...nie ostrokołem, a murem drzew zielonych otoczone, a przy tem tajemnicą osłonięte jest dworzyszcze wyczółkowskie. Nawet mieszkańcy okolicznych kamienic, karczem przyszośnych bywalcy i kupcy z domostw szklanych nie wiedzą często, co się w tej zieleni kryje...
Dzisiaj przejdziemy wzdłuż odcinka Potoku biegnącą przez Wyczółki. To, zgodnie ze słowami anonimowego manuskryptu warszawska terra incognita: często nawet mieszkańcy nieodległych osiedli nie mają pojęcia o istnieniu dworu (czy raczej ruin dworu) i parku (czy raczej resztek parku) na Wyczółkach. Na początek jednak zorientujmy się w mapie.
Patrzymy na zdjęcie lidarowe (tradycyjnie z Geoportalu) pogranicza warszawskich dzielnic Mokotowa i Ursynowa. Z lewej strony zobaczyć można obszar lotniska na Okęciu (1), zamknięty od wschodu komunikacyjną paczką ulicy Wirażowej, drogi ekspresowej S79 i linii kolejowej nr 8 (2). Cyfrą "3" oznaczone są tory Wyścigów. Potok Służewiecki przecina mapę od zachodu w kierunku wschodnim; teraz interesuje nas jego kawałek od miejsca oznaczonego "A" do okolic "B".
Ledwo woda wypłynęła na światło dzienne, z powrotem chowa się w cień. To cień kolejnych wiaduktów: wiaduktu ulicy Wirażowej, drogi ekspresowej S79, wreszcie kolejową linią radomską, szeroką tutaj - akurat tak się złożyło w tym miejscu - na czternaście torów! Nie ma tu oficjalnego przejścia, ale nie ma też ogrodzenia czy zakazów wstępu. Pozwoliłem więc sobie przejść pod kolejnymi wiaduktami wzdłuż ujętego w betonowe ramy Potoku.
Tak wygląda Potok pod drogą ekspresową S79...
...a tak, już znacznie mroczniej, pod kolejnymi torami radomskiej linii kolejowej.
I wreszcie - znowu słońce! Po przejściu około 150 metrów dostajemy się na drugą stronę, na Wyczółki. Trudno uwierzyć, że kilkaset metrów stąd są biurowce, powstające właśnie osiedla mieszkaniowe i zabytkowy dwór: to okolica dość okropnych, przemysłowych i magazynowych przedmieść.
Tak czy owak, Potok został już uwolniony i płynie teraz półdziko wśród pasa równie półdzikiej zieleni. Tak półdzikiej, że o przejściu wzdłuż koryta prawie nie ma mowy. Jeżeli jednak to zrobimy, napotkamy na mur i srogie wieżyce aresztu śledczego przy ul. Kłobuckiej. Pamiętam wyborny żart, jakim była wpisana bodaj w recenzjach Gugla opinia na temat tego miejsca w kategorii "restauracje": jedna gwiazdka, treść recenzji - "jedzenie niezabardzo". Niestety, nie mogę teraz tego obrazka znaleźć. Ot, zaginął, jak tyle memów przed nim i po nim.
Gdy tylko przechodzimy ulicę Kłobucką zaczynają się dziać cuda. Potok wypływa na spory, całkiem otwarty teren, zamknięty od południa (z prawej strony zdjęcia) domami stojącymi przy ul. Wyczółki, a od północy (od lewej) budowanymi kawałek dalej osiedlami. Ostał się tu jeszcze spory kawał wolnej, półdzikiej łąki, która mam nadzieję ostanie się już na zawsze jako tak potrzebna nam wszystkim zielona enklawa.
Te cuda przyrodnicze uzupełniają cuda zabytkowe. To nasze pierwsze spojrzenie na "ziemię nieznaną" z nagłówka. W sercu Wyczółek, w miejscu ukrytym między osiedlami, kompleksem gmachów Poczty Polskiej i Wyścigami ukrywa się kompleks - a właściwie dwa kompleksy - podmiejskich rezydencji. Patrzymy w oddali na część mniej znaną i młodszą, czyli na zespół willowy pod oficjalnym adresem Łączyny 54. Powstał w okresie międzywojennym, w modnym wtedy stylu dworkowym - tę modę widać np. w najstarszych międzywojennych częściach Żoliborza. Zespół parku, dworu, wozowni i czworaków (serio) jest dość odległy od Potoku, nie będę się więc nim (teraz) zajmował.
Obejrzyjmy za to nasz marnowany warszawski skarb - jeden z niewielu zachowanych w Warszawie i okolicach drewnianych dworów. Jesteśmy w albo zupełnie nieznanym, albo dla wielu warszawiaków półlegendarnym parku dworskim na Wyczółkach. Wchodzić tu, prawdę mówiąc, raczej nie wolno - jednak tablice nie są konsekwentne, a do tego dałem sobie samowolnie prawo wstępu ze względu na potrzebę upowszechniania informacji o tym miejscu i dokumentowania jego stanu.
Trzyhektarowy park wraz z dworem powstał w XIX wieku [1], na naszej mapie zaznaczony jest literką "B". Należał m.in. do sławnego ekonomisty i polityka Królestwa Polskiego (Kongresowego), Fryderyka Skarbka. Później zmieniał kolejnych właścicieli, aż po Józefa Beręsewicza (Berensewicza). Dziś jest w rękach prywatnych - i niestety, tym razem nie wynika z tego nic dobrego.
Dwór jest w ruinie. Nadal położony pięknie, wśród drzew dawnego parku, jest już tylko cieniem swojej dawnej elegancji. Dach jest dziurawy, brakuje drzwi i okien, drewniana konstrukcja rozpada się i gnije. Umieszczona przy wejściu tabliczka mówiąca o remoncie brzmi jak niestosowny żart, trochę jak w przypadku zaniedbywanego przez kolejnych proboszczów kościoła w Lipkowie.
O dawnej, klasycystycznej elegancji dworu świadczą jeszcze piękne, drewniane półkolumny zdobiące elewacje.
Ruiny dworu otacza, jak już wspomniałem, trzyhektarowy park, którego piękną ozdobą są dwa stawy - tak zwane Stawy Berensewicza. Nasz bohater, czyli Potok Służewiecki nie przepływa przez nie, ale okala je od południa i wschodu. Oczywiście, to jego nurt dostarcza wodę do stawów. To prawdziwy wyczółkowski węzeł wodny: do Potoku wpada tutaj Kanał Grabowski, niosący wodę aż z Lasu Kabackiego.
Stawy Berensewicza noszą oczywiście nazwę od nazwiska jednego z właścicieli posiadłości. Typowo parkowy, romantyczny jest staw zachodni, mający kształt pierścienia obiegającego wokół niewielką wyspę. Jak można zobaczyć na zdjęciu, na środku wyspy znajdują się ślady jakiejś budowli (najprawdopodobniej lodowni [2]), do której prowadził zwalony już most. Oddajmy głos autorowi naszego anonimowego manuskryptu: ...różnie gadają Wyczółczanie o przeznaczeniu tegoż wejścia tajemnego. Niektórzy powiadają, że tędy się król Sobieski z Wilanowa przekradał. Po cóż miałby to robić, nikt jednak nie wie... (serio, taka legenda istnieje - generalnie wyobraźnia ludzka, a często też przewodnicka przecina Polskę w te i we wte siecią nikomu niepotrzebnych tuneli)
Choć na pojedynczym zdjęciu miejsce wydaje się piękne i malownicze, muszę przypomnieć, że patrzymy na zaniedbany, zdewastowany i w zasadzie niedostępny dla zwiedzających park dworski. W rejestrze zabytków czytamy: "Zespół dworski Wyczółki - park wraz z rzeźbami" [3]. Rzeźby? Obawiam się, że dawno zostały zdewastowane lub skradzione. Smutne to wszystko.
Drugi, wschodni staw ma kształt zbliżony do prostokąta. Został kilkanaście lat temu zmodernizowany, by pełnić funkcję retencyjną (albo, poprawniej: detencyjną). Chodziło w pierwszej kolejności o łagodzenie skutków ulew, które w zabetonowanej Warszawie powodowały często nagłe podniesienia się poziomów Potoku i zalewanie niektórych osiedli w dolnym jego biegu. Czytelnicy mieszkający w Warszawie pamiętają być może wał z worków z piaskiem, bardzo długo stojący nad Potokiem w rejonie skrzyżowania Doliny Służewieckiej i al. Wilanowskiej. Od tego czasu włożono sporo wysiłku w odtworzenie szeregu stawów, o czym będzie mowa w następnym częściach. Korzyść podwójna: powodzie mniej grożą, a przyroda zyskała. Czytelników zainteresowanych tematem mogę odesłać np. do artykułu pp. Gradowskiego i Banasika [4].
Choć stan dworu na Wyczółkach napawa smutkiem, warto znaleźć jakieś pozytywy. Pierwszym jest fakt, że aż w ten rejon dotarły pracowite i coraz bardziej nam potrzebne bobry. To niesamowite, że zawędrowały tutaj aż od Wisły, płynąc i człapiąc wśród ulic i osiedli. Bobry to nasi wielcy sojusznicy w walce z suszą, a pomysły ich odstrzału (np. autorstwa min. Ardanowskiego) należy zwalczać. Bobry wykonują za nas bezcenną robotę, Przede wszystkim wznosząc swoje tamy zatrzymują uciekanie wyprostowanymi rzekami i kanałami bezcennej wody. W ten sposób ratują nas przed suszą, nawadniają lasy, łąki i pola. Robią to bez użycia betonu czy stali - ich konstrukcje są przecież "biodegradowalne". Wielkie, pasjonujące wyobraźnię polityczną zapory zmieniają i niszczą rzeki nie do poznania, zmieniają niekorzystnie temperaturę wody, powodują zamulanie w jednych miejscach, a nieodwracalną erozję w innych. Bobry nie tylko gromadzą wodę, ale też dają warunki do życia tysiącom innych gatunków i hamują erozję rzecznych koryt. I tak dalej, i tak dalej. Żeby tego było mało, wbrew żywej opinii tysiące tam bobrowych osiąga ten świetny efekt prawie bez szkody. Straty rolnicze powoduje zaledwie około 3% bobrzych stanowisk [5]. Tym rolnikom państwo powinno wypłacać odszkodowania - z jasnym poczuciem, że bilans bobrzej pracy jest dla nas wszystkich wielkim zyskiem.
Drugim obok bobrów pozytywem jest malowniczość tego odcinka Potoku. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy tu mieli i park, i bobry, i malowniczy potok, i uratowany przed zagładą wyczółkowski dwór.
Tymczasem Potok opływa oba stawy, oddzielone od niego groblami, i znika w kolejnym kanale pod ulicą Łączyny.
Cdn.
* * *
Dziękuję za odwiedzenie mojej środowej prezentacji! Obecnie na fanpejdżu bloga na Facebooku trwa ankieta, w której wybierzemy wspólnie temat kolejnej prezentacji. Zapraszam do wzięcia udziału!
* * *
1 - omówienie historii miejsca i jego obecnego stanu m.in. w artykule prof. Królikowskiego w tygodniku lokalnym "Passa": Królikowski Lech, "Zabytki na Wyczółkach idą w ruinę...", w: Passa z 29.2.2019, link
2 - Ponikiewski Artur, "Zabytki architektury podziemnej i obronnej w Warszawie", Toruń 2010, s. 192
3 - rejestr zabytków w Warszawie dostępny jest tutaj: link
4 - Gradowski Łukasz, Banasik Kazimierz, "Wpływ zbiornika Staw Berensewicza na redukcję fali wezbraniowej Potoku Służewieckiego", w: Przegląd Naukowy. Inżynieria i Kształtowanie Środowiska, t. 18 (2008), link
5 - Tszydel Mariusz, Tończyk Grzegorz, "Bóbr - przyjaciel czy wróg? Naturalna mała retencja odpowiedzią na niekorzystny bilans wodny Polski", w: Kosmos. Problemy nauk biologicznych, t. 61 (2012), ss. 251-260, link
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz