Kilka miesięcy temu pokazywałem Czytelnikom jeden z najbardziej niezwykłych zabytków polskiego Spisza: opuszczone piwnice winne we Frydmanie (link tutaj). Podczas ostatnich kwarantannowych wycieczek dotarłem w miejsce, które jest dziełem natury, ale też zasługuje na określenie "dziury w całym". To Zapadłe Doły, kilka kilometrów tak od Starachowic, jak od Ostrowca Świętokrzyskiego. A że miejsce jest na terenie Nadleśnictwa Starachowice, to wygrywają Starachowice i dziura w całym będzie starachowicka.
Zapadłe (albo Zapadnie) Doły to jedno z tych miejsc, do których dotarłem pierwszy raz dzięki corocznym sympozjom speleologicznym. W czasie 50. Sympozjum (w Chęcinach) byliśmy także tutaj. Nie ma tu co prawda jaskiń (lub są bardzo dobrze ukryte przed ludzkim wzrokiem), są za to inne ciekawe skutki zjawisk krasowych. To właśnie kras - rozpuszczanie skał węglanowych (na przykład wapieni) przez wodę nasyconą dwutlenkiem węgla - tworzy większość jaskiń na świecie. Tu oczywiście nie ma widocznych nad ziemią skał, ale pod ziemią? To już co innego!
Tak miejsce wygląda na zdjęciu lidarowym (jak zwykle ze zbiorów Geoportalu). Wokół mniej-więcej płaski las, część tej samej puszczy, która przykrywa niedawno wspominaną Altanę (link). W środku widać kilka połączonych zagłębień, wyraźnie odróżniających się od otoczenia. Na południu łączy się z tymi dołami równie wyraźna dolinka strumienia. W zasadzie wszystko wydaje się jasne: są jakieś źródła, z których wypływa na południe rzeczka. Problem w tym, że woda tego strumienia stamtąd nie wypływa - płynie (o ile płynie) na północ, zapadając się coraz niżej, po czym znika bez śladu wśród tych zagłębień. Warto też zauważyć dziwne kropki widoczne na zdjęciu to tu, to tam.
Spacerując po lasach wokół Zapadłych Dołów chodzimy po tak zwanych glinach zwałowych, które są mieszaniną wszystkich pyłów, piachów i szczątków przeróżnych przyniesionych przez lodowiec [1]. Takie gliny oczywiście nie podlegają tak zwanemu krasowieniu: woda nasycona ce-o-dwa nie robi na nich większego wrażenia. Ale pod tym, czasem kilkadziesiąt, czasem tylko kilka metrów w głąb są wapienie pochodzące z czasów górnej jury. Górna jura była bardzo dawno temu, bo coś koło 160-150 milionów lat temu, ale jednocześnie jest dobrą znajomą wielu z nas: to wapienie górnej jury tworzą piękno Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej.
Co z tego wszystkiego wynika? To mniej-więcej, co Król Sedesów z "Chłopaki nie płaczą" ujął sławetnymi słowami: "Mnie oszukasz, przyjaciela oszukasz, mamusię oszukasz, ale życia nie oszukasz!". Woda zawsze szuka sobie ujścia, i gdy tylko natrafi na swojej drodze już nie jak wcześniej na glinę, a na bardzo płytko leżące wapienie, wwierca się w nie szybko, budując sobie już nową, podziemną drogę, tak samo jak robi to w Tatrach Zachodnich. Strumień, nawet zasilony ulewą szybko znika. Na zdjęciu widać górną część Zapadłych Dołów, gdzie dolinkę strumienia poszerzono i zamknięto niewielką betonową zaporą. Zbiornik jest, zapora jest - wody nie ma.
Budowniczych tego zbiornika musiało spotkać podwójne zaskoczenie: nie dość, że wody w ogóle jest w Polsce coraz mniej, to tutaj wyjątkowo złośliwie uciekała ona jeszcze w głąb. W chwilach, gdy skalne szczeliny się zatkają, a wody jest tutaj więcej, prawdopodobnie płynie wśród lasu wartkim strumieniem. Zawdzięczamy mu wyrzeźbienie pięknej, meandrującej dolinki. Prawdopodobnie pomogły w tym rzeźbieniu biegnące pod ziemią ku północnemu zachodowi uskoki, pęknięcia w skałach, które powstały tu w okresie orogenezy (wypiętrzeń) alpejskiej - tej samej, która wyniosła do góry Alpy.
Zajrzałem do fotograficznych archiwów: tak inny odcinek tej samej dolinki wyglądał na jesieni 2016 roku. Jak widać, choć było bardziej mokro, wody na dnie nie ma. Sądzę, że musi być jej naprawdę dużo, by nie zdążyła uciekać w kolejne pęknięcia i płynęła na powierzchni aż do tajemniczego końca potoku.
Końcem dolinki jest ponor. Dobre słowo do gry w skrable oznacza miejsce, gdzie woda znika pod ziemią w krasowych szczelinach i tunelach. Oczywiście, nie należy wyobrażać sobie ogromnej, ziejącej ciemnością dziury w ziemi. Gdy jednak przejdziemy kręcącym po dnie dolinki śladem wody aż do końca, co nieco znajdziemy. Jest tu wreszcie skalny konkret: niezbyt wyraźna, podziurawiona wapienna ścianka (na zdjęciu na krawędzi tej zarośniętej skałki leży mapa). W dołku u jej stóp, czyli na dnie zagłębienia i sześć metrów pod poziomem otaczającego lasu możemy znaleźć miejsca, w których znika woda. Oczywiście, gdy jest jej dość dużo, by dopłynęła aż tutaj. Można tu znaleźć całkiem wyraźne dziury, jak ta na poniższym zdjęciu. Co dodatkowo ciekawe, na północ od tego miejsca, kilkadziesiąt metrów dalej leży jeszcze jeden zespół dołów, ale nie jest on jednak wyraźnie połączony z tym najgłębszym, na który patrzymy.
Już wiecie, gdzie znika nagle woda, ale właściwie skąd się wzięły tak wyraźne, szerokie i głębokie doły - w tym tajemnicze kropki na zdjęciu lidarowym? Odpowiedź jest prosta: przecież woda nie ucieka sama. Te leje to skutek rozmywania krasowych szczelin, w które woda spływając zabiera też leśny piasek. Można to sobie wyobrazić jako uciekającą brudną wodę w wannie, z której wyciągamy korek. To porównanie zacznie działać bardziej na wyobraźnię, gdy zacytuję fragment materiałów sympozjalnych: "Obiekt jest tym ciekawszy, że w okresach wiosennego przyboru wód ponor ulega niekiedy zatkaniu (lodem lub osadem) i w dolince tworzy się zbiornik wodny. Po odetkaniu ponoru woda nagle zanika, czemu towarzyszą silne efekty akustyczne". Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się tu trafić pod koniec jeszcze jakiejś prawdziwej zimy i zobaczyć podobne zjawisko. Dodam, że istnieje też teoria, że część dołów i zapadlisk w Zapadłych Dołach powstała po zarwaniu się sklepień w nieznanych nam, podziemnych jaskiniach.
Co ciekawe, to miejsce jest dość popularne, ale z innego powodu. Na dnie dolinki, kilka kroków od ponoru wznosi się ogromny, wspaniały dąb szypułkowy. "Maciek", bo takie nosi imię liczy około 410 lat i ma 34 metry wysokości. Trudno go ująć na zdjęciu, a jego skalę starałem się pokazać zostawiając u jego pnia widoczną na zdjęciu mapę (poniżej). Na krawędzi tego najbardziej zapadłego z Zapadłych Dołów stoi elegancka tablica informacyjna. Mówi ona jednak tylko o dębie, nie wspominając o ponorze czy dolince. Jest to tym ciekawsze, że nieopodal stoi leśny drogowskaz. Obok informacji o dębie jest tam strzałka wskazująca "zjawiska krasowe" - jednak kieruje ona w innym, przeciwnym kierunku. Oczywiście, mogę o czymś nie wiedzieć, ale to chyba jednak po prostu pomyłka.
Skoro mowa o pomyłkach. Na mapie turystycznej wydawnictwa "Compass" [2], która stała się mimowolnym bohaterem dwóch zdjęć zaznaczony jest rezerwat geologiczny "Zapadnie Doły". Jest to ciekawe z dwóch powodów. Po pierwsze, zaznaczony rezerwat znajduje się nie w tym oddziale, co trzeba, co dość poważnie wydłużyło mi drogę do Zapadłych Dołów. Po drugie, zaznaczony rezerwat... nie istnieje. Nie ma o nim mowy w Centralnym Rejestrze Form Ochrony Przyrody (link). Prawdopodobnie jest projektowany - wspomina o tym np. niedawny artykuł w kieleckiej "Gazecie Wyborczej" [3], a autorzy mapy nanieśli go już z wyprzedzeniem.
Gdyby ktoś z Czytelników chciał się wybrać na wyprawę do tego miejsca, można kierować się np. tym punktem zaznaczonym w znakomitym serwisie mapy.cz. A jeżeli macie za daleko w Lasy Starachowickie, szukajcie w swoich okolicach - Polska jest pełna przyrodniczych i geologicznych ciekawostek.
* * *
Już wkrótce ruszymy na rocznicowy spacer z Sandomierza do Wittenbergi. We środę, 20 maja o 19.30 zapraszam na pierwsze pół mojej starej-nowej prezentacji pt. "By nie odważyli się podróżować do Wittenbergi". Przejdziemy z Sandomierza na szczyty czeskich Sudetów, szukając dziedzictwa Reformacji. Nadawać będę na fanpejdżu bloga na Facebooku, zapraszam!
* * *
1 - korzystałem przede wszystkim z: "Materiały 50. Sympozjum Speleologicznego", red. Jan Urban, Kielce-Chęciny 2016, wspomagając się Szczegółową Mapą Geologiczną Polski, arkusz Sienno
2 - "Góry Świętokrzyskie. Mapa turystyczna", 1:60000, wyd. IV, Kraków 2011
3 - Kędracki Janusz, "Wyższy od Bartka. Dąb Maciek z Zapadnich Dołów z legendą o cudzie", w: Gazeta Wyborcza Kielce z 7.7.2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz