W sobotę byłem drugi raz w tym roku w Gdańsku. Oba pobyty były bardzo krótkie, bo jednodniowe. W styczniu byłem na pogrzebie prezydenta Adamowicza. Pokazałem wtedy parę wieczornych widoków z Góry Gradowej. Teraz byłem na Trójmiejskim Marszu Równości. Choć na tego rodzaju paradach bywałem już wcześniej, szczególnie teraz, gdy szerzonych jest wiele kłamstw i nienawiści wobec osób nieheteroseksualnych uważam taki udział za swój obowiązek. Do tego również zachęcam, choćby po to, by zobaczyć, jak nieprawdziwy wizerunek parad kreuje się często w mediach.
Do moich ulubionych zabytków Gdańska należy franciszkański kościół Świętej Trójcy. Wspaniały, gotycki, górujący nad chaotyczną zabudową Starego Przedmieścia. To według opisów największy franciszkański kościół w Polsce. Pokazywałem go już trzy lata temu, skupiając się na czterech gdańsko-franciszkańskich fenomenach. W tę sobotę byłem najpierw w gmachach dawnego klasztoru, to jest w głównej siedzibie gdańskiego Muzeum Narodowego, by później zajrzeć jeszcze do Świętej Trójcy na koncert. Pośród innych instrumentów oczywiście organowy.
Pierwszym z fenomenów Świętej Trójcy jest widoczne w głębi ogromnej gotyckiej hali lektorium. Jak się zdaje, jedyne w Polsce. Od czasu omówienia tego zabytku w tamtym artykule pokazałem jeszcze lektorium w saskiej Miśni. Kolejne wycieczki i dość intensywne zwiedzanie tak Polski, jak innych krajów europejskich utwierdziło mnie w przekonaniu o tym, jaką rzadkością jest ten gdański zabytek. Lektoria, czyli ściany odgradzające niegdyś prezbiteria od naw wyburzano masowo w okresie kontrreformacji. A w Gdańsku zapanował protestantyzm - i nie było powodu dla słuchania głosów z Rzymu. W Polsce miałem okazję obejrzeć jeszcze tylko będące reliktem lektorium wyjście wiszące na ścianie katedry wrocławskiej. Niewiele jest innych śladów.
Drugim są wspaniałe gotyckie szczyty. Kościół jest zabytkiem bardzo późnego gotyku ceglanego. Franciszkanów zaproszono do Gdańska w 1419 roku, to jest prawie dwieście lat później, niż do Krakowa. Budowę kościoła ukończono w 1514 roku, trzy lata przed pierwszym źródłowym śladem renesansowej Kaplicy Zygmuntowskiej. Szczyty kościoła przetrwały ostatnią niszczycielską wojnę w dobrym stanie, a cała świątynia należy do najlepiej zachowanych zabytków dawnego Gdańska1. Niestety, nadal nie rozwiązano problemu otoczenia: od wschodu z kompleksem franciszkańskim (czyli również z Muzeum Narodowym) sąsiaduje klepisko ogromnego parkingu.
Trzecim fenomenem jest najstarsza na Pomorzu Gdańskim ambona z 1541 roku. Kościół przez setki lat (1560-1945) służył protestantom, co wyjaśnia położenie ambony niemal pośrodku nawy.
I wreszcie najwspanialszy fenomen: organy. Trzy lata temu pisałem o ich trwającej odbudowie, której inicjatorem, organizatorem i przewodnikiem był przez lata dr hab. Andrzej Szadejko. Dziś możemy podziwiać ten potężny, manierystyczny instrument w całej wspaniałości.
Instrument zbudowano i posadowiono na emporze na styku lektorium i południowej nawy w latach 1616-1618. Ich twórcą był najprawdopodobniej Marten Friese, który stworzył dzieło godne złotego wieku Gdańska. To przecież tylko kilka lat po tym, jak Izaak van den Blocke i Hans Vredemann de Vries stworzyli wystrój Sali Czerwonej ratusza Głównego Miasta, a Antoni van Obberghen wzniósł Wielką Zbrojownię. Mimo różnych zmian, remontów i wymian elementów wielka drewniana konstrukcja, utrzymana w duchu gdańskiego manieryzmu przetrwała do dziś.
Największą zmianą od tamtego czasu był remont i rozbudowa instrumentu po uszkodzeniu go przez uderzenie pioruna w 1699 roku. Do 1703 roku organy zostały powiększone o kolejny, barokowy już balkon umieszczony głębiej na ścianie zamykającej południową nawę (poniżej). Do ozdób tej części organów należy piękna figura grającego na skrzypcach anioła, widoczna na powyższym zdjęciu. A potem przyszła wojna.
W 1943 roku organy zostały dokładnie zmierzone, sfotografowane, rozmontowane i przewiezione pod Gdańsk. Czy miały trafić dalej, w głąb Rzeszy, nie wiemy. Choć zdekompletowane, organy zostały po wojnie odnalezione i przewiezione z powrotem do Gdańska. Ale tu na długie lata szczęście przestało im sprzyjać: poważnie uszkodzone prezbiterium oddzielono od reszty kościoła ścianą, co uniemożliwiało odbudowę instrumentu. Zresztą czasy nie były dla organów dobre. Zwiedzający kościoły Gdańska czy Wrocławia uważny turysta z pewnością zwrócił uwagę, jak często dziś używane instrumenty powstawały z elementów innych, przeniesionych z jednego czy kompletowanych z kilku kościołów. Drewniane i metalowe elementy leżały i czekały, stopniowo niszczejąc.
I wreszcie przyszła pierwsza dekada XXI wieku. Dokładna inwentaryzacja, poparta poszukiwaniami rysunków i zdjęć pozwoliła stwierdzić, że oryginalne organy zachowały się w ok. 65%. Fascynująca odbudowa ruszyła w 2008 roku, kierowana przez wspomnianego już dr. hab. Andrzeja Szadejkę. Fascynująca, bo było to przedsięwzięcie na styku konserwacji zabytków, snycerki (trzeba było dorzeźbić brakujące elementy), inżynierii, malarstwa i muzykologii. Miałem zaszczyt wesprzeć je kilkoma kolejnymi skromnymi "jednymi procentami" podatku. Dzieło dobiegło końca 3 czerwca 2018 roku wraz z uroczystym poświęceniem i koncertem inauguracyjnym.
Jeżeli będziecie kiedyś w Gdańsku, koniecznie wybierzcie się na koncert!
1 - obok używanej przeze mnie trzy lata temu książki Jank Tomasz OFMConv., "Franciszkański kościół Świętej Trójcy w Gdańsku w 500 lat od zakończenia budowy", Gdańsk 2014 kupiłem w sobotę pięknie wydaną książkę: Jank Tomasz OFMConv., Szadejko Andrzej Mikołaj, Zakrzewska Maria, "Organy z franciszkańskiego kościoła Świętej Trójcy w Gdańsku. 400 lat historii", Gdańsk 2018. W niej znajdzie Czytelnik wszystkie ważne informacje nt. kościoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz