Hofmann zawsze twierdził, że sygnały alarmowe w pociągach nigdy nie funkcjonują, jednym słowem, że to na nic, choć się i pociągnie za taką rączkę. Ja, prawdę powiedziawszy, nigdy się takimi rzeczami nie interesowałem, ale skorom już na ten sygnał alarmowy zwrócił tutaj uwagę, to chciałbym wiedzieć, jak się rzeczy mają, bo może się zdarzyć, że trzeba będzie pociągnąć.


Na stacji Jihlava. Do odjazdu szykuje się pospieszny "Rozmberk" do Brna. Ciągnie go dieslowska lokomotywa serii 754, czyli popularny "nurek" albo "okularnik" (po czesku "brejlovec" - można to skojarzyć z pochodzącym z niemieckiego, potocznym określeniem "bryle")


Wagon silnikowy serii 841, czyli szwajcarski Stadler RegioShuttle RS1 na tej samej stacji Jihlava. To kolejna ze stacji, które zadziwiają żywotnością niedużych, lokalnych węzłów kolejowych. Można mieć nadzieję, że idąca przez polską kolej fala odrodzenia sprawi, że takie oczywistości przestaną dziwić i u nas, a kawiarnie i toalety będą codziennością polskich dworców.


Stacja Tabor. To gdzieś tutaj Szwejk przekonywał zgromadzony tłum o swojej niewinności. Wydarzenie to nie jest upamiętnione stosowną tablicą. Przypomina się jednak o słynnych słowach wypowiedzianych przez prezydenta Masaryka. W grudniu 1918 roku uroczyście witany wracał z emigracji do Ojczyzny. Podczas postoju w Taborze ojciec Czechosłowacji wypowiedział słowa powtórzone potem na niezliczonych pomnikach: "Tábor je náš program" - "Tabor jest naszym programem". Odwoływał się tu do korzeni tego miasta, powstałego jako idealna, demokratyczna wspólnota radykalnych husytów. Ideałom demokracji prez. Masaryk pozostanie wierny do końca życia, a Czechosłowacja pozostanie jedynym państwem międzywojennej Europy Środkowej i Wschodniej, która nie pójdzie łatwą drogą dyktatury. Co ciekawe, kilka tygodni temu na dworcu w Taborze odbyła się rekonstrukcja wizyty Masaryka2.


Tabor to również początek najstarszej zelektryfikowanej linii kolejowej w Czechach. Ruch pociągów zaczął się na niej w 1903 roku. Linia z Bechyně kończy się przy osobnym peronie. I znowu, mimo na pewno licznych pokus, by takie połączenie zastąpić autobusami, ruch odbywa się tu regularnie.


Tu, jak wiadomo, zaczęła się Anabasis Dobrego Wojaka Szwejka, której w tym roku oddałem turystyczny hołd.

Cdn.

1 - co wyrażał już artykuł opublikowany w 2007 roku (https://www.news.at/a/schengen-190368). Wydaje się, że przewidywania autora były słuszne.
2 - relację z tego wydarzenia podało m.in. "Jižní Čechy Teď!" (https://www.jcted.cz/po-sto-letech-na-taborskem-nadrazi-opet-z-ust-t-g-m-tabor-je-nas-program/)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz