niedziela, 11 listopada 2018

11.11.1918

Dokładnie sto lat temu na froncie zachodnim zapadła upragniona cisza. Wiele milionów ludzi zginęło, by świat mógł dotrzeć do tego momentu. Wiele milionów ludzi zginęło, by upadły monarchie zaborcze i by odzyskały niepodległość narody Europy Środkowej i Wschodniej, wśród nich - Polacy. Wszystkiego najlepszego, Polsko!


Pochłaniają nas teraz współczesne spory polityczne. Zostawię je na boku i napiszę rocznicowo o swoich bardziej historycznych przemyśleniach. Miałem na nie w końcu w lipcu i sierpniu sporo czasu. Więc może na początek: skąd to święto się w ogóle wzięło? W końcu wybór był szeroki; można było upamiętnić choćby rząd Daszyńskiego czy nadanie powszechnego prawa wyborczego. Wybrano jednak 11 listopada. A było to tak: 23 kwietnia 1937 roku, w drugą rocznicę nielegalnego uchwalenia autorytarnej konstytucji kwietniowej sejm przyjął ustawę o Święcie Niepodległości. Sejm, to zresztą dość dużo powiedziane: parlament mieliśmy wtedy praktycznie jednopartyjny. Praktycznie, bo obok piłsudczyków było w nim z łaski Sanacji jeszcze miejsce dla ugrupowań mniejszości narodowych. Przywódców opozycji, w tym wielu ojców naszej niepodległości i demokracji uwięziono lub wygnano za granicę. Można wymienić choćby Wojciecha Korfantego (władze nie pozwolą mu przyjechać bezpiecznie nawet na pogrzeb syna) czy Wincentego Witosa. W ustawie czytamy: "Dzień 11 listopada, jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Narodu w walkach o wolność Ojczyzny - jest uroczystym Świętem Niepodległości".  Kult dyktatora wrył nam się w głowy, nie można mieć co do tego wątpliwości. Plakaty rocznicowych wydarzeń, zaproszenia i okolicznościowe fejsbukowe obrazki mają na sobie wizerunek Piłsudskiego niemal obowiązkowo. Zaskakuje, że nie powstrzymało się przed tym nawet położone na styku kultur, wiar i narodów muzeum w Bielsku-Białej. 


Zadaniem wynikającym ze zwykłej przyzwoitości jest poszerzenie grona rodziców naszej niepodległości. Niesamowitość miesięcy 1918 roku jest podobna do niesamowitości 1989 roku: ludzie różnych poglądów dogadali się ze sobą.  Mimo wielkich różnic poglądów dla jednej sprawy pracowali nie tylko wojskowi i politycy, jak Jędrzej Moraczewski, gen. Józef Haller czy Roman Dmowski, ale również ludzie wciąż zapominanej dobrej roboty: działaczka oświatowa, wybitny botanik Gabriela Balicka-Iwanowska, lekarz i humanista Tadeusz Boy-Żeleński, organizatorka harcerstwa Zofia Berbecka, pisarz i przywódca "Rzeczypospolitej Zakopiańskiej" Stefan Żeromski, socjalistka Zofia Moraczewska... i wielu innych. Nie trzeba było założyć munduru, by przysłużyć się polskiej niepodległości. Pamiętajmy o tym, gdy znów zobaczymy w mediach zdjęcia z przyjazdu Piłsudskiego do Warszawy. Na marginesie, nie tego przyjazdu, co trzeba, bo tego 1918 nikt chyba nie sfotografował. 


Datę 11 listopada jako nasze Święto Niepodległości wybrano z dwóch powodów. Po pierwsze, pozwalało to wyróżnić rolę Józefa Piłsudskiego. Zwróćcie, Czytelnicy, uwagę na fakt, jak dziwnie brzmi omawianie tej daty: "Rada Regencyjna przekazała władzę nad wojskiem Józefowi Piłsudskiemu". Przeczytajmy to zdanie uważnie. Czyli była już jakaś władza państwowa? Oczywiście, była. W samej Warszawie istniała Rada Regencyjna. Choć stworzona przez okupujących Polskę Niemców, to składała się z Polaków, do tego nie byle jakich. Rada już wcześniej, bo 7 października ogłosiła niepodległość Polski. Inne organy w pełni już wolnej władzy też zdążyły się utworzyć. Wymienić trzeba co najmniej Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej, kierowany przez wybitnego socjalistę Ignacego Daszyńskiego. Czytajmy to dziwne zdanie dalej: nad wojskiem. Jakim wojskiem? Nad stworzoną pod niemiecką egidą, a kontrolowaną przez Radę Regencyjną Polską Siłą Zbrojną. Kilkutysięczną, ale dobrze uzbrojoną, wyszkoloną i zdyscyplinowaną armią.  Oczekiwano przybycia z Francji Armii Hallera, której utworzenie było zasługą kierowanego przez Romana Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego. Oczywiście, obelgą byłoby powiedzieć, że Piłsudski przyjechał z Magdeburga "na gotowe", bo też wcześniej położył wielkie zasługi, np. organizując Polską Organizację Wojskową. Ale znajmy proporcje: 11 listopada Polska już jest, i nie dzieje się to dzięki temu, że Piłsudski po rocznym uwięzieniu przyjeżdża do Polski.


Drugi powód trzeba wciąż podkreślać: 11 listopada skończyła się pierwsza wojna światowa. Wybór tej właśnie daty - a wybór był, jak wspomniałem, szeroki - miał połączyć polską niepodległość ze zwycięstwem Aliantów w Wielkiej Wojnie. To skojarzenie, jak widać po obchodach i komentarzach nie zapadło nam w pamięci wcale. Wielki wysiłek Francuzów, Anglików, Amerykanów, ofiara Belgów i Włochów dały w efekcie pokonanie Państw Centralnych. Na widocznym powyżej pomniku, ustawionym w miejscu zniszczonej wsi Vaux zapisano słowa prez. Poincarego: "(...) ta wieś umarła by ocalić Verdun, by Verdun mogło ocalić świat". Z kolei dramat Rosjan, klęska ich państwa i pogrążenie go w wojnie domowej przyniosły upadek trzeciego zaborcy. To był szczęśliwy dla nas, a dramatyczny dla milionów ludzi zbieg okoliczności. O tym zbiegu okoliczności trzeba pamiętać: gdyby nie on, cały wysiłek Polaków nie zdałby się na nic. Polsce i Polakom w 1918 otworzyło się na krótko korzystne okno historyczne, przynosząc wiatr wolności i potrzebę mądrego działania. Zdarzyło się to raptem trzy razy przez trzy stulecia: w dniach Sejmu Wielkiego, gdy oświecenie wydało swoje owoce, a wojna rosyjsko-turecka i rewolucja francuska odwróciła od nas uwagę zaborców; właśnie w 1918 roku; wreszcie w dniach polskiej pokojowej rewolucji Okrągłego Stołu i wyborów czerwcowych 1989 roku. To ważne, bo podkreślanie roli jednostek w oderwaniu od światowego kontekstu doprowadziło nas do tragicznych zrywów, niemądrych ruchów, lekceważenia rachunku sił i pogardzania codzienną, patriotyczną robotą. Szczególnie za tę codzienną robotę ludziom 1918 roku dziękuję.

Pomyślmy dziś o polskiej wolności. Dla milionów ludzi naturalna dla nas możliwość mówienia rodzimym językiem, wrzucenia do urny kartki wyborczej czy posiadanie paszportu z własnym godłem to niespełnialne marzenie. Ale pomyślmy też o piekle Ypres, Verdun, Sommy. Choć o tym nie wiedzieli, żołnierze Ententy ginęli również za naszą niepodległość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz