Tak się szczęśliwie składa, że mamy listopad, a "listopad" jest na literę "l". Więc to świetna okazja, żeby poprzeglądać jeszcze obrazki z lipca. Jesteśmy pod Šimonką, idziemy do Preszowa, i tam się chwilę zatrzymamy.
Jak może pamiętacie, byłem na Šimonce na wschodzie słońca (tutaj). To było mniej więcej w połowie mojej drogi z Węgier do Polski, więc postanowiłem zaplanować sobie pauzę w Preszowie. Najpierw trzeba było tam dojść, co dało bardzo przyjemny, górsko-pogórski dzień.
Najpierw byłem z powrotem na Hali na Šimonce. W trawie widać suchą studnię bez sznura i wiadra, a w głębi, po lewej stronie, widać wieżę nadajnika na pobliskim Dubniku.
Po drodze w dół było sporo ciekawych rzeczy. Na przykład miejsce oznaczone na mapie jako "Kamień Sprawiedliwości". Okazało się, że na tym głazie stała kiedyś budka leśników-wartowników, co by im było wygodniej strzelać śrutem do kłusowników.
I były też źródła. To normalnie nic nadzwyczajnego, ale jak może pamiętacie, była tego roku w Górach Tokajsko-Slańskich straszna susza. A tu hyc, i woda wróciła.
I jeszcze taka urocza instalacja: "Głos Lasu", czyli taka drewniana słuchawka, w której można się położyć, i sobie posłuchać lasu.
Widok z przełęczy między masywem Šimonki a Bodoniem. Przechodzi tędy lokalna szosa z Červenicy do Preszowa, ta sama, którą szedłem dużą część dnia w poprzednim odcinku.
Nieco poniżej, w drodze do Preszowa jest Złota Bania (Zlatá Baňa). We wrześniu 1944 Niemcy spalili wieś za karę za pomoc partyzantom. Dramatyczne wydarzenia upamiętnia rzeźba Františka Gibaly "Ucieczka z płonącej wsi". Niemcy i nieliczni jeszcze wierni im Słowacy bardzo brutalnie mścili się na wszystkich, którzy wzięli udział w Słowackim Powstaniu Narodowym lub mu sprzyjali. A powojenna Czechosłowacja, cóż, trochę dla zatarcia istnienia Państwa Słowackiego bardzo ten antyfaszystowski opór i ofiary faszystowskich zbrodni upamiętniała.
Jak się okazało - najpierw na mapie, a potem w terenie - tą doliną w stronę Preszowa biegła dawniej linia kolejowa. To była jedna z niezliczonych kolejek leśnych w całej Europie. Ale, co trochę ciekawsze, jak już ją wygaszano po ostatniej wojnie, to wzięli się za nią czechosłowaccy pionierzy, i uruchomili kolejkę młodzieżową. Ale ona też długo nie pojeździła, i w latach 70-tych linię ostatecznie zdemontowano. O całej historii jest tutaj [1].
Ale! Obok nieistniejącej kolei, jest jeszcze coś: nieistniejący kanał. Powstał sto lat przed koleją, w latach 1819-21, żeby dowozić drewno do warzelni soli w Solivarze na przedmieściach Preszowa. To nie był, rzecz jasna, kanał żeglowny, raczej takie koryto, na którym co jakiś czas spiętrzono wodę, i spławiano drewno. W naszych Karpatach też był taki spław drewna, nawet budowano gdzieniegdzie zapory dla spiętrzania wód, tzw. klauzy. Ale jednak tutaj wykopano cały kanał. Została po nim m.in. ta pamiątkowa inskrypcja na kamieniu, na której uczeni klasycyści napisali coś o zwycięstwie Pallas Ateny (w sensie: Rozumu) nad Posejdonem (w sensie: Naturą).
A to jeszcze mostek nieistniejącej linii kolejowej nad istniejącą doliną rzeczki Delni. Jak rozumiem, budowniczowie tego kanału, co go już nie ma, wykorzystali rzeczkę i jej koryto jako podstawę do budowy.
Ach, i jeszcze jedna atrakcja wielka: Las Jubileuszowy. W 1928 roku, jak było dziesięciolecie Czechosłowacji, przeznaczono kawałek lasu na taki żywy pomnik. Las Jubileuszowy pod Preszowem dołącza tym samym do listy pamiątek takich jak pomnik na Goduli (tutaj) i Pawilon Jubileuszowy w południowoczeskim Vrážu (tutaj).
No, to jeszcze taki obrazek z zielonego szlaku do Ruskiej Nowej Wsi, którym sobie co nieco przedłużyłem drogę...
...i na dwa dni koniec tych gór i lasów, czyli Ruska Nowa Wieś.
Ja się do Preszowa nie planuję przeprowadzić, ale przyznam, że ta Ruska Nowa Wieś - w końcu preszowskie przedmieście - jest bardzo ładnie położona, na szerokim, opadającym w stronę miasta grzbiecie. Po tej nazwie i położeniu sądzę, że to była wieś założona w czasie kolonizacji wołoskiej, pewnie nawet przez preszowskich mieszczan, co by się nowi osadnicy zajęli górską gospodarką.
Wieś zresztą ma mniej więcej po równo rzymskich, i greckich katolików, co typowe dla całej wschodniej Słowacji.
W drodze do Preszowa zaczęło mi się bardzo spieszyć. Do tyłu, w stronę masywu Šimonki - tu zresztą ładnie widać, że to naprawdę koniec Gór Tokajsko-Slańskich - było wszystko bardzo ładnie...
...ale od północnego zachodu nad Preszów nadciągała Burza przez duże B. W ramach spoileru dodam, że nie zdążyłem.
A, w ramach jednej ze swoich podróży po kraju była tutaj cesarzowa Elżbieta. Sisi lubiła Węgry, a Słowacja to wszak przed 1918 rokiem były Węgry.
Ale się trochę schowałem.
Cdn.
1 - https://www.retromania.sk/1950-1959/presovska-pionierska-zeleznica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz