niedziela, 7 października 2018

Łódź się świeci (trochę za bardzo), cz. 1. Plac Wolności i Park Staromiejski

W 2016 roku opowiadałem o swoich wrażeniach z łódzkiego Festiwalu Światła (czyli Light.Move.Festival.; tu można odwiedzić oficjalną stronę imprezy). W ubiegłym tygodniu postanowiłem znowu wybrać się do Łodzi, żeby zobaczyć, co i gdzie tym razem będzie się świecić.


Zakończony wreszcie po wielu latach remont linii kolejowej z Warszawy do Łodzi i oddanie do użytku pięknego, choć pustawego na razie gmachu dworca Fabryczna umożliwia wyskoczenie do Łodzi na kilka godzin. Tak właśnie zrobiliśmy, wyjeżdżając z Warszawy dopiero po trzeciej. Był jeszcze czas na obiad. Przed siódmą zaczęło się ściemniać i można było ruszyć na Piotrkowską.


Sercem tak XIX-wiecznej Łodzi, jak festiwalu jest plac Wolności. Wytyczono go w latach dwudziestych tamtego bardzo minionego stulecia w eleganckim, oświeceniowym jeszcze kształcie ośmiokąta. Trzy najpiękniejsze gmachy tworzą stary ratusz (niewidoczny), dawny kościół ewangelicko-augsburski Świętej Trójcy (z prawej) oraz gmach Muzeum. To one tworzyły największy ekran festiwalu. Wyświetlała się na nim świetna animacja wiążąca ze sobą kilka najsłynniejszych polskich filmów. Obok tych arcyłódzkich - jak "Ziemia Obiecana", pojawił się też arcywarszawski "Miś" (na zdjęciu). Całość spięto fantastycznie klamrą pochodzącej z "Kingsajzu" Szuflandii; krasnoludki w czerwonych czapeczkach otwierały kolejne katalogowe szuflady z filmami. Za materiałami festiwalu podaję, że autorami prezentacji byli Fundacja Lux Pro Monumentis, M. Bania, R. Słowik. Muzykę napisał Łukasz L.U.C. Rostkowski.


Z dużą nadzieją przedzierałem się przez zatłoczoną Nowomiejską do Parku Staromiejskiego. Dwa lata temu tam były najfantastyczniejsze instalacje, utrzymane w pięknym, lirycznym nastroju. Tym razem ten klimat reprezentowały unoszące się wśród gałęzi drzew ćmy...


...po bliższym przyjrzeniu okazywało się, że pokryte futerkiem.


Były też huśtające się niebieskie kule.


Świadomie pomijam na razie to, co nad całym parkiem dominowało. Muszę jednak zaznaczyć, że niektóre instalacje można było łatwo pominąć w panującym dźwiękowym i świetlnym chaosie. Na przykład te sukienko-choinki pokryte kwiatami zrobionymi z plastikowych butelek.


Z okazji festiwalu wygaszona była większość latarni. Okazywało się wtedy nagle, jak bardzo przeszkadzają one w podziwianiu nieba czy zabytków miasta. Tak z Parku Staromiejskiego prezentował się bałucki kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.


Najpiękniejszą instalacją w parku była ta niesamowita konstrukcja osadzona w prawie suchym (niestety) basenie fontanny. Trochę jak z jerozolimskim Mostem Strun, tak i tutaj linie układały się w coraz to nowe złudzenia powierzchni i łuków.


A wszystko to wykonane ze sznurka.


Niestety, albo ja miałem sprzed dwóch lat mylne wspomnienia o festiwalu, albo padł on od tego czasu ofiarą własnego sukcesu. Przypomnijcie sobie, Czytelnicy, to zdjęcie. Staw w Parku Staromiejskim dwa lata temu pokrywały wzięte jakby z Moneta wielkie nenufary. Tuż obok równie surrealistyczne, ale już Mehofferowskie ważki. A teraz połać stawu posłużyła za scenę do pokazu laserów w towarzystwie tandetnej (w mojej, oczywiście, opinii) muzyki techno. Wielkie nenufary widziałem tylko tutaj - e k s c y t u j ą c e pokazy laserów w dziesiątkach miejsc. Zwróćcie przy tym uwagę, że park jest dość nieduży, więc jedna czy druga hałaśliwa atrakcja przygniatała wszystkie pozostałe.

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz