środa, 1 sierpnia 2018

Kilometr 495, Osterburken

Gdybym pokonywał tą samą drogę przed osiemnstoma wiekami, dziś rano zobaczyłbym wysokie mury kamiennego fortu. Przy strzeżonej przez żołnierzy bramie tłoczyliby się zmierzający na targi kupcy, posłańcy z wieściami od germańskich wodzów, pasterze prowadzący swoje stada i dwóch dziwnych Gallów szukających formularza. Dotarłem do granicy Imperium!


Po klęsce w Lesie Teutoburskim August postanowił nieco wyluzować i odpuścić podbój całej Germanii. Rzym oparł swoje granice o Ren i Dunaj. Z małymi wyjątkami tak już miało zostać. Trochę na pocieszenie z utrzymanych ziem wzdłuż Renu utworzono prowincje Germania Dolna i Górna. Wszystko fajnie, ale rzeki  płynące do różnych mórz jakoś nie lubią się łączyć, co więc zrobić z luką między Renem a Dunajem? Oczywiście, umocnić. Najpierw legioniści wnieśli wieże z drewna; potem pojawiła się palisada, wreszcie mury i forty. Limes Germanicus strzegł przez dwieście lat spokoju rzymskich Germanii, Galii i Recji. Dziś jego pozostałości są wpisane na Listę UNESCO.

Jeden z fortów wysuniętej granicy odkryto w Osterburken. Na wzgórzu ponad miastem odsłonięto szczątki murów, dając trochę wyobrażenia, jak to wyglądało. Wokół legionowego fortu wyrosła z czasem osada, dziś zakryta przez miasto. Ponad ruinami łaźni - jednego z symboli rzymskiej cywilizacji - wzniesiono muzeum. Czego tu nie ma! Są pamiątkowe tablice zostawione przez dowódców, są posągi bogów i domowe kapliczki, jest wreszcie kopia (oryginał w Karlsruhe) pięknej płaskorzeźby przedstawiającej Mitrę (na zdjęciu).

Rzymianie opuścili dzisiejsze Osterburken około 260 roku, w dobie wielkiego kryzysu imperium.

Wreszcie pada! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz