wtorek, 13 lipca 2021

Pospacerowe podsumowanie

Że nie będzie to mój największy spacer, to było jasne od początku. A wyszło jeszcze krócej. Kto śledził Facebooka, ten wie, kto nie śledził, niech się dowie teraz: w związku z zamykaniem części przejść przez Słowaków i ogólnie niejasną sytuacją epidemiczną postanowiłem tym razem nie wędrować przez Słowację w kierunku Węgier. Nie szkodzi: skoro było dziesięć ciągłych dni na piechotę, to spacer z Krakowa na Kasprowy i z powrotem zalicza się do moich większych i sławetniejszych spacerów. To był już ósmy taki spacer, licząc wcześniej trzy obejścia Tatr, trzy spacery rocznicowe (ten, ten i ten) i szwejkowski spacer po Czechach. Tradycyjnie zapraszam na krótkie podsumowanie, kilka zdjęć i kilka niezwykle frapujących informacji.

A skoro tradycyjne jest podsumowanie, to musi być i tradycyjna mapa. Jak zwykle oparta o zdjęcie satelitarne z Google Earth i jak zawsze pokazująca również moje poprzednie spacery. Zdaje się, że robi się w tej okolicy ciasno od śladów! Czerwień to oczywiście mój spacer tegoroczny - dzięki zmianie planu wyszła mi bardzo elegancka wycieczka z Krakowa do Krakowa. Na południe szedłem trasą po wschodniej (prawej) stronie, wracałem wzdłuż linii zachodniej (lewej). Pozostałe linie to moje trasy z poprzednich lat: spaceru reformacyjnego z 2017 roku (linia niebieska) oraz trzech obejść Tatr z lat 2014-2016, z którymi, jak widać, krzyżowałem kroki wielokrotnie. To, żartem mówiąc, największe "naj" tego roku: aż osiem spotkań z dawniejszymi trasami (bo z każdą po dwa razy).

Widok na Gorce i Beskid Wyspowy z Czoła Turbacza, 3. lipca
Zrobiłem 278 kilometrów. To dwie trzecie planowanego dystansu, choć oczywiście na innej trasie. Średnią oceniam jako całkiem imponującą, bo robiłem po - trudne obliczenie - 27,8 kilometra dziennie, w terenie górskim lub mocno górskim. Poziomem kondycji po okresie epidemicznego siedzenia na czterech literach jestem mocno zaskoczony.

Spojrzenie w głąb Doliny Kościeliskiej, zamkniętej Kamienistą (z lewej) i Bystrą, najwyższym szczytem Tatr Zachodnich (po środku), 7. lipca
Skoro góry, to obok samych kilometrów w poziomie ważne są jeszcze metry w pionie, czyli podejścia. Mapy.cz policzyły mi imponujące 7288 metrów, ale czeska aplikacja - ze względu na uproszczoną mapę ukształtowania terenu - trochę przesadza. Myślę, że mogę napisać, że zrobiłem coś między 6 a 7 tysięcy metrów podejść. Najwyższym punktem na trasie był, i to akurat zgodnie z planem, Kasprowy Wierch (1987 metrów). Rekordowego dnia, 9 lipca zrobiłem 37 kilometrów i ok. 900 metrów podejść, przełażąc przez kolejne grzbiety Beskidu Makowskiego.

Kaplica pod Koskową Górą w Beskidzie Makowskim, 9. lipca
Tym razem nie będzie uzupełniania katalogu: nadawałem po drodze wyłącznie na blogowym Facebooku (kto nie polubił do tej pory, ten przegapił - więc proszę polubić!). Poszło bardzo sympatycznie, pokazało się łącznie 48 krótkich notatek. Ilustrowanych zdjęciami zrobionymi telefonem, czyli bardzo umiarkowanej jakości. Ale dzięki temu mogło być aż tyle meldunków, a bardzo liczne i bardzo życzliwe reakcje potwierdzają, że było warto!

Wierne buty, kończące już swój żywot po tej wycieczce

Prezentacji z tego spaceru raczej nie będzie, ale tutaj pokaże się kilka notatek i galerii. Najpierw jednak wypada zakończyć te wątki, które nie doczekały się domknięcia przed latem. Do usłyszenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz