niedziela, 30 kwietnia 2023

Saronno: sanktuarium maryjne, cz. 1

Nasz rozciągnięty w czasie spacer po kościołach Saronno zbliża się do renesansowego finału. Pierwszy odcinek otworzyłem taką zachętą: zostańcie hipsterami turystyki, olejcie Mediolan, zwiedzajcie Saronno! Do tej pory to rzeczywiście była raczej hipsteriada, bo trudno sobie wyobrażać, by ktoś poświęcił jeden z dwóch czy trzech dni w Mediolanie na jechanie do naszego podmediolańskiego Pruszkowa. Ale zabytek, który chcę Wam teraz pokazać - najpierw z zewnątrz - może się okazać całkiem dobrym uzasadnieniem dla takiej turystycznej ekstrawagancji.


Sanktuarium Matki Bożej Cudownej (Santuario della Beata Vergine dei Miracoli) leży po zachodniej stronie torów kolejowych, czyli jakby "na drugim brzegu", z punktu widzenia centrum miasta nawet już trochę na obrzeżu. To jednak dzisiejsza perspektywa, bo ulica, przy której stoi, była kiedyś głównym traktem łączącym Mediolan z Varese, sporym miastem na północny wschód stąd. Tej drodze zresztą sanktuarium zawdzięcza regionalną sławę. Różnej maści podróżni mogli tu liczyć na gościnę, a przy okazji na okazję do zostawienia pobożnie pieniędzy. Pozwolę sobie wyrazić podejrzenie, że o to zostawianie pieniędzy mogło trochę chodzić, gdy rozsławiano kult kolejnej świętej figury.


W drodze z centrum miasta - albo od stacji kolejowej - najpierw zauważamy wysoką dzwonnicę, bodaj najwyższą budowlę Saronno. Potem pojawia się elegancka renesansowa kopuła. Teraz się zacząłem zastanawiać, czy to w ogóle jest kopuła, czy na taki okazały bęben przykrywający kościół jest jakieś inne słowo. 


Elegancja jest w tym wypadku bardzo matematyczna. Kopuła ma 12 boków, na każdy bok przypadają dwa podwójne okna, wpisane w kwadrat. To renesansowe szukanie ideału architektury w liczbach i kształtach przeniosło się też do Polski, choćby w przemyślanym planie Kaplicy Zygmuntowskiej.


Fasada kościoła spogląda na zachód, w stronę Via Varese. Jeżeli wydaje Wam się, że utrzymana jest w trochę innym stylu, niż kopuła, to macie rację. Budowa kościoła trwała w trzech etapach przez ponad półtora wieku. Zaczęto ją w 1498 roku, i wtedy zbudowano wschodnią część, z prezbiterium i kopułą. W połowie XVI wieku dobudowano trzyprzęsłowy korpus nawowy, przedłużony pod koniec stulecia jeszcze o dwa przęsła. Na przełomie XVI i XVII wieku wzniesiono fasadę, a w drugiej połowie XVII wieku dostawiono do niej jeszcze balustradę z figurami. [1]


Choć w porównaniu z kopułą fasada wyraźnie pobrzmiewa innymi, manierystycznymi, czy nawet już barokowymi tonami, to jednak całość świątyni jest bardzo spójna. Taki szacunek architektów i fundatorów do przeszłości zawsze robi na mnie duże wrażenie. Jak wiecie, różnie to z tym szacunkiem bywa. 


Nad każdym z trzech wejść umieszczona jest płaskorzeźba ze sceną z życia Marii. Nad głównym wejściem są jej Narodziny. Na tym zdjęciu dość dobrze widać duże nagromadzenie (mniej profesjonalnie: naćkanie) detalami, trochę manierystyczny horror vacui, trochę już zapowiedź baroku, trochę malarska fantazja (to się jeszcze wyjaśni). Szanowni atlanci czy telamonowie też się właśnie zastanawiają, czy jednak ciut nie przesadzono. Albo ich bolą zęby, nie wiem, nie jestem atlantem.


 Po północnej, lewej stronie są Zaślubiny z Józefem.


A po południowej stronie fasady jest Ofiarowanie. Rozdzielony na trzy części napis przypomina uprzejmie, że całość ufundowali saroneńscy mieszczanie. To tak nie do końca prawda, bo wielkim patronem budowy, dzięki któremu zabrano się za jej dokończenie, był św. Karol Boromeusz. Na tegoż świętego natrafia się w tej okolicy co chwila, bo był w końcu arcybiskupem Mediolanu.


Kto to wszystko zaprojektował? Jeżeli chodzi o pierwszą, jeszcze częściowo XV-wieczną fazę, to wiadomo tylko częściowo. Kopułę na pewno zaprojektował Giovanni Antonio Amadeo, twórca m.in. wspaniałej Kartuzji Pawijskiej (Certosa di Pavia), a wieżę Paolo della Porta. Kto wzniósł wtedy resztę, nie wiadomo. Rozbudową o nawy kierował Vincenzo Seregni, a do zbudowania fasady biskup Karol Boromeusz wybrał osobiście architekta i malarza Pellegrino Tibaldiego. Pamiętacie uwagę, że fasada jest trochę malarska? Osoba architekta trochę wyjaśnia.

A! I ja się o tym Tibaldim dowiedziałem z niejakim wzruszeniem, bo już oglądałem jego dzieła - konkretnie freski, konkretnie w bibliotece - w hiszpańskim Eskurialu. O Eskurialu było tutaj: link, choć bez zdjęć ze środka.


Przy kościele stoi jeszcze dom dla pielgrzymów z osobną dzwonnicą i zegarem, a także niewielkim baptysterium. 

Skoro obejrzeliśmy już sobie wszystko z zewnątrz, czas wejść do środka.


Cdn.

[1] Tak jak w przypadku innych notatek z tej serii, korzystam z kilku podstawowych źródeł informacji: tablicy informacyjnej przy kościele, poświęconej zabytkom strony urzędu miasta (link) i strony samego kościoła (link).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz