A wiecie, czego dawno nie było? Kolejnego odcinka jeszcze sławetniejszej wyprawy wzdłuż drugiej Smródki! Prawie w pierwszą półrocznicę pierwszego odcinka ruszyliśmy w znowu powiększonym składzie na kolejny, już piąty odcinek trasy. Czemu piąty, a notatka ma już numer 9? Ponieważ frapującego materiału jest tyle, że niektóre odcinki służą za podstawę do wielu części. Ale tym razem będzie jedna notatka z jednego odcinka. Czyżby nie było zbyt fascynująco? Oceńcie sami!
Zaczęliśmy tam, gdzie skończyliśmy. To znaczy: mniej więcej tam, bo do Passu nie dociera w niedzielę komunikacja publiczna (to w Polsce duże zaskoczenie) - musieliśmy więc tam doczłapać skądinąd. Ale oto jesteśmy, i znowu popatrzyliśmy sobie na pałac. Dawniej należał do przeróżnych bankierów i fabrykantów, potem między innymi do PZPRu, teraz jest w rękach prywatnych. Zdaje się, że można tu urządzić wesele, ale tak dwa miesiące temu, jak i dzisiaj "trwają pracę nad nową stroną".
Przy okazji obejrzeliśmy też kościół w Passie. To nówka sztuka, zbudowany w latach 2014-2018, w środku goły beton albo goła cegła. Doceniam prostotę formy, choć im bliżej się przyglądałem, tym gorzej wyglądał. Rada: kościół w Passie oglądamy z daleka.
Ale miało być o Utracie. Oto ona na wysokości pałacu w Passie.
Jaki jest przymiotnik od Pass? Serio pytam.
Jak zwykle było trochę trzymania się samego brzegu, trochę marszu łąką, trochę - ale tylko trochę - wchodzenia w szkodę, trochę chaszczowania. To akurat zdjęcie z marszu łąką.
Utrata została w dawniejszych czasach uregulowana. Ale przecież zadowoleni z siebie poprawiacze natury mieli wyprostować rzekę, o starorzeczach nie było mowy. Zostało więc ich trochę, tym więcej, im bardziej płaskie staje się otoczenie. Takie piękne starorzecze odcina rozległą prawie wyspę koło Passu.
Prawię wyspę, bo w jednym miejscu da się na tę powierzchnię wyjść. Nieopodal stąd do Utraty wpada Rokitnica. Ta druga Rokitnica, jeżeli pamiętacie dłuższe rozkminy na ten temat.
A czemu nie pokazuję samego zbiegu tych rzek? No, wprost mówiąc - z tej całej turystycznej radości zapomniałem do niego podejść.
To już nie starorzecze, a sama Utrata. Jest też nieco ukryty za drzewami olbrzymi magazyn, jeden z bardzo wielu, które rozłożyły się w okolicy Passu. W końcu okolice Passu to okolice Błonia - Stolicy Polskiej Logistyki.
Żeby jednak wątek starorzeczy nie został zbyt nieelegancko porzucony, czas na przysłowie: "raz przed starorzeczem, raz za starorzeczem". Cofaliśmy się kawał drogi.
Na tym zdjęciu jest wieża kościoła parafialnego w Lesznie, odległego o niecałe pięć kilometrów. Poszukajcie.
Ruina. Jeżeli chcecie, mogę na poczekaniu wymyślić jakąś dramatyczną historię. Może być o dziedzicu, butelce i pańszczyźnianych chłopach. Albo o Mariannie Orańskiej, jak kto woli.
O ile w poprzednich odcinkach Utratę pokonywały poważne trakty - autostrada, droga krajowa, parę linii kolejowych - to teraz muszą wystarczyć drogi całkiem lokalne. To jest most drogi między Nowym Łuszczewkiem a Nową Górną.
Z mostu można zajrzeć za Utratę, gdzie wśród drzew rozłożyła się czyjaś spora posiadłość. Bardzo się chwali właścicielowi, że obsadził sobie brzeg szpalerem wierzb, jak tradycja i krajobraz nakazują.
Wśród raczej nijakich kapliczek wyróżniała się ta z 1900 roku, ukryta malowniczo wśród drzew. Ale, ale - jeszcze będzie coś w kategorii przydrożna sztuka sakralna! Domyślacie się może, co?
Ale to dopiero w następnym zdjęciu. Na razie kolejne spojrzenie na gładkie lustro Utraty, tym razem z mostu między Cholewami a Wolą Łuszczewską. Płasko - jak to na Mazowszu. Spadek Utraty na tym odcinku wynosi już tylko kilkadziesiąt centymetrów na kilometr.
Jest i wspomniane pierwsze miejsce: nepomuk! Numer sto trzeci, jeżeli dobrze policzyłem przy okazji tego z placu Trzech Krzyży. Święty Jan Nepomucen stoi w Cholewach pod kasztanem, więc fotografuje się go trudno, ale to nic. Rzeźba jest piaskowcowa, mocno zniszczona, bez śladu po napisach. Według nieocenionego leksykonu Nepomuki.pl płyty z herbami nie rozpadły się w sposób naturalny, tylko zostały zniszczone celowo (link). Rzeźbie przydałaby się restauracja, a moim zdaniem taki nepomuk to pamiątka dużo ważniejsza niż nowa kapliczka z tandetną figurką Maryjki ze sklepu z dewocjonaliami. Kto nie wie, kto zacz Jan Nepomucen i czemu to taki środkowoeuropejski fenomen - niech zajrzy tutaj.
Cały ten kawałek Mazowsza jest mimo płaskości całkiem ładny. W Cholewach długi kawałek szliśmy piękną aleją drzew, która ocalała jakoś z barbarzyńskiej fali wycinania takich alei w ostatnich dekadach. Potem drzewa się skończyły, ale za to otworzyła się długa i prosta perspektywa na kościół w Pawłowicach.
Z trzech stron kościół nie jest szczególnej urody, ale ta czwarta strona - klasycystyczna fasada - ma w sobie sporo elegancji.
Odcinek czerwcowy niespodziewanie spotkał nam się z grudniowym. Wtedy byliśmy na grobie Józefa Chełmońskiego w Żelechowie, teraz byliśmy na grobie ojca Chełmońskiego. Sam Chełmoński namalował dla pawłowickiego kościoła obraz przedstawiający męczeństwo św. Bartłomieja.
Kościół w Pawłowicach stoi na kilkumetrowej skarpie ponad łukiem Utraty. W rozpaczliwie płaskim, arcymazowieckim krajobrazie i takie wzniesienie to atrakcja. Szkoda, że centralnie na środku tego widoku postawiono oczyszczalnię ścieków.
My ruszyliśmy do Teresina do pociągu, a więc tu zawieszamy kolejny raz sławetniejszą wyprawę. Tych zawieszonych wątków robi się sporo, przyznaję. To nieco problematyczne, bo za kilka dni planuję otworzyć jeszcze jeden. Nie regulujcie odbiorników!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz