sobota, 29 grudnia 2018

Na wschodnich kresach Mazowsza

Przyszła jedna z moich ulubionych pór: krótkie, ale wyczekiwane szkolne wolne łączące Boże Narodzenie i Nowy Rok. Nigdy nie wyjeżdżam wtedy w góry, za to z wielką przyjemnością wybieram się w bliższe i dalsze okolice Warszawy. W przedwigilijną niedzielę byłem na wschodnich krańcach Mazowsza, nad Liwcem.


To piękna i ciekawa rzeka, łącząca trzy krainy historyczne, a w środkowym biegu wyznaczająca dawną granicę między Mazowszem a Podlasiem. Pisałem o tym kiedyś przy okazji wrażeń z jednej z moich ulubionych polskich dróg, tej z Warszawy przez Węgrów na Grabarkę. Na odcinku między Łochowem a Kamieńczykiem nie była już rzeką graniczną (Mazowsze jest po obu stronach), ale jest niezmiennie malownicza. No, uczciwie będzie przyznać, że w dobie powszechnej dewastacji krajobrazu nie wszystko jest takie malownicze. Jednak szlak z Urli do Rybienka pod Wyszkowem zachował dużo uroku. Są tu więc piękne plaże, godne odwiedzenia w cieplejszej porze...


...a wzdłuż mniej piaszczystych brzegów niezliczone ślady działalności bobrów. To niezwykłe, że zwierzę to z półlegendarnej rzadkości kilkadziesiąt lat temu stało się tak powszechne. Oczywiście, to nie równoważy tego, jak dramatycznie niszczymy przyrodę, ale pozwala mieć nadzieję, że może natura da sobie i tak radę. Ścieżka na zdjęciu to bobrza dróżka: wydeptana przez zwierzęta i wyczesana przez ciągnięte gałęzie.


Ciągnięte nad brzeg sympatycznego, spiętrzonego bajorka. Choć zima wymaga od nich odpowiednich przygotowań, bobry nie zapadają w sen zimowy.


Jest teoria, że Polinezyjczycy z Rapa Nui (Wyspy Wielkanocnej) wznosili moai (te posągi takie dziwne), żeby nie zwariować z nudów. Podejrzewam, że niektórymi drzewami bobry zajmują się bardziej dla rozrywki.


To zajmie jeszcze parę nocy gryzienia. Widok ze wschodniego brzegu Liwca. 


Z tego starorzecza korzystają oprócz bobrów łabędzie. Na marginesie, łabędź niemy to najcięższy latający ptak Polski.


Do brzegu prowadzi oczywiście bobrza ścieżka.


Być może nadliwczańskie, nadświdrzańskie czy nadbużańskie letniska nigdy nie były piękne i ich wspominany z rozrzewnieniem urok to kwestia idealizacji. Faktem jest, że dzisiaj ciężko się zachwycić ich przeciętną architekturą. Dobrze, że niektórzy budowniczowie dbają o lepsze wpasowanie się w krajobraz. Dziękuję za to!


Wszystkie drogi prowadzą do Santiago.


A to już Bug. Chwilę przed Kamieńczykiem Liwiec kończy w wodach Bugu swoją drogę z północnej Małopolski. Serio, to nie jest żart, choć oczywiście źródła Liwca nie biją pod Krakowem i nie teleportują się potem magicznie. Rzeka zaczyna się na wschód od Siedlec, a te historycznie leżą w ziemi łukowskiej, czyli części Małopolski. W ruchliwym niegdyś porcie w Kamieńczyku była komora celna. Pamiętam, że zaimponowały mi kiedyś dane o skali XVI czy XVII-wiecznego spławu zboża przez Kamieńczyk właśnie. Niestety, nie pamiętam skąd te dane pochodziły. 


Malownicze nadbużańskie łąki między Kamieńczykiem a Suwcem.


Pół wydmy.


Wieczorem na przystanku kolejowym Rybienko. Pociąg elektryczny do stacji Warszawa Wileńska przejeżdża właśnie przez Bug.

Oczywiście, kto ma ochotę wybrać się na pierwszą w życiu podwarszawską wycieczkę niech ruszy do Kampinosu. Ale kto potrzebuje odmiany, na pewno znajdzie ją nad Liwcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz