Wczoraj gdzieś nad Tauberem pożegnałem się z Bawarią. Powinienem pewnie napisać: z Wolnym Krajem Bawarią, bo ani Górny Palatynat, ani Frankonia do rdzenia historycznej Bawarii nie należą. Niemniej jestem już teraz w granicach Księstwa Elektoratu Królestwa no, jestem w Wirtembergii, dziś współtworzącej kraj związkowy Badenia-Wirtembergia.
wtorek, 31 lipca 2018
poniedziałek, 30 lipca 2018
Kilometr 427, Rothenburg ob der Tauber
Krok za krokiem obszedłem władztwo margrabiów Ansbachu i wieczorem przeszedłem przez bramy Rothenburga, jednego z symboli niemieckiego średniowiecza. Górujące nad niemal wyschniętym Tauberem miasto z pewnością zasługuje na swoją sławę. W średniowieczu przyciągały tutaj jarmarki i relikwia Krwi Pańskiej. Dziś rozległe, wspaniale zachowane (choć Alianci uznali za słuszne i tutaj parę bomb zrzucić) stare miasto.
niedziela, 29 lipca 2018
Kilometr 411, Hornau
Zbliżam się krok za krokiem do Rothenburga. Znowu, jak w Czechach, z radością wspinam się na górki sięgające tych pięciuset świętokrzyskich metrów. I przekraczam rzeki, a wraz z nimi wielką granicę.
sobota, 28 lipca 2018
Kilometr 380, Neuhof an der Zenn
Wreszcie! Na niebie znowu pojawiły się chmury, upał łagodzi przyjemny wiatr. Po połączeniu z porośniętymi lasem wzgórzami powstał prawie idealny dzień drogi przez Frankonię. Już z namiotu nad jeziorem Obernzenner wracam myślami do mojego dzisiejszego pobytu w Karkonoszach.
Kilometr 369, Eichensee
To był bardzo urozmaicony dzień. Najpierw jeszcze jedno przejście przez wielką, granitową aleję niedoszłych nazistowskich defilad (tu przydałby się cytat z Siary). Potem ruchliwy kanal Dunaj-Men razem z potężnym mostem tegoż kanału nad doliną rzeki Rednitz. Wreszcie las i wiejskie krajobrazy, których mocno mi przez ostatnie dni brakowało.
czwartek, 26 lipca 2018
Kilometr 336, Norymberga
Wczoraj wieczorem wreszcie zobaczyłem żółtą tablicę z napisem "Nürnberg". Ostatnie kilometry do kempingu szedłem przez miejski las. Przypominał mi trochę krakowskie Bielany: jest tam nawet ogród zoologiczny. A później w świetle zachodzącego słońca widziałem jeszcze monumentalną trybunę na Zeppelinfeld, przypominającą o złożoności historii miasta.
środa, 25 lipca 2018
Kilometr 326, Schwaig bei Nürnberg
Kończący się dzień jest zdecydowanie sponsorowany przez słowo "asfalt". Niestety, im bliżej miasta, tym mniej lasu, a więcej asfaltu. Około pierwszej nawet powiew wiatru niósł powietrze jak z rozgrzanego piekarnika.
Kilometr 302, Pommelsbrunn
Fala upałów dotknęła też pogranicze Górnego Palatynatu i Frankonii. Na szczęście, chyba bez tragicznych skutków. Jednak szło mi się wczoraj bardzo słabo. W zasadzie dopiero od szóstej mogłem przyspieszyć, by późnym wieczorem dotrzeć na kemping nad rzeką Pegnitz.
wtorek, 24 lipca 2018
Kilometr 270, Amberg
Najciekawsze momenty moich wycieczek to te, w których łączą się wątki. W nowoczesnej edukacji mówi się często, że wiedza jest drugorzędna, że różne dane można sobie łatwo sprawdzić. Niby tak, ale wiele połączeń, przyczyn i nawiązań staje się jasnych dopiero, gdy się jednak zbiera te informacje po kolei, czytając. Albo zwiedzając.
poniedziałek, 23 lipca 2018
Kilometr 254, Knölling
Krajobrazy bawarskiego Górnego Palatynatu niezmiennie mnie zachwycają. Szczególnie piękna była poranna część trasy: wśród pogórskich lasów otwierały się nagle pola uprawne i kaskady stawów, niepozorne wzgórza opadły stromo do dolin strumieni.
niedziela, 22 lipca 2018
Kilometr 226, Neunburg vorm Wald
Dzień zaczął się nienadzwyczajnie, bo od deszczu. Potem na szczęście przestało padać, ale chmury zostały - bez upału szło się bardzo przyjemnie. Z tej okazji postanowiłem wydłużyć nieco trasę i przejść się szlakiem biegnącym nad brzegiem spiętrzonej rzeki Schwarzach.
Kilometr 197, Waldmünchen
Przeprawa przez granicę powiodła się i jestem już w drodze przez bawarski Górny Palatynat. Ale skoro znalazłem pół wiaderka internetu, muszę jeszcze podzielić się wrażeniami z drogi na Čerchov. W zeszłym roku w połowie trasy do Wittenbergi wszedłem na Pradziada. Byłem, jak pewnie część z Czytelników pamięta, poruszony stopniem oszpecenia tego szczytu. O, jak mało wtedy jeszcze widziałem!
sobota, 21 lipca 2018
Kilometr 173, Domažlice
Do tej pory Domažlice kojarzyły mi się z dwiema rzeczami. Pierwszym były wzmianki u Haška, drugim wielkie zwycięstwo odniesione przez Husytów nad piątą z kolei skierowaną przeciwko nim krucjatą. Tym większe, że podobno wystarczyło niespodziewane pojawienie się czeskiej armii i husycki hymn ryknięty z tysięcy gardeł, by bohaterscy krzyżowcy w podskokach opuścili Czechy.
piątek, 20 lipca 2018
Kilometr 162, Chotiměř
Dotarłem już do Domažlic, ale zwiedzać będę je jutro. Dzięki temu mogę mieć dłużej przed oczami piękną kaplicę z Chotiměřa. Pod wezwaniem, oczywiście, św. Jana Nepomucena.
Kilometr 147, Holýšov
W drodze z Pilzna na pograniczne Domažlice przechodzę właśnie przez Holýšov, miejsce chwalebnego czynu polskiego oddziału o chwalebności dość dyskusyjnej.
czwartek, 19 lipca 2018
Kilometr 127, Dobřany
Mniej więcej w połowie dzisiejszej trasy wypadł mi postój w miasteczku Dobřany. To już ta część Czech, którą zamieszkiwała do 1945 większość niemiecka i którą w Monachium oddano Hitlerowi. Ale poza historią dramatyczną jest też ta artystyczna, czyli barok!
Kilometr 116, Pilzno
Pilzno to jedna ze światowych stolic piwa i też Europejska Stolica Kultury 2015, a przy okazji meta pierwszego dużego odcinka mojej trasy. Od północnego wschodu, od strony Bukovca widać było porządne miasto: kominy elektrociepłowni, browaru (ba!) i zakładów Škody, wieżę katedry św. Bartłomieja, wokół oczywiście bloki.
środa, 18 lipca 2018
Kilometr 102, Dýšina
W zasadzie planowałem napisać dopiero z Pilzna, ale ostatnie kilkanaście kilometrów zasługuje na osobną notkę. Dłuższą chwilę spędziłem w Oseku z jego ciekawymi pamiątkami po żydowskich mieszkańcach (synagoga przy samym zamku, cmentarz u stóp letniego pawilonu). Przeszedłem przez kolejny, jeszcze wspanialszy las, częściowo dębowy. Ale przekroczyłem też pewną niewidoczną w terenie granicę, nazywaną czasem linią spotkania.
Kilometr 85, Habr
Wczoraj wreszcie udało mi się cały dzień iść szlakami turystycznymi, z dala od szumu autostrady na Pilzno i w ogóle ruchu samochodów. Były zamki, pałac, lasy i wzgórza. Te ostatnie okazały się być całkiem górskie.
wtorek, 17 lipca 2018
Kilometr 58, Žebrák
Drugi dzień mojego spaceru podzielił się na trzy części. W pierwszej było chłodno i mokro po nocnym deszczu, w drugiej był upał, w trzeciej lało. Za to widziałem dzika, zająca i dzięcioła zielonego.
poniedziałek, 16 lipca 2018
Kilometr 39, Beroun
Zauważyłem już, że przy długich marszach najtrudniejsze są dwa konkretne dni: pierwszy i drugi. Pierwszy, bo jednak buty nie są tak wygodne, plecak tak dobrze spakowany, a trasa tak łatwa, jak miało być. Drugi, bo płaci się za wszystkie błędy z pierwszego dnia. Na szczęście po przejściu pierwszych dzisiejszych kilometrów mogę stwierdzić, że nie jest tak źle.
niedziela, 15 lipca 2018
Kilometr 4, Kancelaria Czeska
Za bardzo minionych, galicyjskich czasów zdarzył się taki oto wypadek: ktoś nazwał Pana Cysorza "starym pierdołą". Śmiesznie było mało, za obrazę majestatu groziła poważna kara. Szczęśliwie, powołani zostali jako rzeczoznawcy uczeni profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wyjaśnili oni sądowi, że określenie to jest życzliwe, że znaczy tyle, co "dobrotliwy staruszek". Autorzy tego naukowego sukcesu przeszli do galicyjskiej historii jako Krakowska Szkoła Językoznawcza.
Kilometr 0, Pod Kielichem
Moją drogę do Compiègne mogłem zacząć tylko tutaj. I tylko jednymi słowami:
— A to nam zabili Ferdynanda — rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował.
— A to nam zabili Ferdynanda — rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował.
Prócz tego zajęcia dotknięty był reumatyzmem i właśnie nacierał sobie kolana opodeldokiem.
— Którego Ferdynanda, pani Müllerowo? — zapytał Szwejk nie przestając masować kolan (...)
sobota, 14 lipca 2018
Długa droga do Tipperary
Przenieśmy się na chwilę do Stalybridge na przedmieściach Manchesteru. Jest rok 1912, dokładnie styczeń. Kto ma czas zajmować się światem wie z gazet, że Chiny właśnie zostały republiką, a niemiecki uczony Wegener stwierdził - co za bzdura! - że kontynenty się ruszają. Kto ma mniej czasu lub chęci siedzi w knajpie i słucha. Jack Judge właśnie napisał kolejną piosenkę. Jest urocza: Irlandczyk przybywa do Londynu i tęskni za ukochaną.
piątek, 13 lipca 2018
Bilety Interrail. Czy warto? Cz. 2
Wracamy do biletów Interrail. Przypomnę najważniejsze uwagi ze środowego tekstu: bilet jest drogi (szczególnie, jak chcemy jeździć pociągami wymagającymi kosztownych rezerwacji), ale wygodny. Poza nią jest jeszcze parę dodatków.
środa, 11 lipca 2018
Bilety Interrail. Czy warto? Cz. 1
Jak Czytelnikom wiadomo, w styczniu przez dwa tygodnie rozbijałem się pociągami po Europie. Skorzystałem przy tym z oferty biletu Interrail. Jak to ja, przeczytałem wcześniej wiele uczonych regulaminów i recenzji. Rozumiałem w efekcie bardzo niedużo i wiele rzeczy stało się jasne dopiero w trakcie podróży. By pomóc Czytelnikom w decyzji o zakupie (lub nie) takiego biletu pozwoliłem sobie spisać kilka spostrzeżeń na jego temat. Dostałem zresztą już na ten temat kilka pytań.
sobota, 7 lipca 2018
środa, 4 lipca 2018
Kolejnych czterech świętych, cz. 1
Kilka miesięcy temu, przy okazji wspólnego z Czytelnikami oglądania fresków ze sklepienia wrocławskiej Auli Leopoldiny pojawiła się tutaj postać św. Hieronima ze Strydonu. Przypomnę: na freskach Jana Krzysztofa (Johanna Christopha) Handkego znaleźć można dwóch świętych z lwem i książkami. Trudno się dziwić, że to powoduje znaczną konsternację u uważnych zwiedzających. Jeden święty, ten z lwem uskrzydlonym, to Marek Ewangelista; ten z lwem bez skrzydeł to właśnie św. Hieronim.
Subskrybuj:
Posty (Atom)