Mojej ostatniej kilkudniowej wędrówce przez krywańską Małą Fatrę towarzyszyło prawie cały czas wspaniałe słońce. Nie mogłem więc zmarnować okazji, i 5 maja przed świtem wyszedłem ze schroniska pod Chlebem z zamiarem wyjścia na szczyt Chleba.
Właściwie, to mogłem wyjść i na najwyższy szczyt Fatry, czyli Wielki Krywań. Tam jednak już byłem, a na Chlebie nie. Na szczycie byłem około piątej.
Silny, lodowaty wiatr pchał chmury przez sąsiednie szczyty. Wydawało się, że wschód będzie zasłonięty tym niesamowitym widowiskiem.
Z zalegającego nad Orawą morza chmur wynurzała się wyspa Wielkiego Chocza i masywny ląd Tatr.
Od zachodu Tatrom brakuje rozległości znanej przy widokach od północy (np. z Babiej Góry czy Kopca Piłsudskiego) i południa (np. z Dziumbiera). Pierwsze wysokie szczyty zlewają się w jeden, potężny masyw, w którym ciężko jest rozróżnić Salatyn, Baników czy Barańca.
Na południowym wschodzie nad morzem chmur wyrastały Niżne Tatry. Z lewej strony da się wypatrzeć pasmo Królewskiej Hali. Po środku jest oczywiście masyw Dziumbiera i Chopoka; na Chopoku widać jeszcze resztki śniegu na tamtejszych stokach narciarskich. Warto przypomnieć sobie widok na Dziumbier z Bendoszki.
A jednak słońce wstało, wychylając się zza krawędzi chmurnego masywu. Zapowiadał się piękny dzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz