Do Brucku pojechałem w dwóch celach. Pierwszym było napicie się kawy w Austrii w drodze z Budapesztu do Bratysławy; cudowny przywilej dany nam przez Unię Europejską i strefę Schengen. Drugim obejrzenie sławetnego c. k. miasta: "91 pułk translokowano do Brucku nad Litawą-Királyhíd"1.
Litawa to jedna z tych rzek, które generalnie pozbawione znaczenia ożywiają zakurzone serca historyków bibliograficznym drżeniem. Rubikon, Granik, właśnie Litawa - to kilka z nich. Litawa (Leitha, Lajta) swoją historyczną sławę zawdzięcza temu, że dzieliła historyczne ziemie węgierskie i austriackie; między 1867 a 1918 rokiem na krótkim odcinku tworzyła granicę między "Królestwami i Krajami w Radzie Państwa Reprezentowanymi", czyli Austrią, a "Krajami Korony Świętego Stefana", czyli Węgrami. Stąd pochodziły potoczne nazwy obu części monarchii, czyli Przedlitawia i Zalitawia.
Spezialkarte der österreichisch-ungarischen Monarchie 1:75 000, arkusz 13 XV, 1907, ze zbiorów internetowego Archiwum Wojskowego Instytutu Geograficznego (mapywig.org), fragment |
Zgodnie z tym, co wiemy od Haška, Litawa dzieliła Bruck na dwie części, austriacką i węgierską. Widać to również na załączonej mapie z 1907 roku. Na południe od miasta zaznaczono również "Alten-Barakenlager" i "Schieß-schule", pewnie tę samą, której dowódcą był Major Wenzl ("Major Wenzl powrócił znowu do służby w pułku, gdy w Serbii podczas walk nad Driną stwierdzona została jego całkowita nieudolność w dowodzeniu na froncie (...) Teraz został przydzielony do wojskowej strzelnicy w Királyhíd jako dowódca, a prócz tego spełniał w obozie obowiązki intendenta"). Dzisiaj Litawa dzieli Dolną Austrię i Burgenland. Traktat z Trianon odsunął Węgry o kilkanaście kilometrów na wschód.
Szwejkowska wizyta w Brucku była interesująca. Zgadza się na tyle dużo faktów, by nie móc uznać, że Hašek wybrał sobie miejscowość na chybił trafił. Przede wszystkim jest do dzisiaj duży obóz wojskowy, czyli Benedek-kaserne. Są też aleje ocienione drzewami: "Szwejk zwrócił kroki w stron kantyny i poszedł dalej aleją wysokich lip". Sporo się jednak kupy nie trzyma. Przede wszystkim dawna Királyhída, czyli Bruckneudorf to maleńkie przedmieście, gdzie trudno szukać kamienic, a co dopiero "węgierskiego teatru w Királyhíd, gdzie dawano właśnie jakąś węgierską operetkę z tłustymi żydówkami w rolach głównych".
Kilkaset metrów przed obozem wojskowym wznosi się potężny pomnik poświęcony "tym, którzy polegli na wojnie światowej". Wzniesiono go jeszcze w czasie wojny, rękami jeńców, w 1916 roku. Fasadę monumentalnej wieży zdobi herb Austro-Węgier. Z lewej herb Austrii, z prawej Węgier, w środku - Domu Habsbursko-Lotaryńskiego. Dewiza u dołu brzmi trudna jest do przetłumaczenia na polski. Mogę zaproponować "Nierozdzielna i nierozłączna". Być może zresztą w Galicji istniało jedno, przyjęte urzędowe tłumaczenie na język polski. Dwa lata po powstaniu pomnika Monarchia Naddunajska rozpadła się w gruzy.
Obok stoi jeszcze jeden, mniejszy pomnik. Obok nazwy jednostki zapisano najprostszy z antywojennych protestów: "496 pojechało - 64 wróciło". Im Westen nichts Neues.
1 - ten i kolejne cytaty pochodzą z jedynego słusznego tłumaczenia powieści Jaroslava Haška, czyli tego dokonanego przez Pawła Hulkę-Laskowskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz