środa, 30 sierpnia 2023

Saronno: pałac Viscontich

Przegląd skarbów saroneńskiego sanktuarium (tutaj) domknął cykl o kościołach mogego aktualnego miasta. Ale, oczywiście, na zabytkach sakralnych Saronno się nie kończy. Jesteśmy w końcu w Lombardii, krainie bogatej i gęsto zaludnionej od setek lat, do tego na przedmieściach Mediolanu. Są więc i zabytki świeckie, choć przy najważniejszym z nich akurat trudno będzie pisać o bogactwie krainy. Obejrzymy dzisiaj pałac Viscontich, porzuconą wstydliwie w sercu Saronno barokową ruinę.


Widok zrujnowanego pałacu nie jest, niestety, niczym nadzwyczajnym dla polskiego krajoznawcy. Szczególnie Dolny Śląsk pełen jest rezydencji, straszących wybitymi oknami, zapadniętymi dachami i rozsypującymi się murami. Ale we Włoszech jest pod tym względem lepiej, więc widok pałacu w Saronno może być dużym zaskoczeniem.

O ile oczywiście ktoś go znajdzie. Pałac Viscontich leży w centrum miasta, ale to nie znaczy, że jest dobrze widoczny. O ile najważniejsze kościoły miasta rozłożyły się wzdłuż głównej ulicy, i nie sposób ich nie zauważyć, to o pałacu trzeba wiedzieć. I po to, żeby skręcić w odpowiednią uliczkę, i żeby zobaczyć w zaniedbanych murach arystokratyczną rezydencję.

Powiedzmy, że my wiemy, i trafiliśmy na uliczkę Giuditty Pasty, przed pałacową bramę. Wieńczą ją, jak widzicie, kamienne putta, całkiem dzielnie się trzymające wśród ogólnej ruiny.

Nazwa pałacu nasuwa skojarzenia z potężnym rodem Viscontich, dynastią, pod koniec XIV wieku wyniosła Mediolan do rangi książęcej stolicy. Ale tamten ród wygasł jeszcze w XV wieku, a pałac przecież nie jest ani późnośredniowieczny, ani renesansowy. Więc skąd nazwa? Jak z wieloma rodami bywa, także Visconti mieli boczne gałęzie, po pokoleniach bardzo luźno spokrewnione z głównym pniem. Miłośnicy kina znają przecież reżysera Luchino Viscontiego. 

To właśnie jedna z takich bocznych linii w XVI wieku zbudowała sobie pałac w Saronno [1]. Z tamtej pierwszej rezydencji została głównie nazwa: w XVII wieku pałac przeszedł w ręce rodziny Rossi, a potem Rubini, i to właśnie hrabia Diego Rubini zlecił w pierwszej połowie XVIII wieku wielką przebudowę budynku. To, co oglądamy dzisiaj to właśnie - z grubsza - tamten późnobarokowy kształt, we wnętrzu którego są jeszcze znane mi dotąd tylko ze zdjęć freski pędzla Giovanniego Antonia Cucchiego (1690-1771), zachowane mimo zniszczeń.

Za bramą  - porządnie zasłoniętą, więc trzeba się nagimnastykować, by zrobić zdjęcie - rozciąga się nieduży, kwadratowy dziedziniec, objęty piętrowymi skrzydłami i głównym korpusem pałacu. Ile ten główny korpus ma pięter, na początku nie mogłem ogarnąć. Od strony dziedzińca wygląda, że jedno, ale już od tyłu (od dawnych, nie istniejących ogrodów - na zdjęciu poniżej) wyraźnie widać, że dwa. Rzecz w tym, że to pierwsze piętro jest niskie, i architekt fasady głównego korpusu ukrył je  za wyciągniętymi w górę arkadami. Możliwe, że chodziło tu o nadanie pałacowi sympatycznego charakteru podmiejskiej willi, jaką można oglądać np. w pobliskiej Monzy.

Od północy, od dawnych ogrodów to wielkie piętro widać jeszcze wyraźniej. Ozdób z zewnątrz nie zachowało się wiele, ale okna są znaczącą większe, a tu i tam zachowały się ozdobne, kute balustrady balkonów.


Z dziedzińca wychodzą jeszcze dwie bramy, jedna na zachód, druga na wschód, obie zamknięte kratą.


No, dobra, ale czemu to wszystko tak źle wygląda? Tego do końca nie wiem, ale mogę streścić dalszą historię pałacu. Pałac Viscontich (nazwa została, choć Viscontich nikt tu już nie widział od dawna) stał się w XIX wieku szkołą, a potem siedzibą urzędów miejskich. To historia bardzo podobna do dziejów różnych warszawskich pałaców, które często przed drugą wojną światową były pałacami już tylko z nazwy. Saroneński ratusz wyniósł się w 1926, a inne urzędy w 1985 roku. 


Od tego czasu pałac był siedzibą różnych stowarzyszeń. Wśród nich, co nieco abstrakcyjne tak w głębi lądu, lokalnej sekcji Stowarzyszenia Marynarzy (Associazione Nazionale Marinai d'Italia).


Temu ostatniemu Saronno zawdzięcza swoją pomnikową kotwicę. To chyba dobra zagadka na lokalny kłiz; pewnie wielu mieszkańców nie wie o jej istnieniu.


Zdaje się, że z roku na rok pałac był coraz gorzej utrzymany, ale jednak nie był opuszczony. Tak było do 2007 roku, kiedy spłonął. Od tego czasu stoi pusty i niszczejący.


Choć patrząc na budowlę z zewnątrz można nie spodziewać się zbyt wiele we wnętrzach, to w środku wciąż są wspomniane wcześniej freski. Mam nadzieję, że uda mi się je kiedyś zobaczyć.


I tak oto prezentuje się nasza pałacowa, saroneńska ruina. 

1 - informacje głównie za artykułem opublikowanym w "Varese Focus", tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz