wtorek, 18 czerwca 2024

Święta Góra nad Varese, cz. 1

Sporo lat temu, na łamach tego samego, niezwykle poczytnego pamiętniczka dzieliłem się z Wami moją sympatią do Kalwarii Zebrzydowskiej (pierwszy raz tutaj). Pogórski krajobraz, wkomponowane w nie manierystyczne kaplice, kawał historii i pięknej sztuki. Do tego jeszcze gościnny Dom Pielgrzyma. A skoro podobało mi się w Kalwarii Zebrzydowskiej, to oczywiście musiało mi się podobać na Sacro Monte di Varese. Już Wam zresztą kiedyś o tym miejscu opowiadałem, ale chyba tylko na fejsbuku. To teraz będzie tutaj.


Oczywiście, te dwa miejsca nie są do końca analogiczne. Nie chodzi nawet o to, że jedno leży na pogórzu Beskidów, a drugie na zboczu Przedalp, tylko o temat. Bo, widzicie, Kalwaria Zebrzydowska powstała jako - toutes proportions gardées - model Jerozolimy i Drogi Krzyżowej, a Święta Góra nad Varese to wkomponowany w krajobraz różaniec. Więc inny temat, inny układ, inna liczba przystanków.


Ja na różańcu się nie znam zupełnie, albo raczej znam się trochę, właśnie dzięki temu miejscu (więc walor edukacyjny zadziałał). Ale mogę Wam powiedzieć, że jest w Varese 14 wolnostojących kaplic, i położony na szczycie góry kościół, razem 15. Czyli tyle samo, co tajemnic różańca. Co prawda teraz tajemnic jest 20, ale XVII wiek był jeszcze przed Janem Pawłem II, więc było 15, i się zgadzało.


Sacro Monte ma jednocześnie tyle samo lat, co Kalwaria Zebrzydowska, i jest od niej dużo starsze, że tak dla czytelności pociągnę dalej to porównanie dwóch sanktuariów. Tyle samo, bo budowę prowadzącej sponad miasta Varese alei z kaplicami zaczęto w 1604 roku, w tym samym czasie, kiedy zaczynano budowę kaplic na Dróżkach w Kalwarii. Dużo starsze, bo kościół na wzgórzu nad Varese stał już na pewno we wczesnym średniowieczu, a klasztor stoi tam od XV wieku. Tak starych budowli w Kalwarii nie ma.


Najważniejszym twórcą Sacro Monte był Giuseppe Bernascone. To był całkiem lokalny architekt rodem z Varese, uczeń znanego nam z saronneńskiego sanktuarium Pellegrino Tibaldiego, architekta i malarza jednocześnie (o sanktuarium było tutaj). Tak jak w najstarszych kaplicach kalwaryjskich, dziełach Pawła Baudartha widać dobrze pierwotny fach ich twórcy (był bardziej złotnikiem, niż architektem), tak tutaj nauka w malarskim studiu Tibaldiego wyraźnie dodała do architektonicznych talentów Bernasconego wiele malarskiej wrażliwości.


Droga na górę zaczyna się od otwierającej całość założenia bramy (na zdjęciu po prawej stronie), zaraz za którą znajduje sie pierwsza kaplica, Domek Matki Bożej (jako miejsce pierwszej tajemnicy, Zwiastowania). 


Domki Matki Bożej (nazywane w historii sztuki loretańskimi) to w ogóle jeden z pięknych fenomenów europejskiej sztuki, zbiorów różnorodnych dzieł sztuki wyrastających z tego samego wzorca. W Polsce takie domki można zobaczyć m.in. w Gołębiu, przy krakowskim kościele kapucynów, czy na warszawskiej Pradze. Pokazywałem Wam kiedyś taki domek w czeskim Rumburku (tutaj).


Od pierwszej bramy pniemy się w górę szlakiem, mogącym łatwo pomieścić wiele tysięcy pielgrzymów. Droga biegnie prostymi odcinkami wzdłuż zboczy masywu, czasami podparta na solidnych tarasach. Widać, że włożono wiele wysiłku w stworzenie naprawdę monumentalnego założenia. Co jakiś czas natrafiamy, rzecz bardzo przydatna, na źródełka z wodą. Do pokonania mamy ok. 250 metrów podejścia, i nieco ponad 2 kilometry w poziomie. 


Wspomniałem już, że Bernascone był utalentowany i architektonicznie, i malarsko. No, spójrzcie tylko: kaplice postawiono tak, by nie tylko było je pięknie widać, ale też żeby naprawdę skomponować spójną krajobrazową całość. Na zdjęciu kaplica trzynasta.


O, to jest jedna z tych trudno uchwytnych rzeczy, czego tak zupełnie brakuje współczesnej polskiej architekturze sakralnej.


A widoki! Masyw Campo dei Fiori, który mamy za plecami zasłania nam większość (ale nie całe) widoków na Alpy. Mamy za to i z drogi, i z okien czy tarasów kaplic widoki na rozległą Pianurę, czyli Nizinę Padańską, wśród której wyrastają wieżowce Mediolanu, a za nią - masywy Apeninów.


Widzieliśmy już kaplice z zewnątrz, to teraz zajrzyjmy do środka.


Wnętrza kaplic - w wielu przypadkach zaskakująco obszerne - wypełniają teatralne sceny zestawione z dziesiątków postaci w normalnych wymiarach. Niestety, na co dzień możemy podglądać te sceny tylko przez okna. W połączeniu z bardzo silnym kontrastem - lombardzkie słońce na zewnątrz, ciemności wewnątrz - to bardzo utrudnia docenienie całej sceny, rzeźby, i barw. Tym bardziej na nieudolnych zdjęciach. Ale co nieco mogę pokazać. Mamy więc między innymi Nawiedzenie (druga kaplica)...


...Ofiarowanie w Świątyni (czwarta)...


...Biczowanie (siódma)...


...Ukrzyżowanie (dziesiąta)...


...Zmartwychwstanie (jedenasta)...


...czy Zesłanie Ducha Świętego (trzynasta). To wszystko dzieła grona znakomitych lombardzkich rzeźbiarzy, niektóre jeszcze bardziej manierystyczne, inne już barokowe. Wszystkie - bardzo piękne.


Gdy tylko miniemy czternastą kaplicę, jesteśmy u progu miasteczka-sanktuarium.

Cdn.

* * *

Skoro zacząłem od wspomnienia wpisu sprzed wielu lat, to nawiążę do jeszcze jednego (o, tego). Skończyła się kadencja prezydentki Słowacji, Zuzany Čaputovej. Szkoda, że jedyna - Čaputová nie zdecydowała się kandydować na drugą. Prezydentkę żegnało wieloma słowami wdzięczności zarówno bardzo wielu Słowaków (udało jej się zasłużenie utrzymać wysokie notowania popularności przez całe pięć lat), i jej poprzednik, Andrej Kiska, i prezydent sąsiednich Czech, Petr Pavel. Pavel odwiedził zresztą ustępującą prezydentkę w ostatnim dniu jej urzędowania; prezydenccy przyjaciele wręczyli sobie wzajemnie najwyższe odznaczenia swoich krajów (prezydentka Słowacji otrzymała Order Lwa Białego, a prezydent Czech - Order Białego Dwójkrzyża). Čaputová przez całe pięć lat konsekwentnie pomagała kierować swój kraj na Europę, wspierała i Ukrainę, i nadszarpniętą słowacką praworządność. Co dalej, zobaczymy. Premierem Słowacji znowu jest Robert Fico (co się wydawało pięć lat temu zupełnie nie do pomyślenia; barbarzyński atak na jego życie nie zmienia faktu, że Fico jest postacią co najmniej dwuznaczną), a wspierany m.in. przez partię Čaputovej prezydencki kandydat Ivan Korčok przegrał drugą turę. Jakim prezydentem będzie Peter Pellegrini, kiedyś następca Fica w fotelu premiera - zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz