niedziela, 28 kwietnia 2024

Ryżu nie będzie

Parę tygodni temu zabrałem Was na fejsbuku do Cremy, małego, acz malowniczego lombardzkiego miasta, położonego nieopodal Mediolanu. Postanowiłem kontynuować tę tradycję, i zamiast czekających zdjęć z Cremony, Bari, czy innego Rzymu zabiorę Was dzisiaj do piemonckiego Vercelli.


Vercelli leży w Piemoncie, czyli - z naszego, podmediolańskiego punktu widzenia - już w innym regionie. Oczywiście, z Saronno do granicy Piemontu jest raptem trzydzieści kilometrów, i nawet można od nas dojechać bezpośrednim osobowym do piemonckiej Novary. Ale Novara to taki Piemont trochę udawany, bo dużo bliżej jest stamtąd do Mediolanu, niż do Turynu. A z Vercelli do Turynu już raptem trzy kwadranse pociągiem, więc Piemont pełną gębą.


Miasto ma ciut poniżej 50 tysięcy mieszkańców, i, cóż, u nasz w Polszcze to byłoby takie typowe miasto powiatowe (tyle, co Vercelli mają Krosno, Radomsko i Tarnobrzeg). A Włochy, jak to Włochy: ładne stare miasto, kilka wspaniałych zabytków. Ja szczególnie ciepłe miejsce w sercu mam dla architektury cysterskiej, więc możecie się domyślać, jak mi się podobał cysterski kościół i klasztor Sant'Andrea (świętego Andrzeja). Na poprzednim zdjęciu była jego fasada: cudne dzieło późnego, już XIII-wiecznego północnowłoskiego romanizmu. Tutaj jest jego otoczony krużgankami wirydarz.


Przed kościołem pomnik największego wąsa w historii Włoch. Tytuł ten należy się, oczywiście, wąsowi króla Humberta I. Jak widać, na pomniku unieśmiertelniono też służącą, odkurzającą króla (i jego wąs) palemką do kurzu.


Vercelli ma też własną katedrę. Nosi wezwanie świętego Euzebiusza z Vercelli, tutejszego pierwszego biskupa. I, jak widać, nosi też ciężar kompleksów tutejszych kościelnych i świeckich włodarzy, którzy bardzo chcieli mieć u siebie Bazylikę św. Piotra. 


Ale, mimo wtórności późnobarokowej fasady, warto wejść do środka: przed ołtarzem wisi fantastyczny krucyfiks z blachy srebrnej, dzieło północnowłoskich artystów z końca X wieku. Pracę zlecono wkrótce po zniszczeniu miasta w 997 roku, tym samym, w którym zginął święty Wojciech. My też mamy w Polsce wspaniałą pamiątkę sztuki epoki ottońskiej, z tego samego czasu: "gnieźnieńsko-wawelską" kopię Włóczni Świętego Maurycego, podarową Bolesławowi Chrobremu przez Ottona III.


Ze starej katedry zachowała się XII-wieczna dzwonnica, ozdobiona pięknym fryzem arkadkowym (to te łuki widoczne w dwóch miejscach). W bibliotece katedralnej jest kilka bardzo starych rękopisów, w tym, rzecz ciekawa, X-wieczny manuskrypt angielski, jedna z najstarszych pamiątek literatury angielskiej. Skąd on w Vercelli? Prawdopodobnie przez Via Francigena, szlak pielgrzymkowy łączący Anglię z Rzymem, właśnie przez Vercelli.


Elementem, którego można się spodziewać w każdym włoskim mieście są umieszczone w reprezentacyjnym miejscu tablice poświęcone poległym w kolejnych wojnach. Te z pierwszej wojny światowej, w której bez większego sensu zginęło pół miliona Włochów, a milion zostało rannych, robią szczególne wrażenie swoją obszernością.


Wśród wielu innych zabytków miasta mogę jeszcze wymienić założony w 1224 roku szpital, którego budynki częściowo stoją, a częściowo zamieniły się w park i miejsce spotkań.


Czy ja napisałem 1224 rok? To by znaczyło, że właśnie jest 800-lecie! A jakże. I tak oto, turystycznym fartem, trafiliśmy w Vercelli na wielki rocznicowy festiwal.


Cały teren wokół Sant'Andrea (no, spójrzcie tylko na ten portal!) wypełniało rozległe obozowisko, a wraz z obozowiskiem - setki północnowłoskich podróżników w czasie.


Czyż to nie jest malownicza scena? Dumni kmiecie piemonccy zaglądają do jednej z bocznych kaplic, ułożonych - zgodnie z cysterskim duchem - w układzie schodkowym. Aż mnie to zainspirowało, i zajrzałem sobie do pięknego opisu Białostockiego. Jeżeli nie czytaliście "Sztuki cenniejszej niż złoto", to koniecznie nadróbcie!


Konnych rycerzy było dziesięciu, ale jakże malowniczo jeździli, bili się, i klnęli na siebie! Ci z Piemontu, oczywiście, wygrali.


Czemu z ciekawością przyglądał się tłum mieszczan...


...i chłopów. Datę wpisałem sobie do kalendarza, może za rok też się będzie działo.


A skoro mowa o datach. Flagi i plakaty przypominały, że 25 kwietnia Festa delle Liberazione, Dzień Wyzwolenia. Z tej okazji miałem od czwartku przez kilka dni wolne.


Jeszcze inne plakaty przypominały, że Liga Północna (Lega Nord) stara się o autonomię dla Piemontu. Lega jest obecnie członkiem rządzącej koalicji, a jej przewodniczący, Matteo Salvini, wicepremierem, więc to nie jest zupełnie nierealne. Tym bardziej, że Włochy mają pięć regionów autonomicznych. Ciekawe, jak u nas potoczy się dalsza historia starań o odnowę autonomii dla Górnego Śląska?

No, dobra, wszystko fajnie, powiecie - albo nie powiecie, ale to tak konwencjonalnie można napisać. O co chodzi z tym ryżem?


Otóż Vercelli to stolica włoskiego, albo nawet europejskiego ryżu. Miasto leży w środku największego we Włoszech obszaru uprawy tego kojarzącego nam się raczej z Dalekim Wschodem zboża. Niedaleko na północ jest jeszcze Arborio, którego nazwa może miło zabrzmieć w ryżowych uszach niektórych z Was. Miasteczka Carnaroli nie ma, to jest akurat nazwisko. My w Vercelli spędziliśmy czas na średniowiecznym festynie, więc ryżu nie jedliśmy. Może następnym razem.

Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz