Skoro już doszliśmy do Mariazell (lub dojechaliśmy wąskotorówką), trzeba odwiedzić sanktuarium. Wierzących nie trzeba do tego dodatkowo zachęcać, niewierzący powinni to zrobić dla piękna zabytku. I jeszcze co najmniej kilku bardzo interesujących cech.
Mariazell wyrosło wokół romańskiej figurki Matki Bożej z Dzieciątkiem, sprowadzonej tu w połowie XII wieku. Figurka stoi w barokowej kaplicy pośrodku kościoła, trudno jednak ją podziwiać jako dzieło sztuki - katolickim zwyczajem jest przybrana w sukienki i przeróżne inne "ozdoby". Wokół była najpierw mnisia cela (stąd nazwa), potem romańska kaplica (fundacja księcia czeskiego i margrabiego Moraw Władysława Henryka, na zdjęciu posąg z prawej strony), potem powstał kościół gotycki (fundacja króla Węgier i Polski Ludwika, to posąg z lewej), wreszcie wspaniała barokowa budowla. Z gotyku zostało niewiele, głównie mury, przebudowana wieża i widoczny na zdjęciu portal.
We wnętrzu zachwycają stiuki. To była wielka miłość baroku, spełnienie marzeń o pokryciu całego wnętrza rzeźbami. W tej masie figur ginie trochę główny ołtarz, a szkoda, bo to dzieło znakomitego Fischera von Erlacha, twórcy m. in. kaplicy elektorskiej w katedrze wrocławskiej.
Warto wydać cztery euro i wejść na empory. Mieści się tu kolekcja wotów. Zgromadzono setki albo tysiące obrazów, zdjęć, świec, różańców i dewocjonaliów, przynoszonych lub przysyłanych tu w podzięce lub z prośbami. Są tu na przykład obrazy przedstawiające przewrócone wozy, tonące łodzie, bandyckie napaście, leżących w łóżku chorych. Podpisy wyjaśniają, że ocalenie zawdzięczają tonący i napadnięci Maryi; no, niech i tak będzie. Można też zobaczyć oprawiony w ramę odłamek czy całkiem już współczesne wotum w postaci pogiętej tablicy rejestracyjnej. Jest tu też kawałek drutu kolczastego z węgiersko-austriackiej granicy. Co do zdjęć, to na tych z okresu pierwszej wojny światowej jest dużo wąsów, na tych z drugiej krzyży żelaznych i trochę swastyk.
Najcenniejsze wotum to włoski obraz z XIV wieku, dar króla Węgier i Polski Ludwika. Do Mariazell przywiązani są też Czesi i Chorwaci, ale szczególne znaczenie ma sanktuarium dla Węgrów. Raz, że dar króla Ludwika, którego posąg stoi przed bazyliką (na zdjęciu po lewej). Ale jest tu też kaplica św. Stefana, jest jego podobizna na fresku, są liczne węgierskie symbole i pamiątki. Tutaj też pochowany był przed przeniesieniem do Ostrzyhomia kardynał Mindszenty. Swoją drogą, o tej postaci powinni przeczytać wszyscy wyznawcy legendy o rzekomo wyjątkowo silnym prześladowaniu Kościoła w Polsce za komunizmu.
W środku nie można robić zdjęć, może to i dobrze. A na zewnątrz, jak zawsze, jest i trochę jarmarku.
W środku nie można robić zdjęć, może to i dobrze. A na zewnątrz, jak zawsze, jest i trochę jarmarku.
Z Mariazell ruszyłem w stronę doliny Mürzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz