środa, 30 czerwca 2021

Spacer w poprzek Karpat (z przeszkodami)

Dawno nie było żadnego większego spaceru, ale mam dla siebie i dla Was dobre wieści. Obie dawki szczepionki przyjęte, paszport covidowy pobrany, plecak spakowany: wybieram się na spacer z Polski w kierunku Węgier. Celowo nie piszę "na Węgry", bo na razie wciąż się nie da, ale może za kilka dni i ta granica się otworzy, kto wie? Tym razem to będzie spacer typowo górski, coś na kształt twórczego rozwinięcia koncepcji obchodzenia Tatr dookoła.

Dawno, dawno temu, w 2014 roku, wybrałem się z Pyzówki w drogę do Pyzówki. Zajęło mi to 26 dni, byłem po drodze m.in. w Gorcach, Niżnych Tatrach, Wierchach Choczańskich i pierwszy raz na Babiej Górze. Po tej wycieczce - do której byłem zresztą z dzisiejszej perspektywy komicznie nieprzygotowany - były jeszcze dwa obejścia Tatr, a potem wymyśliłem obszernie pokazywane tutaj spacery rocznicowe. W 2020 z przyczyn rodzinno-epidemicznych większego spaceru nie było, ale przecież o dłuższospacerowaniu nie zapomniałem. W planach czeka przejście całej Pierwszej Republiki (Czechosłowackiej) od jednego do drugiego końca, od kilku lat mam też naszkicowane Wielkie Obejście Tatr z Przymrużeniem Oka (ze skrajnymi punktami w Cieszynie i Tokaju). Ale czas na zmianę: tym razem zamiast robić w Karpatach kółko zrobię przez Karpaty kreskę. Nie wzdłuż, bo na taką wielką wyprawę mam i za mało odwagi, i czasu. Zostaje jedna możliwość: w poprzek Karpat!

No, dobrze, ale skąd dokąd? Mam spory wybór, bo w końcu Karpaty mają swoje w miarę ustalone krańce na zachodzie i południowym wschodzie, ale na północy i południu już nie. Pomyślałem więc, że zacznę w Krakowie, który od zawsze jest dla mnie (warszawiaka) punktem startowym i końcowym wycieczek w polskie Karpaty. A dokąd? Wykreśliłem sobie linię wzdłuż południka i postanowiłem się jej mniej-więcej trzymać.

Co będzie na tej trasie, jeżeli oczywiście nie skręcę sobie nogi wychodząc z krakowskiego dworca? Najpierw Pogórze Wielickie, potem przechodzące płynnie jedno w drugie kolejne pasma beskidzkie: Makowski, Wyspowy, Gorce. Stamtąd w dół na spisko-podhalańskie pogranicze, i znowu w górę, by przejść Tatry przez Kasprowy Wierch. Dalej przez najbardziej karpackie państwo, czyli Słowację. Więc oczywiście za większymi Tatrami te Niżne, które chciałbym przejść przez szczyt Królewskiej Hali. Stąd już coraz niżej: Murańska Planina, Góry Stolickie, Pogórze Rewuckie, Kotlina Południowosłowacka.

Ale kto myśli, że już tam, na Słowacji Karpaty się wezmą i skończą, ten jest w błędzie! Za Rimavską Sobotą i Fiľakovem (kiedyś tureckim!) pojawią się jeszcze raz. Pogórze Cerowskie i granica węgierska, za którą wyrasta pasmo Matry. Może pamiętacie, że jedna z górek na herbie Słowacji (i Węgier też) to właśnie góry Matra. Czy tam dotrę, nie wiem. Na razie Węgry konsekwentnie nie wpuszczają i zbyt wielu turystów, i zbyt wielu praw człowieka, ale może przez najbliższe dni coś się zmieni? Jeżeli tak, to spróbuję zdobyć najwyższy szczyt dzisiejszych Węgier, dumny Kékes (1014 metrów). Za nim, jeżeli mapy nie kłamią, zobaczę już bezkresną połać płaskiej Panonii. Tam, na tym samym co do minut południku co Kraków, leży Gyöngyös, mój cel. A jeżeli granica węgierska pozostanie zamknięta, odbije się od niej jak kauczukowa piłeczka i zakarpackiej płaskości poszukam na Słowacji. To wszystko mam nadzieję pokonać w nieco ponad dwa tygodnie. O ile, oczywiście, nie skręcę nogi na krakowskim dworcu.

Nadawać będę głównie na blogowym Facebooku. Jeżeli interesuje Was, co zobaczę i co mnie spotka po drodze - zapraszam tam. Do usłyszenia!

I trzymajcie kciuki za to wyjście z dworca.

(za ilustracje posłużyły zdjęcia z bardzo różnych karpackich wycieczek z ostatnich lat)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz