środa, 10 kwietnia 2024

U zbiegu Mery i Addy

Z jeziorem Como jest tak, że już jego południowe brzegi są otoczone górami, a im dalej na północ, tym te góry robią się coraz potężniejsze. Można sobie więc wyobrażać, że północny kraniec Como to będzie skalisty zaułek, coś na kształt brzegów Morskiego Oka, czy wtulonego w granitowy kocioł Czarnego Stawu. A tu niespodzianka: na północy jezioru towarzyszy raczej dolina Biebrzy, tyle, że otoczonej wysokimi Alpami.

Ten północny kraniec Como już Wam kiedyś pokazywałem. W czasie czerwcowej wycieczki na Bregagno (tutaj) spoglądaliśmy w tamtą stronę, i widzieliśmy szerokie na kilka kilometrów, wypełnione osadami doliny wpadających do Como rzek, Mery i Addy. O, to jest właśnie ten widok:


Merę widać w lewym górnym rogu, Addę w środku. Mera płynie ze szwajcarskiej doliny Bregaglia, a od Chiavenny niesie jeszcze wody Liro, która płynie od przełęczy Splügen, od tradycyjnie przyjętej granicy Alp Zachodnich i Wschodnich. Adda jest dużo dłuższa, i ważniejsza, więc to ona, a nie Mera wypływa z jeziora Como, i niesie wspólne wody aż do Padu, a z nim do Adriatyku.

Dzisiaj chcę Wam pokazać piękną, zieloną dolinę stworzoną przez Merę do spółki z Addą chwilę przed ich ujściem do Como. Dobrze ją widać na tym wcześniejszym zdjęciu. Ma coś koło dwunastu kilometrów kwadratowych, a nazywa się Pian di Spagna, "Równiną Hiszpańską". Ta nieco absurdalna nazwa pochodzi z czasów, gdy Księstwem Mediolanu, aż po krańce Como władali hiszpańscy Habsburgowie, ale już w Chiavennie wygodnie rozsiadły się Trzy Ligi, przodek szwajcarskiej Gryzonii. W tamtych czasach Helweci byli wcale zaborczy, więc hiszpańscy gubernatorzy pobudowali nad Addą przeróżne fortalicje, by władztwa Habsburgów bronić. Kiedyś sobie te fortalicje pewnie obejrzymy.

A tymczasem wybierzmy się na spacer po tej zaskakującej, alpejskiej równinie. Byliśmy tam w drugiej połowie marca, więc dużo wcześniejszą wiosną, niż jest teraz. 

Obszar jest chroniony jako rezerwat przyrody, razem z północnym krańcem jeziora Como, i jego odciętym przez osady sąsiadem, jeziorem Mezzola. To wymarzone miejsce na spacer, na rower, albo na bieganie. Z Mediolanu jest już dość daleko, więc tłumów nie było. Dojechać można oczywiście pociągiem, ale z Mediolanu z co najmniej jedną przesiadką. Od nas z Saronno byłyby dwie, więc byliśmy samochodem.

Kontrast między podtopionymi starorzeczami, trzcinami i pasącymi się końmi w dole, a alpejskimi szczytami w górze jest fantastyczny.

Spójrzmy na kilka widoków. To rzut oka na południe, na pasmo Pizzo di Gino. Szczyt zamykający to pasmo z lewej to Bregagno, to właśnie, z którego widzieliśmy to miejsce w czerwcu.

To spojrzenie na północ, na wysunięte ku południowemu zachodowi ramiona pasma Bregaglii: to z Monte Gruf (po lewej) i to z Ligoncio (z prawej).

I wreszcie górski bohater tej galerii, czyli Legnone. To najwyższy szczyt wyrastający bezpośrednio ponad jeziorem Como, ma 2609 metrów. Z wielu punktów bliższych Como i Lecco przegrywa rywalizację na przyciąganie wzroku z Grigną, ale stąd, znad dolnej Mery jest bezkonkurencyjny.

Wobec tego spojrzyjmy sobie na Legnone jeszcze w odsłonie z bajorkiem...


...i z drogą.

Do samej Mery (do Addy z okolicy, gdzie spacerowaliśmy, jest dalej) jest trudno dojść. Skoro rezerwat, skoro płaska dolina, i Biebrza, to oczywiście brzegi porośnięte są gęsto trzcinami. Ale są też miejsca, gdzie się da podejść. Po drugiej stronie widać kemping, jeden z wielu na północnych krańcach Como.

O! I tak wygląda Pian di Spagna, alpejska Biebrza u zbiegu Mery i Addy. Jak prawie zawsze, mam nadzieję tam jeszcze wrócić. Do usłyszenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz