Sporo czasu minęło od ostatniego odcinka naszej nadutrackiej wyprawy. Przez chwilę wydawało się, że przy kolejnym fragmencie będzie już nam towarzyszyła ciepła wiosna, a tu zaskoczenie: w sobotę spadło nawet pół ciuta śniegu i wiał bardzo zimny wiatr. Czym jest jednak zimno i nawet cały ciut, gdy wzywa Utrata?
Gdzie skończyliśmy poprzednio, tam i zaczęliśmy teraz. Pod koniec stycznia ciemności zastały nas przy moście wukadki - Warszawskiej Kolei Dojazdowej - w pruszkowskich Tworkach. Teraz za jasności mogę pokazać to miejsce, od razu z wukadką, i od razu z najnowszą. Pociągi typu EN100 zaprojektowano w nowosądeckim Newagu specjalnie dla WKD, wożą podróżnych od 2016 roku.
Mając za towarzysza
pruszkowianina i przewodnika, Jacka Dudę, nie mogłem nie skorzystać z okazji i na początek spędziliśmy dłuższą chwilę oglądając Tworki. Przy torach WKD zachował się na przykład taki przedwojenny kiosk biletowy.
Dla warszawiaków Tworki to przede wszystkim kompleks szpitala psychiatrycznego. Kompleks jest rozległy i bardzo piękny. Wiem, że trochę dziwnie tak opisywać szpital, ale naprawdę jego dawni twórcy zadbali o to, by rozłożone w leśnym parku budynki i pawilony były możliwie przyjazne. Na krawędzi szpitala leży kościół pw. Przemienienia Pańskiego. Komu architektura wydaje się nietypowa, ma rację: to dawna cerkiew prawosławna.
Do tego nie byle jaka. Większość cerkwi budowanych w Kongresówce na przełomie XIX i XX wieku była w podobnym do siebie, tak zwanym bizantyjsko-rosyjskim stylu. Wspominałem o tym pisząc o nowej cerkwi na Puławskiej. A tu architekt nadał świątyni formy nawiązujące do architektury ormiańskiej.
Formy te, na szczęście, uszanowano, gdy cerkiew zmieniała się w kościół katolicki. Kościoła dotąd nie oglądałem inaczej, niż z okien pociągu i przyznam, że jest to dla mnie duże krajoznawcze zaskoczenie. Zaryzykuję twierdzenie, że to jeden z najciekawszych zabytków sakralnych w okolicy Warszawy. Może kiedyś pokażę i opiszę go osobno?
Tymczasem wróćmy nad Utratę. Pruszków to największe miasto nad Utratą, będziemy więc przez cały dzisiejszy odcinek szli przez kolejne dzielnice nadutrackiej metropolii. Utrata trzyma się tutaj ustalonego w Pęcicach kierunku, zachodniego z odchyleniem na północ.
Coraz szersza rzeka płynie krawędzią Parku Potulickich, zasilając kanałami kolejne stawy.
Jak na park przystało, są tu też eleganckie mosty.
Po drugiej stronie wznosi się dumnie stadion Znicza Pruszków.
Skoro wspomniałem o stawach, wypada któryś pokazać. I od razu największy, dwuipółhektarowy. Jeżeli pamiętacie
Staw Służewiecki, to dla porównania wyjaśniam, że tamten ma nieco ponad hektar.
Jeszcze jedno spojrzenie w stronę Parku Potulickich...
...i zagłębiamy się pod most. Przekraczania takich przeszkód było w sobotę dużo. Pierwszy był most wukadki, drugi, ten na zdjęciu - dźwiga ulicę Bolesława Prusa. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy uda nam się przejść pod mostem linii poznańskiej, ale o tym w następnej części.
I znowu park, tym razem Anielin. Przyznam pruszkowianom, że mają ładne parki.
Wukadka wukadką, wiedenka wiedenką. Ta pierwsza to lokalna kolejka, ale przecież Pruszków wyrósł jako miasto przemysłowe na dużo większej i dużo ważniejszej linii kolejowej. Drogę Żelazną Warszawsko-Wiedeńską uruchomiono na tym odcinku już w 1845 roku, więc w rzeczywiście zamierzchłych kolejowo czasach. Dziś "wiedenkę" tworzą tutaj dwie dwutorowe linie kolejowe: dalekobieżna nr 1 i lokalna nr 447. A na zdjęciu przez most na Utracie pędzi "Dart" PKP Intercity.
A tak z bliska wygląda sam most.
Linia, jak większość z Was pewnie wie, jest bardzo ruchliwa. Miałem więc okazję raptem chwilę później sfotografować jeszcze taki skład wagonowy. Jadą tędy wszystkie czy prawie wszystkie pociągi łączące Warszawę z Łodzią, Krakowem czy Katowicami, a także szereg międzynarodowych (to w normalnych czasach).
Tuż nad Utratą rozłożyła się też elektrociepłownia w Pruszkowie, mieszcząca się między innymi w takim pięknym, zabytkowym gmachu.
Pruszków zaczął się kończyć za mostem ul. Batalionów Chłopskich. Po obu stronach Utraty ciągną się jeszcze osiedla i działki, ale coraz więcej jest tutaj pustej przestrzeni. Można to zrozumieć, gdy oczy wypatrzą w oddali górę, a nos poczuje, że jest to pruszkowskie wysypisko śmieci.
Wysypisko śmieci na pewno jest charakterystycznym punktem, jednak trudno je nazwać ozdobą północnych krańców Pruszkowa. To miano można chyba nadać kościołowi na Żbikowie. Szkoda tylko, że - jak się dowiedziałem w czasie wycieczki - dla zbudowania tej jednej z setek neogotyckich, mazowieckich "katedr" wyburzono kościółek naprawdę gotycki.
Góra Śmieciowa to, cóż, charakterystyczny punkt w krajobrazie tej części Mazowsza. Kto zbliża się do Krakowa autostradą A4 od strony Katowic zobaczy klasztor kamedułów na Bielanach; kto jedzie A2 do Warszawy, zobaczy wysypisko śmieci. A, i jeszcze komin - jego też można zobaczyć na zdjęciu. Góra Śmieciowa sięga obecnie, według Geoportalu, około 139 metrów nad poziomem morza, czyli ma około 48 metrów wysokości względnej. W płaskiej skali Mazowsza -
pisałem o tym kiedyś - to prawdziwa Annapurna.
Okazuje się, że maski chronią nie tylko przed koronawirusem, ale też smrodem śmieci.
Szum samochodów zapowiadał już kolejną wielką przeszkodę na naszej trasie - czyli autostradę A2. Tuż przed jej mostem natrafiliśmy na taki nieukończony most. Czyżby pamiątka po autostradzie budowanej i nieukończonej za szczęśliwie minionego ustroju?
Pamiętając szeroki wiadukt "dwójki" nad
nieistniejącą linią kolejową nr 5 liczyłem, że i Utratę autostrada pokonuje w godnych warunkach. I tak też było, a my mogliśmy dzięki temu wędrować dalej utrackim szlakiem.
Cdn.
* * *
Z radością zapraszam na pierwszą od dawna, choć niezmiennie zdalną prezentację. We czwartek, 25 III o 19:00 na kanale Studenckiego Koła Przewodników Turystycznych na Youtube będę opowiadał o "
Podniesionej kurtynie", czyli spacerze z Saksonii do Słowenii. Więcej informacji
tutaj. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz