wtorek, 9 listopada 2021

Jeszcze sławetniejsza wyprawa wzdłuż drugiej Smródki. Cz. 10, to jest mniej płasko i orzeł art déco

Kto śledzi blogowego fejsbuka ten już wie, że nasza Jeszcze Sławetniejsza Wyprawa zakończyła się. Do ujścia Utraty do Bzury doszliśmy w ostatni dzień października. Ale teraz trzeba o tym jeszcze opowiedzieć, więc nie zwlekajmy i ruszajmy w drogę!

Zaczęliśmy tam, gdzie skończyliśmy poprzednio - w Pawłowicach, koło kościoła pw. św. Bartłomieja. W zasadzie to zaczęliśmy wcześniej, na przystanku kolejowym w Serokach, skąd do Pawłowic chyżo doszliśmy. Ale to była tylko rozbiegówka, dojście nad rzekę. Ostatnio byliśmy tu późną wiosną. Porównajcie kolory sami, oglądając ostatnie zdjęcie tutaj.


Tak zza Utraty prezentuje się sam pawłowicki kościół. Z trzech stron niezbyt ciekawy, od zachodu elegancko klasycystyczny.

A to nasza rzeczna bohaterka, widziana z mostu w Pawłowicach. Trudno uwierzyć, że to ta sama strużka, u której źródeł byliśmy prawie rok temu...

Nie spodziewałem się po tym odcinku drogi zbyt wiele. Ot, znowu mazowiecka płaskość i kolejne niezbyt urodziwe wsie. A tu dwa duże zaskoczenia. Wsie będą miały swoje przebłyski,  a płaskość nie będzie zupełna. Tu na przykład łuk Utraty pod Stelmachowem, zamknięty niewysoką skarpą. 

Droga na Prusy. Serio, jest tu wieś o tej nazwie. Utrata po lewej.

To chyba nie jest skrzynka na listy. Nie wiem co to jest. Ale urocze.

I kolejna malowniczość mazowiecka. Jak ładnie pofalowana, toż to prawie góry!

Nasza droga biegła na Zawady, a przy drodze stała figura maryjna. "Ucieczko grzesznych módl się za nami.   Fundowała Feliksa Kamińska 1930 r.". Szukacie rzadkiego imienia dla córki? To już macie!

Na granicy Prus i Zawad stoi taki dom. Nie ma go w rejestrze zabytków (przynajmniej nie widzę), ale dość wyraźnie wygląda na dwór. Tym bardziej, że obok niego stoją dwa budynki gospodarcze. Może ktoś z Czytelników będzie coś wiedział o tej budowli?

Tymczasem dotarliśmy do Zawad i urządziliśmy sobie postój. Postój, oczywiście, nad Utratą. A raczej na krawędzi jej szerokiej doliny. Naprawdę szerokiej: podmokły obszar z rzeką pośrodku ma tutaj około pół kilometra szerokości! To chyba utracki rekord. Dla porównania, u stóp błońskiego grodziska dolina ma o połowę mniej, około 250 metrów. Kto chce, może sobie to pomierzyć na Google Maps.


W Zawadzie jest kościół. Oczywiście, neogotycki, i oczywiście, projektu Józefa Piusa Dziekońskiego. Ja się od lat zastanwiam, czy Dziekoński chociaż do takich Zawad przyjeżdżał, czy tylko inkasował rubelki i kiwał na asystenta, żeby mu podał projekt nr 15? To trochę jak z Władysławem Marconim i pałacem w Ojrzanowie (w tym odcinku).


Najciekawszy w Zawadach jest pomnik. Jak głosi napis, postawiono go w 20. rocznicę odzyskania niepodległości. Czy stoi tak od 1938 roku, to raczej wątpię - takie pomniki zazwyczaj niszczył okupant, a po wojnie były (lub nie były) odbudowywane. Ale mniejsza z tym. Spójrzcie na orła!


Jaki on jest cudnie uproszczony! Ktoś poszedł tu jeszcze dalej, niż twórcy orlich płaskorzeźb na gmachach Ministerstwa Edukacji (d. Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) czy Ministerstwa Komunikacji. Ładne, czy nie, kwestia gustu. Ale jakie ożywcze w kraju, w którym orzeł na pomniku musi być realistyczny - na ile oczywiście stać na ten realizm lokalnego artystę umiarkowanych zdolności i umiarkowanej wiedzy ornitologicznej.


W drodze wzdłuż Utraty na zachód spotkaliśmy jeszcze tego świętego. W pierwszej chwili byłem pewien, że to Jakub, ale okazało się, że jednak Roch.


Roch XIX-wieczny. A w oddali Puszcza Kampinoska, do której krawędzi Utrata zbliża się tu na niecałe trzy kilometry.


Krok po kroku robiło się coraz bardziej chopinowsko.

I tu, przed Strzyżewem i przed Żelazową Wolą, zróbmy przerwę.

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz