Droga z Erfurtu na Eisenach (wiadomo, zaraz będzie Kaczmarski) wprowadziła mnie kolejny raz na szlak św. Jakuba. Oczywiście, jeden z wielu, bo przecież cała Europa jest pokryta odnogami przeżywającej swoją drugą młodość Camino. Muszę teraz napatrzeć się teraz do woli na muszle, bo wkrótce zrobię wielki zwrot.
Cały czas towarzyszą mi po lewej stronie masywy Lasu Turyńskiego. Nie są wysokie, ale pięknie odróżniają się od nizin po prawej. Już dwa dni temu zobaczyłem w oddali wyróżniający się i sylwetką, i wysokimi wieżami (oczywiście... ) Großer Inselberg. Teraz mam go na wyciągnięcie ręki. Ma 916 metrów i jest najwyższy w tej okolicy (zdjęcie na dole), choć cały Las Turyński sięga jeszcze nieco wyżej. Ale tysiąca nie przekracza, aż tak dobrze nie ma.
Idę grzbietem równoległym do tych gór, oddzielony od nich dolinami kolejnych rzek: Gery, Apfelstädt, Hörselu. Na grzbiecie łany zbóż, kawałek starego poligonu, i jeszcze jedne, wyższe łany, ale już elektrowni wiatrowych. Wieczorem w ciemnościach było widać na horyzoncie ich prawdziwy las. Po drodze była jeszcze Gotha, kolejna dawna turyńska stoliczka z ogromnym, barokowym pałacem. Tam jednak dało się zobaczyć, że nie wszystko w dawnej NRD idzie dobrze. Choć miasto ładne, to nie czułem się tam zbyt bezpiecznie; tak jakby trochę za dużo młodzieży bez perspektyw.
Tymczasem schodzę do doliny Hörselu, by dotrzeć nią do Eisenach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz