Na otwarcie postawię tezę: nie należy kłamać. Oczywiste, prawda? Tak jakoś jednak jest, że w każdej dziedzinie życia jest poletko, na którym pozwalamy na pewną dozę nieprawdy. Ot, chociażby klasyczne: "właśnie miałem do Ciebie zadzwonić" - zazwyczaj nieprawda, więc kłamstwo, ale jednak niegroźne. Małe poletko nie szkodzi, ale ono ma, niestety, tendencję do rozrastania się. Chciałbym podzielić się z Wami paroma spostrzeżeniami na temat tego, jak rozrosło się to poletko zgody na kłamstwo w przypadku turystyki i krajoznawstwa, posługując się jako ilustracją jednym z najsłynniejszych polskich trupów - rzekomym kniaziem Jaremą na Świętym Krzyżu.
Klasztor na Świętym Krzyżu od wschodu. Nad budowlą góruje wysoka wieża radiowo-telewizyjna |
Kto był w ostatnich latach na Świętym Krzyżu ten wie, że świętokrzyscy oblaci już zupełnie bez żenady na nieboszczyku w szklanej trumnie "robią kasę". Ciało przeniesiono z oryginalnego miejsca, czyli z krypty kaplicy Oleśnickich, urządzono dla niego nową "kryptę" z wejściem z zewnątrz, żeby wycieczkom było łatwiej wchodzić, a gospodarzom łatwiej inkasować pieniądze, "kryptę" wyposażono w tandetne "staropolskie" dekoracje. Ciało przybrano w strój z filmowego magazynu. Powagi śmierci nie ma w tym żadnej, szacunku do zmarłego i historii też nie - jest za to świadome, nastawione na zysk kłamstwo.
Twierdzę tak, ponieważ szczątki, które oblaci ze Świętego Krzyża pokazują za pieniądze turystom nie są szczątkami księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, dzięki Sienkiewiczowi bohaterowi naszej zbiorowej, patriotycznej wyobraźni. Skąd ta pewność? Oczywiście, z badań naukowych. Badanie zwłok przeprowadził w 1980 roku zespół prof. Jana Widackiego (prawnika i historyka) i prof. Zdzisława Marka (biegłego sądowego). W pracach uczestniczył szereg innych osób różnych specjalności naukowych, także medycznych. Badania opisano w wielu tekstach, ale szczególnie polecam poświęcony temu rozdział w książce prof. Widackiego pt. "Detektywi na tropach zagadek historii", łączącej żywy język z naukową rzetelnością [1].
Eksponowane na Świętym Krzyżu szczątki nieznanego mężczyzny, błędnie pokazywane jako ciało ks. Jeremiego Wiśniowieckiego |
Za identyfikacją, obok młodej tradycji (dopiero w XX wieku zaczęto pisać, że szczątki księcia przetrwały wcześniejsze zniszczenia klasztoru i są do obejrzenia) przemawia fakt, że ciało należało do mężczyzny, że ma na sobie ślady smoły lub podobnej substancji - a wg źródeł ciało księcia pomazano smołą (zdaje się, że dla konserwacji), że wg badań radiowęglowych zmarły żył między końcem XVI a końcem XVIII wieku - i najbardziej prawdopodobne jest, że żył w podobnym czasie, co książę Jeremi. Ale kolejne fakty jednoznacznie przeczą identyfikacji z ks. Jeremim Wiśniowieckim.
- Po pierwsze, szczątki należały do mężczyzny liczącego ok. 162-163 cm, czyli średniego wzrostu w owych czasach - a źródła są zgodne co do tego, że Jarema był niski.
- Po drugie, z całą pewnością stwierdzono, że ciało nie było poddane sekcji - a wiemy, że dla uspokojenia wojska podejrzewającego otrucie księcia taką sekcję przeprowadzono.
- Po trzecie i najważniejsze, na podstawie rentgenogramów czaszki kolejni specjaliści, w tym kierownik Zakładu Radiologii AM w Krakowie, doc. Olgierd Billewicz stwierdzili, że szczątki należą do osoby zmarłej w wieku minimum 50 lat. A kniaź Jarema zmarł w wieku 39 lat.
Kto chce uparcie bronić legendy, może podważać fakty i wymyślać coraz to nowe wątpliwości; przewodnicy (że złagodzę: większość przewodników), jak się zdaje, po prostu te badania przemilczają, tak jak to robią gospodarze miejsca. Uczciwie będzie jednak uznać, że dowodów jest wystarczająco dużo, i napisać: skoro mężczyzna był wyższy od księcia, skoro nie przeprowadzono sekcji, którą wg źródeł przeprowadzono, skoro wreszcie zmarły był dużo starszy od kniazia Jaremy - to znaczy, że w szklanej trumnie świętokrzyskiej "krypty" na pewno nie spoczywa książę.
"Krypta Jeremiego Wiśniowieckiego". Dorośli 2 zł, dzieci 1 zł. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz