Stoki Alp w Lombardii i w Piemoncie ozdabiają Sacro Monti, czyli Święte Góry. Widzieliście je już: pokazywałem Wam tę nad Varese (tutaj) i tę w Ossuccio, nad jeziorem Como (tutaj). Do tego nad Varese będzie zresztą niedługo aneks, bo udało mi się wreszcie odwiedzić podziemia bazyliki. Świętej Góry nad jeziorem Orta Wam nie pokazałem, może jeszcze będzie okazja. Tymczasem odwiedziłem kolejną, czwartą z dziewięciu wpisanych na Listę UNESCO Sacro Monti. Ta czwarta to Ghiffa, i do niej Was dzisiaj zapraszam.
Że te górskie sanktuaria się różnią rozmachem, to już wiem: ta nad Varese, i ta nad Ossuccio to różne światy. Ale Ghiffa i tak mnie zaskoczyła swoją skromnością. Składa się tylko z kilku obiektów, i do tego nie tworzy jakiejś szczególnie jasnej teologicznie całości. Ale - jakby napisał Gall Anonim - po co koło wyprzedza wóz? Po kolei.
Ghiffa leży nad jeziorem Maggiore. Choć Como jest dzisiaj znacznie słynniejsze, to jednak wydaje mi się po trzech latach bywania tu i tam, że Maggiore jest ciekawsze. Przynajmniej zabytkowo: jest i zamek w Angerze, i kolos Karola Boromeusza w Aronie, i bajkowa Isola Bella, i sławne w dziejach dyplomacji szwajcarskie Locarno na północnym brzegu. Do tego jeszcze nasza dzisiejsza bohaterka, Ghiffa, wpisana na Listę UNESCO, ale mimo to pozostająca w cieniu wymienionych miejsc.
Z Saronno dojechałem pociągiem do Laveno i przepłynąłem promem na piemoncką stronę jeziora. Nigdy wcześniej nie wypatrywałem Ghiffy, bo w ogóle o jej istnieniu długo nie wiedziałem. Ale teraz wyłupiałem oczy, i wypatrzyłem: tam, po drugiej stronie, ponad zabudowaniami, nieco po prawej stronie zdjęcia. Widzicie? Widać tam kościół i wysoką dzwonnicę.
Z Verbanii, dokąd pływają promy z Laveno poszedłem na piechotę. To nie był oryginalny pomysł, okazało się jednak, że nie bardzo jest się jak transportem zbiorowym do Ghiffy dostać. Statków po Maggiore pływa dużo mniej, niż po Como, i do tego głównie w południowej części jeziora. Do Ghiffy w sensownej porze nie płynęło nic. Autobusy też szczątkowe, co już dziwne, bo komunikacja publiczna jest w północnych Włoszech bardzo dobra. W sumie to nie dziwię się więc, że mało kto trafia do Ghiffy, bo trafić nie ma jak. Jako się rzekło, poszedłem na piechotę.
Szlak był nierówny, i raczej nie wpiszę go sobie w kajeciku razem z innymi godnymi powtórzenia. Ale wokół samego sanktuarium rozciąga się rzecz wspaniała, bo iglasty las. Ja wiem, że brzmię teraz osobliwie, bo co dziwnego miałoby być w iglastym lesie w Alpach. Ale rzecz w tym, że przedalpejskie pasma do co najmniej półtora tysiąca metrów pokrywają tutaj lasy liściaste, i mi to się nigdy nie składało na wyobrażone alpejskie decorum. A tu, na krawędzi Parco Nazionale della Val Grande proszę, las jak trzeba.
W środku tego lasu jest sanktuarium. Święta Góra jest skromna, składa się zaledwie z pięciu obiektów. Ale jak pięknie położonych! Zabudowania zajmują naturalny taras na zboczu Monte Cargiago, jakieś dwieście metrów ponad wodami Większego Jeziora. To na zdjęciu to widok z kaplicy Ukoronowania Najświętszej Marii Panny, zbudowanej w 1647 roku.
Głównym obiektem jest kościół-sanktuarium pw. Trójcy Świętej. Lokalna tradycja każe w tym miejscu stać jakiejś późnorzymskiej budowli, ale tego chyba nie potwierdzono. Na pewno była budowla XII lub XIII-wieczna, którą potem co najmniej dwa razy rozbudowano.
We wnętrzu kościoła zachował się manierystyczny ołtarz, opisany w dokumentach z wizytacji biskupiej w 1591 roku. Zawiera dwa obrazy, scenę Ukrzyżowania, i symboliczną Trójcę. Co najmniej trzy rzeczy są tutaj ciekawe. Pierwsza, to dopasowanie stiukowej ramy do kształtu krzyża. Druga, to pocieszanie Marii (po lewej stronie) przez Marię Kleofasową lub Salome, a nie przez Jana Ewangelistę, co jest w sztuce dużo częstsze. Wreszcie dolny obraz, gdzie malarz przedstawił obok siebie trzy postacie Chrystusa - jako oryginalne przedstawienie Trójcy Świętej.
Kościół rozbudowano na początku XVII wieku, zmieniając też prawdopodobnie jego układ - dawny ołtarz główny stał się bocznym. Potem powstała jeszcze dzwonnica. Całość jest molto pittoresco.
Cztery otaczające kościół obiekty powstały od połowy XVII do połowy XVIII wieku. Widać, że na pewno nakłady finansowe, a zapewne też zapał i popularność miejsca nie były nadzwyczajne. Stanęła więc wspomniana wcześniej kaplica Ukoronowania, potem widoczna na zdjęciu kaplica św. Jana Chrzciciela...
W środku jest scena spotkania Abrahama z trzema aniołami. Historia jest z 18. rozdziału Księgi Rodzaju: Abraham siedzi sobie przed namiotem (tutaj zmienił się w elegancki dom), i bardzo życzliwie przyjmuje trzech nieznajomych. Ci okazują się być aniołami, i zapowiadają Abrahamowi i Sarze ("...Sara przysłuchiwała się u wejścia do namiotu..."), że małżonkowie - oboje w podeszłym wieku - za rok będą mieli syna.
Ostatnim obiektem sanktuarium jest zbudowany w połowie XVIII wieku portyk na drogę krzyżową. I tyle: jakiekolwiek były dalsze plany, nie zrealizowano ich. Ale jest jeszcze budynek czegoś na kształt klasztorku, a w nim sympatyczna restauracja. Całość jest mimo skromności malownicza, ale jednak przeszkadza brak jakiejś czytelnej myśli teologicznej, która i w Varese, i w Ossuccio, i w Orcie jest bardzo widoczna.
Przy sanktuarium jest parking. Ja, jak wiecie, doszedłem tam na piechotę, ale w drugą stronę mi się nie chciało, bo mi się nie chciało (i gorąco). Zszedłem do Ghiffy. Na statek nie było co liczyć, choć przystań bardzo ładna. Czekałem więc na autobus, który się spóźnił strasznie. W ogóle opinie o VCO, lokalnej firmie autobusowej są bardzo złe. O ASF, tej z Como i okolic też, ale ja mam jakoś lepsze doświadczenia.
O, taka to kolejna Święta Góra. Każda z czterech mi znanych jest inna, i każdą warto odwiedzić. Dobrze, że UNESCO wpisało na Listę Światowego Dziedzictwa i te najokazalsze, i te skromniejsze, i te wyraźnie nieukończone: w ten sposób można poznać całe religijne i artystyczne zjawisko, a nie tylko jego wybraną reprezentację. Niemniej, jakbyście mogli się wybrać na tylko jedną Sacro Monte, to jednak polecam Varese.
Do której zresztą niedługo znowu zajrzymy. Do usłyszenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz