W moich oryginalnych planach na wakacyjną wycieczkę było wejście na trzy kolejne koronne szczyty. Chciałem odwiedzić Großer Arber, Feldberg i Grand Ballon, czyli najwyższe szczyty odpowiednio Lasu Bawarskiego, Schwarzwaldu i Wogezów. Trasa się naprostowała i wyszedł z tego Čerchov. Ale co się odwlecze, to wiadomo.
Großer Arber to najwyższy szczyt wielu pasm na raz. Zrozumienie podziału geograficznego tej części Europy przyprawiło mnie o spory ból głowy. Góry dzielą lub dzieliły Słowian i Germanów, Czechów i Niemców, Czechy od Bawarii, Wittelsbachów do spółki z Hohenzollernami od Habsburgów. Skutek jest taki, że podobne czy nawet te same nazwy mogą oznaczać różne miejsca. Ot, parę przykładów. W lipcu byłem na szczycie Čerchova. Pisałem wtedy, że to najwyższy szczyt Lasu Czeskiego (Český les). Logicznym byłoby więc, gdyby będąca prostym tłumaczeniem nazwa Böhmerwald znajdowała się na niemieckich mapach w tym samym miejscu. A tu guzik: czeski Český les to po niemiecku Oberpfälzer Wald, czyli Las Górnopalatynacki. Böhmerwald z kolei leży dalej na południe, tam, gdzie dla Czechów leży Šumava. Z tym, że po niemieckiej stronie nie jest to już Böhmerwald, tylko Bayerischer Wald - Las Bawarski. A Böhmische Wald? To czeska część Lasu Górnopalatynackiego, i wcale nie to samo, co Böhmerwald.
Cieszę się, że pomogłem.
Großer Arber leży w historycznej Dolnej Bawarii, kilka kilometrów od czeskiej granicy. Geologia posadowiła go jako zwornik dwóch pasm Lasu Bawarskiego. Ku zachodowi i południowemu wschodowi rozciąga się wygięte w elegancki łuk, długie na nieco ponad trzydzieści kilometrów pasmo objęte ramionami Białego i Czarnego Regenu. Ku północy drugi łuk łączy go z granicznym pasmem Svaroha i Ostrego. Tak jak na zdjęciu powyżej szczyt prezentuje się z granicznej stacji kolejowej w Bayerisch Eisenstein, o której była już mowa.
Arber - przez Czechów, licznie zresztą zamieszkujących ten rejon Bawarii nazywany Wielkim Jaworem - jest ogromnym ośrodkiem narciarskim. Oznacza to, że trudno się tu spodziewać obcowania z dzikością gór. Jednocześnie jednak wyjście na szczyt staje się dużo łatwiejsze lub wręcz możliwe. Śniegu było mnóstwo, więc bez wyratrakowanych dróg czy stoków pewnie odpuściłbym sobie nocną eskapadę. Tak jednak mogłem przenocować się w leżącym poniżej szczytu Brennes i wyjść kilka godzin przed wschodem słońca. Pogoda tak wieczorem, jak nad ranem była niepewna. Niebo w większości zachmurzone, wiał silny wiatr. Ku północy lśniły światła Bayerisch Eisenstein i sąsiedniej, szalenie popularnej Železnej Rudy (powyżej).
Nieopodal szczytu, gdy noc ustąpiła już bliżej nieokreślonemu przedświtowi zacząłem dostrzegać na horyzoncie zarysy odległych gór. Jak to często bywa, w pierwszej chwili nie miałem pewności, czy nie są to tylko chmury lub wręcz złudzenia.
W końcu do szczytów Północnych Alp Wapiennych z Wielkiego Jawora było co najmniej sto pięćdziesiąt kilometrów.
Cdn.
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz