poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Wschody słońca, cz. 41. Wielki Chocz

Po wschodzie słońca na Szipie (tym tutaj) byłem sobie dalej na Orawie i myślałem: dokąd by pójść na kolejny wschód słońca? Od dawna myślałem o wybraniu się o tej porze na Wielkiego Chocza, ale ten pomysł wydawał mi się mocno szalony. Czemuż? Ponieważ to daleko: najbliżej na szczyt jest z Wołoskiej Dębowej (Valaská Dubová), a to i tak pięć kilometrów i tysiąc metrów podejścia. Ale tak kusiło, kusiło, aż się wybrałem. 


Na Wielkim Choczu byłem wcześniej dwa razy - w 2014 i 2015 roku (i była o nim ta notatka). To piękny i bardzo charakterystyczny szczyt, przyciągający wzrok z bardzo wielu miejsc na zachodnim Podtatrzu. Do tego porządnie górujący nad otoczeniem, więc bardzo widokowy. Kto z Was tam był, zapewne się zgodzi. Kto nie był, a widział, tego się pewnie spodziewa. A kto nie był, to jeżeli tylko czas, zdrowie i siły pozwolą, niech się wybierze.


Chocz ma 1611 metrów, więc nie jest najwyższą górą, na którą wychodziłem na wschód. Ale przecież liczy się jeszcze odległość od noclegu. Choćby Babia: z Markowych Szczawin jest na wierzchołek Diablaka zwyczajnym tempem coś z półtorej godziny, tak samo na Dziumbier ze Sztefaniczki. A na Choczu schroniska nie ma. Jego jedyną namiastką był "Hotel Choč": drewniana chatka na położonej pod szczytem hali, hotelem oczywiście nazywana tylko dla żartu. Ale ta znowu służy pasterzom, więc noclegu pod dachem na Choczu nie ma. Co zrobić? Wstałem przed drugą, przed trzecią wyszedłem z Wołoskiej Dębowej. Pięć kilometrów w poziomie i prawie kilometr w pionie to według mapowych i znakarskich standardów coś koło trzech godzin. Poniósł mnie jednak spacerowy zapał, i na szczycie byłem w dwie godziny bez pięciu minut. Na hali pięknie było widać gwiazdy, ale tuż pod szczytem światło czołówki rozlało się nagle w chmurnym mleku. Po chwili nie było już widać nic. Zdjęcia tego "nic" nie mam, należy sobie wyobrazić.


Ale, jak poucza nas Hašek, "dobrze nie jest, ale nie trzeba tracić nadziei": miałem do wschodu ponad pół godziny, a w tym czasie może wydarzyć się bardzo dużo. I rzeczywiście, już po kilku minutach wiatr zaczął przewiewać kolejne strzępy chmur. Na kwadrans przed wschodem odsłoniła się już prawie cała panorama, choć pozostała przymglona - co widać dobrze na zdjęciach, nie zawsze ostrych.


Obejrzyjmy ją sobie, posiłkując się lepszymi lub gorszymi zdjęciami. Najpierw patrzymy na południowy wschód. Czemu tak? To później wyjaśnię. Ponad kotliną Liptowa patrzymy na wał Niżnych Tatr. To ich zachodnia, wyższa część, czyli pasmo Dziumbiera i Chopoka. Za chwilę przyjrzymy się lepiej, a na razie zwróćcie proszę uwagę na jeziora. To zespół sztucznych jezior liptowskich. Z lewej większy zbiornik, Liptowska Mara, bliżej środka zbiornik wyrównawczy. Jezioro Liptowskie gromadzi ok. 360 milionów metrów sześciennych wody, i pod tym względem jest to największe jezioro Słowacji. Jeżeli chodzi o powierzchnię, większe jest jezioro Orawskie.


A skoro mowa o lepszym przyjrzeniu się: to szczyt Chopoka, odległy o 29,5 kilometra. Od innych szczytów niżnotatrzańskich odróżniają go oczywiście zabudowania, na czele z podwójną stacją kolejek.


Miałem nadzieję wypatrzeć kogoś jeszcze, i udało się: Królewska Hala. To umiarkowanie już wyraźny szczyt na ostatnim planie, w środkowej części zdjęcia. Miałem nadzieję w tym roku być na niej na piechotę, a że nie wyszło, to chociaż wybrałem się w ten sposób. Od Królewskiej Hali szczyt Chocza dzieli 65,5 kilometrów.


Przesuwamy się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Ciemny kształt zasłaniający część zdjęcia to dalej masyw Chocza, konkretnie Przedniego, za którym można się domyślać miasta Rużomberka. Po czym domyślać? Po dymie z komina, oczywiście. W Rużomberku są ogromne zakłady papiernicze, pracujące, jak widać, przez całą dobę. Ponad kominem widać głębokie wcięcie doliny Rewucy, rozdzielające Niżne Tatry (po lewej) od Wielkiej Fatry (po prawej).


I znowu w prawo. W lewym dolnym rogu widać halę na Choczu (Przednią Polanę), ponad nią Szipską Fatrę z jej najwyższym szczytem, Szipem. Tym, na którym kilka dni wcześniej też byłem na wschodzie słońca. A w dali i po prawej rozciąga się już Mała Fatra, jedyne w tym kierunku góry wyższe od Chocza. I tam też jest góra, z której oglądałem wschód - konkretnie Chleb.


A teraz spojrzenie na północ, w stronę Polski. Dwie kopuły w oddali to Pilsko (z lewej) i Babia Góra (z prawej). Z obu oglądaliśmy już wiele razy wschody słońca. Na bliższych planach widać kolejne masywy Magury Orawskiej.

Tak najwyższe szczyty Beskidu Żywieckiego wyglądają w zbliżeniu. Dym w środkowej części zdjęcia unosi się z kominów huty pod Orawskim Podzamczem. W ramach poszerzania wiedzy mogę jeszcze dodać, że w ujęciu słowackim nasz Beskid Żywiecki dzieli się na Beskid Kisucki (z najwyższą Wielką Raczą) i Beskid Orawski (z najwyższą Babią Górą).


I wreszcie dotarliśmy na wschód, w stronę Tatr. Zostawiłem ten kierunek na koniec, bo przecież i tak Tatry najbardziej przyciągają wzrok. Zwłaszcza o wschodzie! Prowadzi do nich poprzecinany dolinami łańcuch Wierchów Choczańskich, wyrastający z krańców Tatr Zachodnich i tworzący barierę między Orawą (z lewej) i Liptowem (z prawej). Niestety, same Tatry były tego poranka otulone chmurami. Co nie znaczy, ze nie było ich widać zupełnie...


Im bliżej wschodu, tym ostrzej światło podkreślało zarysy gór na swojej drodze.


Spójrzmy na to w dużym zbliżeniu. Można rozpoznać Osobitą (w środkowej części zdjęcia) i Brestową (po prawej). Ale na tym zdjęciu jest i ciekawostka. To szczyt po lewej stronie, na najdalszym planie. To, jak mi wychodzi, gorczański Lubań, odległy o ok. 82 kilometry. Niestety, słońce nie pokazało się wprost.


Poranek był piękny, ale pewien pochmurno-mglisty niedosyt pozostał. Kto wie, może to będzie powód, by w przyszłości znowu wybrać się na szczyt?

* * * 

Informacje praktyczne. Na Wielkiego Chocza można się dostać na bardzo wiele sposobów, jednak żaden z nich nie jest krótki. Jest łącznie siedem szlaków, które prowadzą w górę tego masywu. Te szlaki łączą się ze sobą tak, że na sam szczyt wprowadzają już tylko trzy drogi. Najkrótszy jest szlak z Wołoskiej Dębowej (Valaská Dubová) - ok. trzech godzin normalnym tempem. Najdłuższe te z Likawki (Likavka) - ponad pięć godzin. Na znanych mi pięciu z siedmiu choczańskich szlaków trudności są nieduże - stromizny, krótkie odcinki wymagające uważnego wyboru drogi na kamieniach. Szlaki są dobrze oznakowane. Szczyt jest niedostępny dla osób niepełnosprawnych i dla wózków dziecięcych.


* * *

Serdecznie zapraszam wraz z Domem Kultury Kadr i Służewskim Domem Kultury na spacer nad Potok Służewiecki! Spotykamy się w sobotę 4 września o 12.00 na rogu al. Wyścigowej i ul. Modzelewskiego. Link do wydarzenia dostępny tutaj.

A kto nie pamięta, o co chodzi z Potokiem Służewieckim, niechaj nadrobi zaległości, klikając tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz