środa, 4 marca 2020

Tym razem z okazji wyborów w Izraelu

Kalendarz wyborczy w interesujących mnie krajach sprawił, że zamiast zdjęć gór i kościołów publikuję teraz zdjęcia parlamentów. Tak jakoś wyszło, że przez lata prowadzenia tego bloga nie dało o sobie znać moje zainteresowania Izraelem. Co innego w jego poprzedniej wersji: tam Izraela było mnóstwo, w tym relacji z moich pobytów w górach Karmel. Byłem w Izraelu kilka razy, łącznie blisko pół roku. Choć od kilku lat skupiłem się - jak widać - na bliższych nam krajach, szlakach i górach, to wciąż śledzę wydarzenia w tym niewielkim kraju. Odbyły się tam właśnie kolejne wybory parlamentarne, które miały przynieść rozwiązanie trwającego od półtora roku kryzysu politycznego - ale nie przyniosły.

Gmach Knesetu w Jerozolimie

Trzy razy remis


W grudniu 2018 roku po rozpadzie rządzącej koalicji Kneset dwudziestej kadencji samorozwiązał się, ale ani wybory z kwietnia, ani z września 2019 roku nie wyłoniły stabilnej większości parlamentarnej. Sytuacja była i jest bez precedensu w historii izraelskiej demokracji: rozpisano trzecie przedterminowe wybory. Izraelczycy poszli do wyborów w ostatni poniedziałek, który jak zwykle - godne uwagi rozwiązanie - na tę okazję stał się dniem wolnym od pracy. Jak donosił "The Jerusalem Post", piękna pogoda i dodatkowy wolny dzień sprawiły, że izraelskie parki narodowe  zostały po prostu oblężone ponad swoje możliwości1. I to wyborcze ułatwienie, i silne tradycje demokratyczne sprawiły, że frekwencja w wyborach była imponująca, sięgając prawie 71%. Jednak przełomu nie ma, jest za to znowu remis: rządzący prawicowy Likud będzie miał 36 mandatów, zbudowana w opozycji do niego koalicja Kachol Lawan - około 33. Elementem, który blokuje rozwiązanie jest nie tylko temperatura politycznego sporu, ale też premier Benjamin Netanjahu. Mimo już oficjalnych prokuratorskich zarzutów o korupcję okazuje się być politykiem o pozycji mocniejszej od słowackiego Fico.

Budynek wzniesiono w latach 60-tych. Do jego głównych autorów należeli Josef Klarwein i Ram Karmi

Ustrojowe osobliwości Izraela

Dopiero co opublikowana notatka o wyborach do Rady Narodowej na Słowacji [link] daje mi ciekawą okazję do krótkiego opisania ustroju izraelskiego i porównania go do tego polskiego i słowackiego. Izrael to jedyne (lub jedno z dwóch, jeżeli liczyć północnoafrykańską Tunezję) na Bliskim Wschodzie państwo demokratyczne; jego wyjątkowość jest doskonale widoczna choćby na mapach zestawiających wyniki corocznego rankingu Freedom in the World2. Oczywiście, do tej informacji potrzebne jest wielkie zastrzeżenie mówiące o postępowaniu Izraela na terytoriach okupowanych - ale o tym za chwilę. Zarówno żydowscy, jak arabscy obywatele Izraela (chodzi tu o arabskich obywateli państwa, a nie żyjącą Arabów na terytoriach okupowanych) korzystają ze swobód politycznych w tym regionie nie spotykanych. Najważniejszym organem w ustroju państwa jest Kneset, parlament wybierany na czteroletnią kadencję w powszechnych wyborach3. Ma jedną izbę i 120 członków, jest więc podobny do słowackiej Rady Narodowej - również jednoizbowej i mającej 150 posłów. Wybory bardzo różnią się od tych polskich, i to chyba najważniejsza specyfika ustrojowa Izraela. Okręg jest jeden - to już znamy ze Słowacji - ale nie ma listy, na której wskazuje się nazwisko kandydata. Głosujący wybiera tylko partię, a do parlamentu wchodzi następnie tyle osób z góry partyjnej listy, ile mandatów zyskała partia. W takim systemie rola partii jako organizatorów życia politycznego staje się naprawdę ogromna. 

Izraelski herb Jerozolimy. Prawa Izraela do tego miasta - całości lub części - są przedmiotem trwających od 1948 roku międzynarodowych sporów

Kolejnym źródłem zdziwienia może być dla Polaków próg wyborczy. W Polsce, co pewnie dobrze zapamiętaliśmy po wyborach z 2015 roku, wynosi 5% dla komitetów partyjnych (tak samo jest na Słowacji) i aż 8% dla tych koalicyjnych (na Słowacji 7% - dlatego nie weszło Progresivne Slovensko). W Izraelu przyjęty jest próg wyborczy w wysokości 3,25%. To mało, ale, uwaga, tak wysoki (!) próg jest tam od niedawna; aż do lat 80-tych próg wynosił zaledwie 1%. Taki system miał i ma swoje wady i zalety. Zaletą jest większa niż w Polsce reprezentacyjność parlamentu (przykładowo, przy takim progu w 2015 roku do Sejmu weszłaby i Zjednoczona Lewica, i Razem, i KORWiN), brak betonującego scenę polityczną zjawiska "zmarnowanego głosu" i ucząca kompromisu konieczność tworzenia szerokich koalicji (większości jednej partii nie było nigdy: u szczytu swojej sławy socjaldemokratyczny Mapai miał 47 na 120 miejsc w Knesecie, a po triumfie z 1981 prawicowy Likud 48). Są jednak i wady: taki system mniej hamuje radykalizmy (jest większa szansa, że radykalny pogląd zbierze trzy, niż pięć procent poparcia), rozbija Kneset i utrudnia stworzenie stabilnej koalicji. Właśnie te wady w połączeniu ze złożonością sporów i stawianymi premierowi Netanjahu zarzutami stały się podstawą trwającego kryzysu politycznego w Izraelu.

Uruchomiony w 2011 roku tramwaj w Jerozolimie był nie tylko przełomem komunikacyjnym w skali całego Izraela (państwo to nie posiada - za wyjątkiem sympatycznego, gubałówkowego Karmelitu w Hajfie - szynowej komunikacji miejskiej), ale też elementem sporu o prawo Izraela do inwestowania i kolonizowania terenów zdobytych w wojnie 1967 roku

Nadzieje na zmiany

No, ale co tu ukrywać, to nie te polityczne curiosa są przyczyną światowego zainteresowania wyborami w Izraelu. Świat liczy, że przełom w izraelskim kryzysie politycznym będzie też przełomem w jednym z najdłuższych konfliktów współczesnego świata. Konflikt izraelsko-arabski narastał i komplikował się przez dekady: niepowodzenie międzynarodowego planu z 1947 roku, napaść państw arabskich na Izrael i jego niespodziewane zwycięstwo w 1948 roku, wreszcie triumf w wojnie sześciodniowej, który zdecydowanie zawrócił Izraelowi w głowie. Mało kto dziś pamięta, że w okolicach lat 1993-1995 trwałe rozwiązanie konfliktu izraelsko-arabskiego i problemu palestyńskiego wydawało się być w zasięgu ręki. Powstała Autonomia Palestyńska, zawarto pokój izraelsko-jordański, wydawało się, że o krok jest podobne porozumienie z Syrią. Dziś, kiedy istnieją dwie skłócone Autonomie (ta Fatahu na Zachodnim Brzegu i ta Hamasu w Strefie Gazy), a Izrael łamiąc prawo międzynarodowe kontynuuje akcję osadniczą na Zachodnim Brzegu trzeba wiele optymizmu, by widzieć na horyzoncie rozwiązanie dramatu. Na pewno tego rozwiązania nie przyniosą ani dalsze rządy wspierającego kolonizację Zachodniego Brzegu Netanjahu, ani prostackie próby prezydenta Trumpa. Tu warto zauważyć, że niepoważne propozycje prezydenta Stanów Zjednoczonych poparł także główny konkurent Netanjahu, Benjamin "Benny" Ganc4 (w powszechnie przyjętej angielskiej transliteracji: Gantz) - nie ma więc co przesadzać z widzeniem w nim nowej jakości. Izrael musi być gotowy do rezygnacji: wycofanie się do granicy z 1967 roku nie wchodzi raczej w grę, ale z czegoś trzeba rezygnować. Izrael wielokrotnie pokazał zdolność do takiej rezygnacji: w 1982 roku opuścił półwysep Synaj, ewakuując stamtąd kilkanaście osiedli, a w 2005 roku wycofał swoich osadników ze Strefy Gazy. Jednak różnica skali jest ogromna: z Gazy usunięto (częściowo siłą) około 8 tysięcy izraelskich osadników, na Zachodnim Brzegu - i to nie licząc oficjalnie anektowanej przez Izrael Wschodniej Jerozolimy - żyje ich już około 400 tysięcy.

Wznoszone od początku obecnego wieku mury, wieże i płoty rozdzielające terytoria bezpośrednio kontrolowane przez Izrael od tych pod chociaż częściową władzą palestyńską zastąpiły obozy dla uchodźców w roli najbardziej rozpoznawalnych znaków konfliktu izraelsko-arabskiego

Oczywiście, polityka izraelska nie kręci się wyłącznie wokół sprawy palestyńskiej. Do wielkich osi dyskusji należą sprawa mniejszości narodowych (co w praktyce oznacza stwierdzenie, że Izrael jest państwem żydowskim?), pozycja premiera (pod wieloma względami bardziej przypomina ona pozycję prezydenta Stanów Zjednoczonych, niż premiera Polski), ochrona zdrowia i roli religii w życiu państwa (pod tym względem Izrael to kraj zadziwiających kontrastów: jedna z najnowocześniejszych gospodarek świata wciąż wstrzymuje bieg w piątkowe popołudnie). Ta ostatnia sprawa bardzo dotyka obronności. Izraelska armia opiera się na obowiązkowym poborze, a izraelską tradycją było przez lata zwalnianie z poboru studentów szkół talmudycznych. Spór o próby ograniczania tego przywileju - dotyczącego dziesiątków tysięcy potencjalnych żołnierzy Cahalu (izraelskiej armii) - to właśnie główna przyczyna niezdolności Netanjahu do stworzenia koalicji. Wyzwanie wielokrotnemu, oskarżanemu o korupcję i nadużycia władzy premierowi i jego partii (Likudowi) rzuciła w 2019 roku nowa centrowa koalicja Kachol Lawan (Błękitno-Biali). W kwietniu 2019 roku rywale zremisowali z równą liczbą miejsc w Knesecie, 35:35. We wrześniu było 33:32 dla Kachol Lawan, ale skutków to nie przyniosło. Choć liczyłem na zwycięstwo Kachol Lawan, to entuzjazm mam ograniczony. Jak wspomniałem wcześniej, jeden lider Kachol Lawan popiera niepoważny plan pokojowy Trumpa. Drugi, Jair Lapid, zasłynął internetową kłótnią w czasie sporu o polską ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej, w której bronił określenia "polskie obozy śmierci" i napisał, że jego babcię zamordowali Polacy5. Obie babcie Lapida przeżyły Zagładę, a incydent ten pokazuje, że Lapida możemy podejrzewać, niestety, o populistyczne skłonności. 

Grób Jasira Arafata w Ramallah. Żaden przywódca nie miał takiego wpływu na palestyński ruch narodowy, jak właśnie zmarły w 2004 roku Arafat. Czy był to wpływ pozytywny - to już sprawa sporna. Dziedzictwo Arafata jest stale przedmiotem dyskusji w społeczeństwie izraelskim i palestyńskim, a także na ich styku

Szukanie sześćdziesięciu jeden mandatów

A więc: sytuacja trochę podobna do tej słowackiej: rządząca partia z oskarżonym liderem i nieco populistyczna koalicja zbudowana w opozycji do niego. Jeszcze kilka dni temu, kiedy w oczekiwaniu na wybory szkicowałem ten tekst wydawało się, że wybory wygra znowu Kachol Lawan. Koalicja mogła według sondaży liczyć na jakieś 35-36 mandatów, co byłoby poprawieniem wyniku i dawało szansę na utworzenie koalicji, której na jesieni 2019 roku zabrakło kilku mandatów. Wiatr zaczął wiać w inną stronę koło 23 lutego. Wtedy dziennik "Haaretz" opublikował wyniki nowego sondażu, dającego niewielką przewagę Likudowi6.  Te przewidywania się potwierdziły. Likud zdobył 36 mandatów, zwiększając swoją siłę w Knesecie o 4. Naturalnymi koalicjantami są dla niego dwie partie religijne: sefardyjski Szas (9 mandatów) i aszkenazyjski Jahadut haTora (7 mandatów) oraz ultraprawicowa koalicja Jamina (6 mandatów). Lider tej ostatniej, Naftali Benet, jest radykalnym przeciwnikiem utworzenia państwa palestyńskiego i zwolennikiem "planu pokojowego", w którym Palestyna zostanie zredukowana już trwale do czegoś w rodzaju południowoafrykańskiego bantustanu. Można zrozumieć, co utworzenie takiej koalicji z Netanjahu na czele oznacza i dla świeckości państwa, i przyszłości stosunków izraelsko-palestyńskich. Ale razem ten blok ma 58 mandatów, czyli o trzy za mało dla większości. Czytelnicy mogą zapytać, dlaczego w tej sytuacji nie może powstać "wielka koalicja", choćby czasowy sojusz dwóch głównych konkurentów, jak to miało miejsce wiele razy np. w niemieckiej czy austriackiej polityce (o czym wspominałem z Linzu). To dobre pytanie, ale ten kryzys ma wiele składowych: pogłębiają go przecież zarzuty korupcyjne stawiane Netanjahu. Wobec tych oskarżeń Ganc jasno postawił sprawę: nie ma mowy o koalicji z Likudem tak długo, jak długo na jego czele stoi Netanjahu7.

Geograficzne serce sporu izraelsko-arabskiego: Jerozolima. Nieuznawana przez większość świata stolica Izraela to święte miasto trzech religii i wymarzona przez Arabów stolica niepodległej Palestyny

A koalicja z Gancem na czele? Próbowano już po poprzednich wyborach, ale zabrakło kilku mandatów. Teraz jest podobnie. Spróbujmy: Kachol Lawan ma 33 mandaty. Naturalnym partnerem jest dla niego wielki zwycięzca tych wyborów, czyli szeroka arabska Wspólna Lista. Choć Arabowie stanowią ok. 21% obywateli Izraela8, w poprzednich wyborach rzadko zdobywali znaczący udział w Knesecie. Wiązało się to i z niewielką arabską frekwencją, i różnymi utrudnieniami ze strony państwa, i znacznym rozbiciem politycznym. Wspólna Lista to dzieło przede wszystkim prawnika Ajmana Audy, w którym można widzieć jednego z przyszłych przywódców nowoczesnego, świeckiego społeczeństwa palestyńskiego. Wspólna Lista zbiera w swoje żagle ukrytą do tej pory energię. W kwietniu 2019 roku partie arabskie zdobyły 10 mandatów, we wrześniu 2019 roku Wspólna Lista miała 13 mandatów, teraz ma 15. Prawica wyraźnie boi się wejścia arabskich polityków do rządu - świadczą o tym najnowsze oskarżenia ze strony Netanjahu9. Tak czy owak, w tej wyliczance dla drugiej strony mamy na razie 48 mandatów. Jeszcze 7 dokłada koalicja partii lewicowych i centrowych z rządzącą przez dekady Izraelem Partią Pracy na czele. I 55, koniec. Brakujące do pełnych 120 mandatów miejsca zajmuje prawicowa, ale świecka partia Izrael Bejtenu ("Izrael nasz dom"). Ale ta zapowiedziała, że poprze tylko szeroką koalicję Likud-Kachol Lawan. A na tę się w tej chwili nie zanosi. Skład Knesetu w całości, rządu brak.
Czyżby przełom miało przynieść dopiero podkradanie posłów lub wyrok dla Netanjahu?

[Może nie pointa, ale uzupełnienie do tego tekstu: z pomocą dodatkowego bodźca, jakim jest pandemiczny kryzys doszło jednak do powstania wielkiej koalicji. W skład rządu weszli dwaj wielcy rywale, czyli Netanjahu i Benjamin Ganc. Premierem jest Netanjahu, ale zawarta umowa koalicyjna przewiduje zamianę miejsc za półtora roku. Z takim układem nie zgodził się Jair Lapid, który opuścił Błękitno-Białych (Kachol Lawan) i obecnie jest przywódcą opozycji. W skład rządzącej koalicji weszły, poza Likudem i większością Błękitno-Białych również m.in religijne Szas i Jahadut haTora oraz lewicowa Partia Pracy. Sprawa aneksji części Zachodniego Brzegu wciąż stoi pod znakiem zapytania, podobnie jak stabilność tej dość egzotycznej koalicji]

[A pointa została napisana w czerwcu 2021 roku, kiedy Netanjahu spadł z premierowskiego fotela. Zasiadł na nim za to skrajny prawicowiec Naftali Bennett. W poprzednim aneksiku (wyżej) napisałem o poprzednim rządzie "dość egzotyczna koalicja", teraz bez wahania piszę: to rząd oparty o najbardziej egzotyczną koalicję w izraelskiej historii. Dopisałem 30.6.2021]

1 - Jerusalem Post: "Election holiday: 150,000 Israelis take to the outdoors amid coronavirus", link
2 - jak to często bywa, doskonałą mapą dysponuje Wikipedia (link). Państwa zielone to te określone jako "wolne", co odpowiada sprawnie działającemu systemowi demokratycznemu. Nasza Rzeczpospolita nie jest jeszcze żółta, ale jesteśmy na dobrej (dobrej?) drodze
3 - omówienie ustroju Izraela można znaleźć np. w pracach konstytucjonalisty, prof. Stanisława Bożyka. Mam na półce wydany w serii "Systemy konstytucyjne państw świata" Wydawnictwa Sejmowego "System konstytucyjny Izraela" (Warszawa 2002). W szerszym kontekście politykę Izraela bardzo ciekawie omawiają William Cleveland i Martin Bunton, "A History of the Modern Middle East" (2009). Ta anglojęzyczna książka pełni funkcję podręcznika na moich zajęciach historii rozszerzonej w 2. Społecznym LO
4 - The Times of Israel: "Gantz says he’ll bring Trump peace plan before Knesset for vote next week", link
5 - Haaretz, "Polish Embassy Tries to School Israeli Lawmaker on Holocaust, Gets Lesson in Humility: 'My Grandmother Was Murdered in Poland'", link 
6 - Haaretz: "Israel Election: Netanyahu Leads Gantz in Polls for First Time", link
7 - o czym np. tym artykule z BBC: "Benny Gantz unable to form Israel coalition government", link
8 - dane Izraelskiego Urzędu Statystycznego, link (w języku hebrajskim)
9 - Haaretz: "Israel Election Results: Netanyahu Accuses Chief Rival Gantz of 'Undermining Foundations of Democracy'", link

* * *

Zapraszam na moje zbliżające się prezentacje, z których jedna na prośbę organizatora zmieniła datę:
  • tu zmiana: we wtorek, 10 III o 17:30 w Piwnicy pod Regałami, przy ul. Świętojańskiej 5 w Warszawie będę (jednak tutaj po raz pierwszy) opowiadał o "Budziejowickiej anabasis". Gospodarzem spotkania będzie Polski Klub Górski i Czytelnia Naukowa nr VII;
  • we czwartek, 19 III 2020 r. o 17:00 w siedzibie Zarządu Głównego PTTK przy ul. Senatorskiej  11 w Warszawie będę opowiadał o "Budziejowickiej anabasis". Gospodarzem spotkania będzie Stołeczny Klub Tatrzański.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz