piątek, 29 marca 2019

Widoki z Anabazy. Cz. 4, to jest od Sedlic do Strakonic, a potem do Strakonic

Jako się rzekło poprzednio, w drodze z Vráža zbliżałem się do Sedlic. Pogoda nie była tak ładna jak rano, zaczął kropić deszcz. Ale wycieczka wśród pięknego krajobrazu, na wsi, na południu, wśród czarnych borów i stawów sprawiała mi niezmiennie wiele przyjemności.


Do Sedlic zbliżałem się z nadzieją na sensowny obiad. Pod tym względem wrazkie sanatorium przyniosło mi raczej zawód.


Jak wspominałem poprzednio, ozdobą nawet wiejskich domów na czeskiej prowincji są często barokowe szczyty. Sedlice nie są wyjątkiem, ale najciekawszy dom szczyty ma neorenesansowe. Wg wielokrotnie już cytowanego katalogu Państwowego Urzędu Zabytków6 budynek pochodzi z XIX wieku. W głębi kościół farny pw. św. Jakuba Większego, patrona pielgrzymów. 


Wspaniały miejski pałac rodu Szternberków (Šternberk), właścicieli Sedlic i ich zamku. Wygląda na renesans i renesansowy rzeczywiście jest, pochodzi z XVI wieku. Piękną ozdobą są i sgraffita fasady, i łamany dach. Wewnątrz mieści się spełnienie moich skromnych ówczesnych marzeń, czyli restauracja. Zresztą godna polecenia.


To pokazałem z drogi w ramach uzupełnienia. Temat zasięgu wojsk amerykańskich towarzyszył mi w kolejnych miejscowościach. Trzecia Armia gen. Pattona zajęła Pisek i stanęła na przedmieściach Czeskich Budziejowic. Trzeba pamiętać, że czeski květen to polski maj. Mieszkańcy Sedlic czekali na wyzwolenie dosłownie do ostatnich godzin wojny.


Choć najpiękniejsze lasy miałem już za sobą, odcinek z Sedlic do Radomyśla dostarczył mi jeszcze ładnych wrażeń.


Stałem się gorącym miłośnikiem wyżynnych czy pogórskich lasów południa Czech. Pewnie jeszcze nie raz w te rejony wrócę.


Radomyśl (Radomyšl). Piękna kamienica, datowana na koniec XVIII wieku wyposażona jest w oryginalny, psi system antywłamaniowy na dachu.


Przykościelna kapliczka. Opadająca w dół zbocza ulica Kościelna, jak i stojąca przy niej fara mają bardzo dużo uroku.


Ten domek przy radomyskim rynku to podobno Florianek z Haszkowego opisu. Co ciekawe, tej nazwy nie znał nikt z zapytanych przeze mnie przechodniów. Budynek nie widnieje również w katalogu zabytków, nie jest to więc chyba tak dostojna pamiątka, jak na pierwszy rzut oka mogło się wydawać.


Tablica na domu w Radomyślu dotyczy innego Jana Matejki, ale przypomina o czeskim pochodzeniu rodziny Matejków. Postać malarza Matejki przypomina ciekawy, choć zapomniany fakt: nawet pod zaborami kultura polska była bardzo atrakcyjna. Wielu przybyszów polonizowało się, przyjmowało język i zwyczaje. 


O poszukiwaniu domku na ulicy Dolnej za Floriankiem opowiadałem. Dom po prawej stronie, z murem niebiesko malowanym to mój kandydat. Pasuje? Pasuje.


Radomyśl opuszczałem późnym wieczorem. Szukanie podejrzanego domku zajęło mi sporo czasu. Nie wybrałem się już do górującego nad miastem kościoła pw. św. Jana Chrzciciela. Tradycja lokalnych pielgrzymek do tego kościoła wiąże się ze strakonickimi joannitami, mającymi tutaj swoje włości. Jak sama nazwa wskazuje, ten jeden z kilku największych europejskich zakonów rycerskich miał jako patrona właśnie św. Jana Chrziciela.


Ostatnie spojrzenie na Radomyśl.


Moją zaplanowaną trasę na Strakonice musiałem nieco zmienić, bo strzelali. Serio, odbywało się jakieś polowanie. Sądząc z pory i braku ostrzeżeń raczej nielegalne. Poszedłem więc brzegiem ogromnego stawu, w którym odbijały się pobliskie szczyty Cisownika (Tisovnik, 589 metrów) oraz Brzozowego Wierchu (Březový vrch, 571 metrów).


W nocy spadł śnieg. To był już kolejny powrót zimy w czasie mojej feryjnej wycieczki. Ten o tyle nieprzyjemny, że całe Czechy pokryły się grubą warstwą śniegu, ale zapomniała się do tego dopasować temperatura. Jedno białe jeszcze padało, gdy to starsze białe topniało pod nogami. Nie nastrajało mnie to najlepiej przed tym dniem wypadu, z definicji nieco absurdalnym. Przypomnę: Szwejk dociera pod wieczór do Radomyśla, gdzie nie znajduje noclegu. Idzie całą noc i dopiero koło Putimia znajduje stóg. Z kolei rano wędruje ze spotkanym włóczęgą z powrotem na zachód. Czy jest w tej wędrówce w samych Strakonicach, w sumie ciężko stwierdzić. Ja postanowiłem potraktować je jako bazę, pójść ku Putimowi, a potem zawrócić.


Co widać na załączonej mapie.


Tak, bramy to bez wątpienia najurokliwsza dla mnie cecha południowoczeskich miasteczek i wsi. To znowu jedna z tych wyróżniających się urodą, znajdująca się w Sudomierzu.


Sudomierz to miejsce bitwy stoczonej w 1420 roku przez husytów z wiernym królowi Zygmuntowi rycerstwem katolickim. 25 marca 1420 roku wielki wódz Jan Żiżka zadał wrogom husytyzmu pierwszą z niezliczonych klęsk. To kolejne pole husyckiej bitwy, które odwiedziłem - w lipcu byłem pod Domażlicami. Na położonym pośród stawów (były tu też w XV wieku) kopcu wzniesiono w 1925 roku pomnik. Interesujący, choć niezbyt piękny. Wysoką na 16 metrów rzeźbę z kamiennej kostki wznieśli Emanuel Julian Kodet i František Kulíř.


Tak jak w Eskurialu są klamki w formie krat świętego Wawrzyńca, tutaj są kosze na śmieci ozdobione symbolem czerwonego kielicha


Rozglądałem się za stogiem, jednak nijak nie mogłem żadnego wypatrzeć. Zbliżyłem się do Putimia na odległość kilku rzutów kamieniem, po czym przekroczyłem Otawę i zawróciłem na zachód.


Sztiekno (Štěkeň). Ozdobą miasta jest wzniesiony na planie regularnego kwadratu zamek. Dawny kasztel został przebudowany w latach 1664-1665. Dowiedziałem się o tej przebudowie paru ciekawych rzeczy, co dowodzi po raz kolejny, że warto pogrzebać (nawet tylko w internecie). Właścicielami zamku był ród Losów von Losimthal. Oczywiście, to jedna z niezliczonych niemieckich rodzin arystokratycznych, które otrzymały dobra odebrane niszczonej po Białej Górze czeskiej szlachcie - ale nie tylko. Losowie, choć Niemcy, wywodzili się ze szwajcarskiej Gryzonii, do dzisiaj łączącej w jednym kantonie mowę niemiecką, włoską i retoromańską. Pierwszym, który zdobył dobra w Czechach i zamek w Sztieknie był Jan Antonín Losy. Arystokrata i, rzecz ciekawa, jeden z najwybitniejszych kompozytorów w dziejach lutni. Niestety, dzisiaj zamek to raczej skutek przebudowy z początku XIX wieku, w raczej nudnym stylu klasycyzmu józefińskiego.


Dużo ciekawszy jest sąsiadujący z zamkiem (habsburska arystokracja była lub przynajmniej udawała zawsze pobożną) kościół pw. św. Mikołaja. Ten wzniesiono niedługo po zamku, przebudowano w połowie XVIII wieku. Załapał się więc jeszcze na ostatnie fazy znakomitego czesko-austriackiego baroku.


We wschodniej elewacji kościoła wykonano przedstawienie świętego. Poznajemy go po jego atrybucie, czyli trzech złotych kulach. To posagi fundowane przez hojnego biskupa trzem sierotom.


Přešťovice: piękny pomnik poświęcony poległym w walce o wyzwolenie Czechosłowacji w pierwszej wojnie światowej. Moją uwagę zwróciło wkomponowanie herbów Czech i Słowacji w starannie wyrzeźbione gałęzie i liście.

Późnym popołudniem po raz drugi dotarłem do Strakonic.

Cdn.

6 - więcej informacji o budynku oraz innych omawianych zabytkach na stronie czeskiego Państwowego Urzędu Zabytków (Národný pamiatkový ústav). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz