Weekend spędziłem ze wspominaną już kiedyś grupą uczniów na Babiej Górze. Kulminacją wyjazdu było poranne wyjście ze schroniska na Markowych Szczawinach na szczyt Diablaka, do czego w taki czy inny sposób przygotowywaliśmy się na przykład na Wielkiej Raczy. Obowiązki przewodnickie i nauczycielskie sprawiły, że zrobiłem tylko kilka zdjęć, jednak i one pozwalają poczuć część z piękna, które oferuje najwyższy poza Tatrami punkt naszego kraju.
Na wschodzie na Babiej Górze byłem już kolejny raz. Poprzednie przypadki były raczej zawodem, nie sprzyjała bowiem pogoda. Tym razem widowisko było rzeczywiście pierwszorzędne i niezapomniane.
Prognoza pogody, którą sprawdzałem pracowicie przez kolejne dni i godziny była bardzo korzystna, ale doświadczenie nakazywało ostrożność. Całą sobotę, podczas wycieczki na Mędralową z niepokojem obserwowałem pogodę. O ósmej wieczorem mogłem ogłosić młodzieży decyzję: wstajemy w niedzielę o 2:10, wychodzimy pół godziny później.
Wychodziliśmy z Markowych Szczawin w najciemniejszą, niemal bezksiężycową i gwiaździstą noc. Na Bronie dał się dostrzec pierwszy blask zbliżającego się wschodu.
Wtedy też wyłonił się z mroku ciemny kontur masywu Babiej Góry.
Wschód słońca - mimo bardzo silnego wiatru - witało na szczycie około czterdziestu osób. Będzie tak w każdy weekend do jesieni, kiedy szczyt niemal opustoszeje i skryje się pod grubą warstwą smaganego wichurą śniegu.
Piękno wyjątkowego widowiska, czwartego dla mnie górskiego wschodu słońca w tym roku wynagradzało wysiłek i zimno.
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz