Żaden zakon nie ma w Polsce tak złej sławy jak Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli poczciwi krzyżacy. Dobrze widać to przy okazji dyskusji i sporów o pomniki krzyżackich założycieli pomorskich, warmińskich i mazurskich miast (np. Hermanna Balka w Elblągu). Wciąż z widocznym trudem przychodzi nam wyjście z sienkiewiczowskich mitów i stereotypów.
Tak jakoś wyszło, że moje kolejne wycieczki dotykają tematu krzyżackiego. W zeszłym roku ze sporym zaskoczeniem dowiedziałem się, jak wielką rolę zakon ten odgrywał wokół Opawy (pisałem o tym z okolic Bruntalu i Karlovej Studánki). Po kolei odwiedziłem już cały szereg krzyżackich stolic: od Jerozolimy przez Akkę, Wenecję, Malbork po Bruntal i Wiedeń. Oczywiście, nie wszędzie poświęciłem czas na szukanie krzyżackich śladów lub - w przypadku Wiednia - współczesnej działalności. W zasadzie do tego roku brakowało mi Bad Mergentheim i Królewca; obecnie został tylko ten ostatni.
Decyzja wielkiego mistrza Albrechta, który postanowił przejść na luteranizm i oddać swoje państwo pod lenną zwierzchność Królestwa Polskiego była oczywiście wielkim ciosem dla całego zakonu. Ale nie oznaczała przecież jego końca! Raz, że krzyżacy mieli wiele posiadłości w Rzeszy, a tam władza polskiego lennika nie sięgała. Dwa, że nad wielkimi mistrzami i generałami wszystkich katolickich zakonów jest jeszcze jedna władza - ta rzymska, papieska, a Stolica Apostolska tym bardziej nie widziała powodu, by likwidować zakon. Nowi wielcy mistrzowie przenieśli się do frankońskiego Bad Mergentheim, gdzie rozbudowali dawny gotycki zamek w okazałą renesansową rezydencję. Dziś w murach pałacu wciąż widać ślady zamierzchłej przeszłości.
Przez trzysta lat miasto żyło trochę w cieniu, trochę w blasku wielkich mistrzów i ich splendoru. Na muzealnej makiecie dobrze widać, jak kompleks zamku i kościoła góruje nad miastem. Bardzo zresztą malowniczym.
Te trzysta lat przerwał Napoleon. W 1809 roku cesarz Francuzów nakazał rozwiązanie zakonu na ziemiach podległego sobie Związku Reńskiego. Odtąd zamek służył władcom Wirtembergii. Na okazałej bramie sąsiadują dziś herby władców tego państwa (na górze), godło krzyżackie (na dole) oraz tablica poświęcona poległym w Wielkiej Wojnie (pośrodku).
Najbardziej okazałą częścią zamku jest wspaniały, jednonawowy kościół. Jego obecną forma powstała w dobie rokoka, w 2. ćwierci XVIII wieku. Całe sklepienie pokrywa fantastyczny fresk, dzieło Nikolausa Gottfrieda Stubera. Podobnie jak freski we wrocławskim kościele jezuitów czy w łowickiej kaplicy seminaryjnej to wielkie podsumowanie konttreformacji, katolickiej pobożności i triumf barokowej sztuki. Warto poświęcić dłuższą chwilę na poznanie tego dzieła, rozpoznanie postaci i przedstawień.
O, spójrzmy choćby tutaj. To przecież Ojcowie Kościoła - wiele razy pokazywana już czwórka zasłużonych postaci późnostarożytnego i wczesnośredniowiecznego Kościoła. Jest tutaj półnagi, ale trzymający kardynalską szatę i kapelusz św. Hieronim, z dość nieudolnie namalowanym lwem i stóp. Jest ubrany w papieską tiarę św. Grzegorz Wielki; biskup w białej mitrze to zapewne św. Ambroży, choć brakuje mu tak charakterystycznego ula. Jest wreszcie trzymający płonące serce św. Augustyn z Hippony.
Wejście do mieszczącego się w zamku Muzeum Zakonu Krzyżackiego (Deutschordensmuseum) daje okazję do podziwiania tego wnętrza także z góry.
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz