czwartek, 14 stycznia 2021

Jeszcze sławetniejsza wyprawa wzdłuż drugiej Smródki. Cz. 2, to jest podnóżami Wysoczyzny Rawskiej

Dziś zapraszam na kolejny odcinek wyprawy wzdłuż sławetnej mazowieckiej Utraty. W poprzednim odcinku szukaliśmy razem źródeł tej rzeki. Dziś idziemy na wschód - gdzie musi być jakaś cywilizacja, oczywiście. Albo centrum handlowe w Wólce Kosowskiej.


Od jej wykopanych źródeł pod Kaleniem Utracie towarzyszy przez jakiś czas zielony szlak turystyczny, noszący sympatyczną nazwę szlaku Wzdłuż Krawędzi Wysoczyzny Rawskiej. Jak może pamiętacie, Mazowsze jest raczej płaską krainą. Mazowieckimi "Himalajami" są właśnie różne Wzniesienia i Wysoczyzny, sięgające maksymalnie 236,4 metrów nad poziomem morza. Utrata wybija na światło dzienne na krańcach Wysoczyzny Rawskiej, na wysokości ok. 159,8 metrów - w mazowieckiej skali to naprawdę wysoko.


Na ostatnim zdjęciu pierwszego odcinka tej wyprawy widzieliśmy w oddali dwór. Napisałem, że jest "zagadkowy". Dlaczego? Choćby dlatego, że nie ma go na mapie topograficznej. Jak się okazało, wbrew zabytkowym pozorom to całkiem współczesna budowla. Na krawędzi lasu, wśród całkiem malowniczych łąk, formalnie w Pieńkach Zarębskich ktoś postawił sobie "Parterowy, murowany dwór szlachecki w stylu klasycystycznym. wiernie zrekonstruowany na wzór oryginalnego dworu polskiego z 1850 roku, usytuowany na planowanym osiedlu 3 ekskluzywnych jednorodzinnych rezydencji na terenie kompleksu dworskiego". Skąd ten opis? Z ogłoszenia - dwór jest na sprzedaż [link]. Ktoś zainteresowany? 


Budynek, przyznam, całkiem ładny. Jak w środku - nie mam pojęcia.


Z planowanego osiedla, jak się zdaje, już nic nie wyjdzie. Na zdjęciach satelitarnych wyraźnie widać jeszcze jeden fundament, przygotowany kilkanaście lat temu. W terenie widać go dużo mniej wyraźnie - to ten obszar rudawej trawy za towarzyszącym mi w wyprawie Jackiem Dudą [odwiedźcie go na fejsbuku, bo warto].


W Międzynarodowym Przedostatnim Dniu Roku (godne święto!) pogoda była raczej deszczowa, ale i tak kawałki trasy pokonaliśmy idąc przez trawy i krzaki nad samym brzegiem rzeki. Tak było choćby między Lisówkiem a Ojrzanowem-Towarzystwem, gdzie nad ten brzeg zepchnęło nas zaorane razem ze szlakiem pole. Udało nam się nie utonąć w błocie, choć wszystko przed nami.


Na lewo Równina Łowicko-Błońska, na prawo Wysoczyzna Rawska (nawet trochę widać), gdzieś pomiędzy - Utrata.


Po dłuższym marszu drogą przez Ojrzanów-Towarzystwo odbiłem w pola, by zobaczyć nie byle co, a Ojrzanowsko-Towarzysko-Żelechowski Węzeł Wodny (imienia nie wymyśliłem). Wśród łąk do Utraty wpada kilka kanałów i strug. Do tego momentu nie byłem pewien, czy aby coś płynącego od strony Zaręb nie jest większe od Utraty - ale nie jest, a pozycja źródeł pod Kaleniem jest niezagrożona.


Jak każda godna atrakcja turystyczna, Utrata ma swoją białą damę. Legendy mówią, że jest to była współlokatorka kuzyna siostrzeńca brata ojca [1] Barbary Radziwiłłówny, która tak długo żuła gumę, aż oślepła [2].

Tak było, nie zmyślam.


Odwiedziliśmy do tej pory jeden współczesny dwór, zobaczmy trochę starszych zabytków. Nieopodal miejsca, gdzie ukazuje się Biała Dama leży Ojrzanów (tym razem bez dodatków po myślniku), a w nim, nad samą rzeką pałac. Dla rodziny Stadnickich zbudował go Władysław Marconi, przedstawiciel znanej warszawskiej rodziny architektów i budowniczy hotelu Bristol. Ciekawe, czy Marconi w ogóle się tu pojawił, czy tylko jako sławny architekt wyciągnął projekt z teczki gotowych projektów i zainkasował stosik rubelków? A, po wojnie pałac był własnością Paxu.


Po drugiej stronie Utraty leży Żelechów (nie mylić z Żelechowem nieopodal Garwolina).


Zabytkowe atrakcje są dwie. Jedną jest kościół pw. Zwiastowania NMP. Zbudowano go w średniowieczu, a potem, jak to u nas bywało, przebudowano go wiele razy. Efekt nie jest szczególnie ciekawy, niestety.


Dowody na gotyckość murów jednak są: to charakterystyczne, podpierające nawę przypory. Jest też, jak głosi wieść, ciekawe wyposażenie wnętrza, ale tego nie udało nam się podejrzeć nawet przez dziurkę od klucza.

A, i parafia nie ma obecnie proboszcza [3], więc jeżeli ktoś z Was akurat ma święcenia i szuka pracy, to się odezwijcie.


Drugą zabytko-atrakcją Żelechowa jest grób Józefa Chełmońskiego. Leży obok swojego przyjaciela, ojrzanowskiego proboszcza, ks. Pełki. Szerokie poszukiwania w guglach przyniosły nam jeszcze podczas wycieczki informację, że pod koniec życia Chełmoński był raczej, jakby to powiedzieć, abnegatem. W ramach artystyczno-starczych dziwactw miał kiedyś przynieść do domu mrowisko [4]. Ja nie wiem, jak się przynosi do domu mrowisko. W kapeluszu? W wiadrze? Na łopacie?


Od Ojrzanowa i Żelechowa Utrata płynie konsekwentnie na wschód, zbierając po drodze kolejne cieki, strugi i potoki. Do krawędzi Lasu Młochowskiego dociera już jako całkiem solidna rzeka.


Nabiera też dzikości, meandrując sobie wartko wśród drzew. Nie byle jakich drzew: jest tu rezerwat "Młochowski Łęg", jedyny tej rangi obszar nad brzegami naszej rzecznej bohaterki.


Jak na półdziką leśną rzekę przystało, Utrata niewiele robi sobie z koryta, ścieżek i szlaków, przecinających ten las - chyba największy zwarty obszar drzew na jej trasie - i rozlewa się ku przyrodniczej i turystycznej radości.


Po czym wykrzykuje: "Wpłynęłam na mokrego przestwór stawu!" W Krakowianach Utratę spiętrzono, tworząc spory (jakieś 3,5 hektara) staw.


To oczywiście sztuczne spiętrzenie, ale w sumie to Utrata, jak na nizinną rzekę, ma spory spadek. Przeszliśmy dotąd jakieś siedem kilometrów jej biegu, a zeszliśmy w dół dwadzieścia metrów. Trzy metry spadku na kilometr - to u nas na Mazowszu sporo.


W stawie, według Jacka, można było kiedyś łowić szczupaki. A to jest młyn, czy raczej to, co z niego zostało. Na mapie topograficznej w Geoportalu nie jest już zaznaczony jako młyn, ale na przedwojennych mapach jeszcze tak. Może to po drodze był ośrodek wypoczynkowy czy coś? Ktoś wie może?

A, są złowrogie napisy i grafiti, więc ostrożnie, bo szataniści.


Choć z każdą chwilą coraz bardziej padało i nawet nie próbowaliśmy już iść samym brzegiem, mieliśmy Utratę cały czas w zasięgu wzroku. Płynie sobie ładną dolinką wzdłuż Woli Krakowiańskiej w stronę szosy krakowskiej, której szum dawało się już usłyszeć.


Skoro mowa o Woli Krakowiańskiej. Jacek zadał to samo pytanie na fejsbuku, ale chyba nie uzyskał odpowiedzi. Czy ktoś tu zna koreański?


A to już między Parolami a Garbatką. Utrata, jak widać, uregulowana, ale i tak malownicza. Szkoda, że padało coraz bardziej. Przeprawiliśmy się na lewy brzeg i chcieliśmy iść dalej widoczną na mapach polną drogą. Niestety, droga jest jednak tylko bytem kartograficznym, więc wybraliśmy asfalt.


Teraz zrobię nagłą zmianę pogody. W momencie, kiedy publikuję tę notatkę, mamy już za sobą kolejny spacer, podczas którego doszliśmy z Mrokowa do Tworek. A że podczas tego kolejnego spaceru, jedenastego stycznia nie tylko nie padało, ale nawet była bardzo piękna pogoda, skorzystałem z okazji i zmrożonego błota, by uzupełnić jeden z ominiętych kawałków. W ten sposób dotarliśmy do krawędzi Mrokowa, kilkaset kroków od krajowej "siódemki".


Ten most wyznacza pauzę. W grudniu przez słynną z centrum handlowego Wólkę Kosowską poszliśmy do autobusu, w poniedziałek z tego miejsca ruszyliśmy dalej, tym razem na północ.

Cdn.

1 - kto skojarzył niech sobie zje ciasteczko z wróżbą w nagrodę
2 - a tu nie wiem, rdestu możecie sobie naciąć
3 - według strony Archidiecezji Warszawskiej, link
4 - informacja na blogu "Proszę wycieczki", link 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz