piątek, 6 listopada 2020

Pod murami Szydłowa, cz. 1

Szydłów cieszy się od lat niesłabnącą popularnością wśród turystów wędrujących po ziemi świętokrzyskiej. Nie dziwię się nic a nic: jest tu kilka gotyckich zabytków, piękna synagoga, zachowany w części zamek, a przede wszystkim spora polska rzadkość, czyli znaczna część murów miejskich. Niezmiennie uważam, że określenia "polskie Carcassone" powinno się unikać, i może nawet o tego rodzaju hasłach i mitach co nieco napiszę. Na razie zostawmy te spory i wybierzmy się pod mury Szydłowa.

Południowo-wschodni narożnik miasta, widoczna fara pw. św. Władysława

Wybieramy się pod mury w całkiem dosłownym sensie. Szydłów był jednym z punktów ostatniego sympozjum speleologicznego, bardzo ograniczonego i bardzo osobliwego z powodu trwającej epidemii. Jak część z Czytelników pamięta, od kilku lat biorę z krajoznawczo-geologicznej ciekawości udział w tych jaskiniowych zjazdach. Efektem była m.in. ta całkiem popularna notatka sprzed roku, mówiąca o frydmańskich piwnicach winnych. Tradycyjnie ostrzegam, że nie należy spodziewać się jakichś spektakularnych odkryć i wielkich jaskiń, ale parę ciekawostek z dziedziny "dziur w całym" tutaj jest.

Gotycko-renesansowa Brama Krakowska, wizytówka Szydłowa

Szydłów został zbudowany na wapieniach neogeńskich, które zbierały się i kamieniały na dnie istniejącego kilkanaście milionów lat temu Morza Sarmackiego (Paratetydy). Zbudowany na i zbudowany z, bo dawni mieszkańcy chętnie korzystali z łatwo dostępnego skalnego bogactwa. Szczególnie od zachodu, gdzie skalne wzniesienie podcięła rzeczka Ciekąca huczały dawniej odgłosy mniejszych i większych kamieniołomów. Na tle kamiennych murów osobliwie wygląda farny kościół pw. św. Władysława, zbudowany w XIV wieku jakby dla odróżnienia się - z cegły.

Widok z Bramy Krakowskiej na zachód, w stronę doliny Ciekącej

Te skały i kamieniołomy nie tylko dały materiał do wzniesienia murów miasta, ale też ocaliły je później przed rozbiórką. Przecież murów w większości miast polskich nie ma nie dlatego, że niszczyły je wojny, ale dlatego, że rozbierano je w kolejnych stuleciach jako niepotrzebne i zagracające przestrzeń. Taki los spotkał choćby mury Krakowa. Jeżeli mury gdzieś przetrwały, to nie ze względu na świadomość ich wartości, ale raczej zapomnienie, biedę miasta lub połączenie tych dwóch czynników. W Szydłowie mury również chciano rozebrać, był nawet na to za czasów Królestwa Kongresowego przetarg ("licytacja"), ale nie było chętnych.  

Dom duży zamku szydłowskiego widoczny z dna doliny Ciekącej

Miasto było otoczone legalnymi i dzikimi kamieniołomami, kto chciał, mógł mieć kamienia, ile dusza zapragnęła. A że i ruchu inwestycyjnego z ubożuchnym miasteczku nie było, to po co płacić za dodatkową stertę kamienia? Warto jednak z uczciwości wspomnieć, że nie zachowało się wszystko. Nie chodzi tylko o brakujące mury od północy i wschodu. Również dzisiejszy kształt istniejących szydłowskich murów to w pewnej części rekonstrukcja. Południowy budynek zamkowy, widoczny na powyższym zdjęciu, nie miał oryginalnie krenelażu (ząbkowania), którego zbudowanie to zasługa wyłącznie fantazji prowadzącego tu prace tuż po ostatniej wojnie Jerzego Żukowskiego. W czasie tych samych prac odbudowano fragmenty murów w południowo-zachodniej części miasta. Ich brak wyraźnie widać np. na ilustracji w "Kłosach" z 1869 roku [1].

Tzw. Skarbczyk, jedna z pozostałości zamku w Szydłowie, widziana z dna doliny Ciekącej

Starczy o murach! Kto chce, znajdzie w internecie dostatecznie dużo ich zdjęć. My zajrzyjmy wreszcie pod mury. Skoro są wapienie, to są i jaskinie. Szydłów może się pochwalić wzmianką już w najstarszym katalogu jaskiń polskich, opublikowanym przez Artura Gruszeckiego w - uwaga - 1878 roku ("O jaskiniach na przestrzeni od Karpat po Bałtyk"). Którą jaskinię Gruszecki miał na myśli, ciężko dzisiaj stwierdzić. Możliwe zresztą, że nie była to jaskinia naturalna, a raczej jedna z kilku wykutych sztucznych grot.


Pierwsze nagromadzenie skalnych i jaskiniowych ciekawostek zebrało się pod północno-zachodnim narożnikiem szydłowskich murów, w cieniu szydłowskiego zamku. Według materiałów sympozjalnych [2] w tym rejonie opisano dotąd (w języku speleologicznym: zinwentaryzowano) 5 jaskiń oraz 4 mniejsze obiekty, nazywane schroniskami skalnymi. Największym z tych obiektów jest Jaskinia Szydłowska o długości 12 metrów. Na zdjęciu powyżej widoczny jest jej otwór; za nim poprzeczny korytarzyk pozwala poczołgać się albo kilka metrów w lewo, albo w prawo.


W tym samym rejonie znajduje się też kolejna ciekawostka: rura krasowa, przewiercona przez wodę dziura o długości około dwóch metrów. Blok skalny, w której się znajduje przechylił się z czasem i stoczył w dół stoku. 


A to potwierdzenie, że dziura jest na wylot.

Cdn.

1 - o szydłowskim zamku w: Kajzer L., Kołodziejski S., Salm J., "Leksykon zamków w Polsce", Warszawa 2012, s. 484-487
2 - Gajek G, Kasza A., Komorowski A., Urban J., Walenciak Z., Zieliński A., "Sesja terenowa: kras w gipsach i wapieniach Niecki Połanieckiej", w: Materiały 54. Sympozjum Speleologicznego, Kraków 2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz