wtorek, 25 lutego 2020

Niżnotatrzańskie obrazki zimowe

Kalendarzowa zima zbliża się do końca, a wraz z nią - mam nadzieję - upór osób negujących istnienie zmian klimatu. Centralna Polska śniegu prawie nie widziała. Na szczęście w ostatnich dniach trochę popadało; może złagodzi to trochę zbliżającą się suszę. Prawdziwą zimę widziałem w tym roku tylko kilka razy, oczywiście w górach. Trochę na Babiej Górze (wschodu słońca nie pokazuje, bo byłem na szczycie przy prawie zerowej widoczności), trochę na Górze dla odmiany Baraniej. Najwięcej na początku stycznia w Niżnych Tatrach.


Niżne Tatry to jedne z moich ulubionych gór. Choć od paru lat - od czasu przejścia "hrebeňovky", czyli całego głównego grzbietu w 2016 roku - nie byłem tam na żadnej większej wycieczce, zaglądałem to tu, to tam. Wreszcie postanowiłem skorzystać z jeszcze kilku dni ferii i wybrałem się po raz piąty na Dziumbiera, najwyższy szczyt pasma. Pogodę w porannych godzinach 3 stycznia Czytelnicy widzieli przy okazji galerii ze wschodu słońca na Laskomerze (tu część pierwsza, tu druga). Takie wspaniałe, bezchmurne niebo utrzymało się do wieczora tego dnia: tak panorama górnych pięter doliny Bystrej i ich okolicy prezentowała się ze szlaku z Trangoszki (Trangoška) do schroniska im. Štefánika (o nim też była wiele razy mowa: tu i tu). Narciarze mogą rozpoznać słynny z ośrodka sportów zimowych Chopok (biała piramida po prawej stronie). Perspektywę zamyka solidna kopuła Skałki.


Najprostsza droga ze schroniska na najwyższy szczyt Niżnych Tatr biegnie łukiem poprowadzonym po południowym zboczu Dziumbiera. Jest on od lat zamknięty w lecie, by dać szansę na odbudowę zniszczonej roślinności. W zimie, przy dobrej pokrywie śnieżnej można tędy podchodzić. Niestety, byłem w schronisku na tyle późno, że postanowiłem już nie wychodzić na szczyt - trochę szkoda, jak się miało okazać.


Tego dnia widziałem nie tylko piękny wschód, ale też zachód słońca.


Oglądałem nie tylko ja. 


Charakterystyczny szczyt z lewej strony zdjęcia to Veľký Gápeľ. Na ostatnim planie dostrzec można masywy Kremnickich Wierchów - przy dużym przybliżeniu poprzedniego zdjęcia można wypatrzeć wieżę nadajnika na Suchej Górze - a za tym wszystkim odległego o ponad osiemdziesiąt kilometrów Vtáčnika. Wysoki na 1346 metry Vtáčnik to dla mnie jeden z wciąż odsuwanych celów jakiejś wycieczki, a na mapie Słowacji ostatni tak potężny szczyt opadających w stronę Dunaju Karpat.


Rano było już tak. Przy takiej pogodzie można doskonale zrozumieć, czemu zimowe szlaki oznacza się tyczkami. To zdjęcie zrobiłem w chwili przejaśnienia (!), gdy dało się ująć obiektywem jakąś przestrzeń. Na zdjęciu można wypatrzeć podchodzących za mną narciarzy, a także ledwo widoczną, ciemną sylwetkę schroniska.


I wreszcie szczyt. Powyższe zdjęcie można porównać z trzecią fotografią w tej galerii. Wysoki na 2043 metrów szczyt tradycyjnie zdobi dwójkrzyż (dvojkríž), wiązany tradycyjnie jeszcze z misją Cyryla i Metodego element godła Słowacji.


O dalszych wycieczkach (np. do Kamiennej Chaty na Chopoku) przy bardzo złej widoczności i silnym wietrze raczej nie było mowy. Wybrałem się więc na kilka spacerów dokoła schroniska. Na powyższym zdjęciu można zobaczyć towarzyszący chacie pomnik partyzantów Słowackiego Powstania Narodowego.


Zima była sroga, ale wbrew wrażeniom z pierwszych zdjęć nie było dużo śniegu. Na zdjęciu widać owiewany wiatrem grzbiet Kraliczki.


I wreszcie drogowskaz na węźle szlaków między dwoma szczytami Kraliczki. Czerwony szlak to oczywiście Szlak Bohaterów Słowackiego Powstania Narodowego, najważniejszy szlak Słowacji.


Ten rejon upodobali sobie sypacze kopczyków.


W głębi zdjęcia można dostrzec sylwetkę schroniska.


Całą noc z 4 na 5 stycznia sypał śnieg. Na zdjęciu powyżej stan o 10:00, gdy zacząłem schodzić: zaspy zasypały prawie całkowicie okna parteru. Oczywiście, położone na wysokości 1740 metrów (to wyżej niż którekolwiek schronisko w Polsce) schronisko jest przygotowane i na ostrzejsze zimy. 


O widokach podobnych do tych z pierwszego zdjęcia nie było mowy. Trudno było w ogóle podziwiać widoki - wiał bardzo silny, niosący śnieg i lód wiatr.


Pierwszego wędrowca spotkałem w rejonie jaskini Martwych Nietoperzy. Wymieniliśmy standardowe grzeczności i uwagi na temat wiatru, po czym poszliśmy w swoje strony.


Zdradzę, że po zejściu do Trangoszki czułem się wysoce nieusatysfakcjonowany: oryginalnie planowałem schodzić ze Sztefaniczki którymś z dużo dłuższych szlaków, ale pogoda na to nie pozwalała. W dole było jednak spokojniej, postanowiłem więc przedłużyć sobie drogę. Jak się okazało, szło się tak dobrze, że dotarłem na piechotę aż do Brezna.


Tak pięknie prezentowały się owiewane wiatrem hale na grzbiecie między Mytem a Breznem.


A tak, przy wreszcie spokojniejszej aurze, rejon przełęczy Diel. Następnego dnia liczyłem na jeszcze jedną wielką atrakcję, tym razem zabytkową - wizytę na nabożeństwie w parafii ewangelickiej w Hronseku. Wraz z obejrzeniem synagogi w Breznie i postojem w Martinie to nabożeństwo dopełniło listę atrakcji mojej styczniowej wycieczki na Słowację.

* * *

Zapraszam na moje zbliżające się prezentacje:
  • w piątek, 28 II o 17:30 w Domu Sąsiedzkim "Akumulator" (w siedzibie Domu Kultury "Kadr") przy ul. Rzymowskiego 32 będę opowiadał jeszcze raz o "Podniesionej kurtynie";
  • we czwartek, 19 III 2020 r. o 17:00 w siedzibie Zarządu Głównego PTTK przy ul. Senatorskiej  11 w Warszawie będę po raz pierwszy opowiadał o "Budziejowickiej anabasis". Gospodarzem spotkania będzie Stołeczny Klub Tatrzański;
  • we wtorek, 12 V o 17:30 w Piwnicy pod Regałami, przy ul. Świętojańskiej 5 w Warszawie będę opowiadał o "Budziejowickiej anabasis". Gospodarzem spotkania będzie Polski Klub Górski i Czytelnia Naukowa nr VII.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz