Co za symbolika, co za epickość, co za patriotyczne uniesienia! Wyobraźcie sobie, że w sierpniu, w ostatni dzień przed wyjazdem z Polski byłem na wschodzie słońca na Kopcu Piłsudskiego (tutaj), a teraz przyleciałem do Krakowa, przenocowałem, i w pierwszy dzień u nasz, w Polszcze (to jest z Mickiewicza, jakby ktoś się dąsał) wybrałem się na Kopiec Piłsudskiego.
Choć rozumiem, że było Wam dość ciężko przez te parę dni przy minus kilkunastu stopniach, to dla wschodu słońca to była akurat dobra wiadomość. Najpiękniejsze wschody widziałem właśnie w zimie, przy silnych mrozach. A tu przyszła odwilż, i prognoza tak na dwoje wróżyła. Ale że byłem w okolicy, a wschody słońca w zimie są późno, więc się wybrałem. I dobrze!
A oto i Kopiec. Tamtą galerię z sierpnia warto sobie otworzyć (link tutaj), żeby porównać zdjęcia zrobione z bardzo podobnych miejsc w bardzo różnych porach roku.
Było powyżej zera, śnieg mokry. Ale, żeby nadać wycieczce nuty dramatyzmu, znalazłem ślady zeszłej z Kopca lawiny.
Muszę kiedyś zmierzyć, ile w sumie metrów trzeba pokonać, żeby wspiąć się na Kopiec. Ale się idzie kolejnymi kółkami, i idzie, i idzie.
Ok, przed publikacją zmierzyłem. Wg map.cz - więc niezbyt precyzyjnie, ale jednak - 472 metry. To więcej, niż myślałem, nawet mimo tego wrażenia, że się idzie etc.
W sierpniu zdjęcie szczytu było pionowe, to teraz dla odmiany jest poziome.
Widoczność na kilkanaście minut przed wschodem była nieporównanie lepsza, niż w sierpniu. Mniej więcej 1/3 panoramy było widać bardzo dobrze, w tym moim ulubionym, przejrzystym porannym powietrzu. Teraz, w najkrótsze dni w roku słońce wschodzi na południowym wschodzie. Spodziewałem się go mniej więcej tam, gdzie w oddali widać maszt w Chorągwicy. Jak klikniecie w zdjęcie, powinniście być w stanie zobaczyć kreskę masztu z lewej strony.
Na wschodzie, z gęstego koca mgieł i zanieczyszczeń wystawały kolejne wzgórza Pasma Sowińca i co wyższe budowle Krakowa.
Choć kominy nie wszystkim muszą się podobać (to jest zwrot grzecznościowy), to widok jest i tak bardzo malowniczy. Pasmo Sowińca zniża się stopniowo, by za przełęczą Przegorzalską znowu wznieść w górę i posłużyć za podstawę dla widocznego Kopca Kościuszki. Bardzo wnikliwy obserwator wypatrzy też wzgórza Krzemionek (po prawej) z Kopcem Kraka, ale to widać raczej w terenie lub na zdjęciu zrobionym większym obiektywem. Z mgieł wystają, od lewej: odległe kominy Nowej Huty, Unity Tower (czyli ukończony wreszcie Szkieletor), Bazylika Mariacka, wieżowiec K1 (czyli "błękitek"), elektrociepłownia w Łęgu, wreszcie Wawel z wyraźnie widocznymi wieżami Zygmuntowską, Zegarową i Sandomierską.
No, dobrze, ale czy tym razem było widać Tatry? Na samym początku nie, choć wypiętrzony wał chmur pozwalał je znaleźć bez problemu. Potem jednak chmury zaczęły się przesuwać, przelewać i zapadać, i wyłoniły się z nich kolejne szczyty.
To zbliżenie jest, oczywiście, bardzo słabe technicznie, ale pokazuje je, żebyście widzieli na pewno, że to szczyty, a nie chmury. Miałem zresztą do tych nieśmiało ukazujących się szczytów wyjątkowo szczęście: w środku widoczny jest szczyt Gerlachu, a z prawej strony podwójny wierzchołek Wysokiej i Rysów.
Słońce wstało ok. 7:45. I zrobiło to jeszcze dalej na prawo (południe), niż myślałem, ponad masywem Kamionnej.
Przybliżenie kiczowate.
Czego zdjęcia w tej galerii nie pokazują, to dźwięków. Dobiegały i z pobliskiego zoo, i z prawie tak samo pobliskiego lotniska na Balicach. Co chwila rozlegał się huk silników, i z mgły wyłaniał się samolot.
To jeszcze taki obrazek.
O. Po dziewiątej miałem pociąg, więc zbyt długo na szczycie nie mogłem spędzić.
Jeszcze kilka kółek dookoła Kopca w drodze w dół...
...zdjęcie pamiątkowe, i w drogę. Dobrych Świąt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz