Dzisiaj najważniejszy odcinek całej wyprawy. Nie źródła, nie ujście (ja już widziałem, a Wy jeszcze nie!), ale droga Lury przez Saronno to szczyt szczytów. W końcu gdyby sławetna ta rzeka nie płynęła przez Saronno, nigdy bym się nią nie zainteresował. Widzieliście już kościoły, widzieliście już pałac Viscontich i z lekka faszystowski wiadukt - czas na rzekę.
Niestety, muszę teraz moderować Wasze oczekiwania niczym grafit neutrony w radzieckim reaktorze. Tak, Lura dopływa do Saronno jako całkiem malownicza rzeka wśród pól i drzew, ale na tym koniec. Dawni saroneńscy mieszczanie postanowili powiedzieć temu absurdowi "dość", i upchnęli rzekę do kanału, między betonowe ściany.
Tak to wygląda na mapie. Tras spacerów nie ma, bo to już by było zupełnie bez sensu, ale jest Saronno (w środku), jest autostrada z Mediolanu do Como (na zachodzie, czyli z lewej strony), są linie kolejowe i stacja w Saronno, jest wreszcie przebieg Lury. Dziś obejrzymy kawałek płynący przez samo miasto, od parku na północy do ronda na Via Varese na południu.
Tu skończyliśmy poprzednio: wiszący most nad Lurą, w miejskim parku. W tej galerii zobaczycie dla turpizmu i ochłody jednocześnie głównie zdjęcia zrobione w grudniu, po kilku deszczowych dniach, więc wody będzie dużo. Choć nie widziałem nigdy aż tak szalonych przyborów, jak na Potoku Służewieckim, to pokażę Wam jeszcze różnicę między suchymi, a mokrymi dniami. Na razie popatrzmy na odrobinę rzecznej dzikości...
...bo w większości Saronno to wygląda tak. O przejściu wzdłuż rzeki nie ma mowy.
Jak chwilami nie ma betonowych ścian, to są strome zbocza, płoty, i krzaczory.
Ale to tylko chwilami. Do centrum miasta Lura dociera już jako kanał. Tu widok znad ulicy Cristoforo Colombo (czyli, oczywiście, Krzysztofa Kolumba).
Dla porównania ten sam widok w suchym sierpniu.

I tutaj - to jest to samo miejsce - kanał robi się kanałem bardziej, bo Lura została schowana pod ziemię. Proszę docenić to zdjęcie, bo wymagało sporej ekwilibrystyki.
Przepływa sobie w ten sposób pod miejskim szpitalem. Z kronikarskiego obowiązku zaznaczę, że przepływa też pod kościółkiem - bo to jednak nie jest już przydrożna kapliczka - pw. św. Antoniego. Widzieliście już saroneński kościół pw. św. Antoniego, ale tamten był Antoniego Opata, a ten jest Antoniego Padewskiego.
Rzeka pojawia się na powierzchni z powrotem kilkaset metrów później. Tuż koło siebie są trzy okazałe budowle, które mogłyby z niej krajobrazowo skorzystać: pałac Viscontich (niewidoczny, po prawej stronie), willa przy Manzoni 14 (po lewej; akurat jest na sprzedaż, 2 miliony euro), i Villa Gianetti (w głębi, zaraz zobaczycie). I co? I wiecie co, bo nie będę pisał brzydkich wyrazów. No, może pałac Viscontich za swoich lepszych czasów miał jakiś park nad rzeką, ale nic na to nie wskazuje.
O, to jest Villa Gianetti, tam w głębi.
Tego zabytku Wam nigdy nie pokazałem, to mogę przy okazji nadrobić zaległość. Pałacyk zbudowano zaraz po pierwszej wojnie światowej w modnym stylu neorenesansowym.
Prywatna była krótko, potem była ratuszem, a teraz służy częściowo na biura, a częściowo na różne wystawy czy koncerty.

Dla nas to głównie park z placem zabaw. Z Lurą sąsiaduje przez płot, ale nic więcej.
Przy Villi Gianetti przez Lurę przechodzi Via Roma, razem z wcześniejszym Corso Italia główna ulica miasta. Rzeka czasami wygląda tak...
...a czasem tak. To widok na północ, z murem Villi Gianetti po prawej stronie.
A to na południe. Jak widzicie, zrobiono tutaj z rzeki elegancki kanion, i nic dziwnego, że dawniej wylewała. Możecie sobie to zdjęcie jeszcze porównać z pierwszym, na samej górze.
Obok budynków mieszkalnych mijamy też fabrykę długopisów LUS (Legnani Umberto Saronno), razem z jej górującą nad miastem wieżą ciśnień. Jak wszystko dookoła fabryka też pewnie zrzucała do rzeki masę ścieków, choćby ten atrament z "Pana Kleksa".
Nieco dalej, wśród osiedli, jest nad Lurą park. Lura już wychodzi tu z kanału, ale i tak od parku oddziela go siatka. Za to są tu króliczki, które kicając sobie wzdłuż rzeki opanowały okoliczne pola i parki.
Są trochę jak wiewiórki w Łazienkach, i się prawie nie boją.
Park jest już na końcu Saronno. No, dobra, Saronno jest jeszcze dalej, ale w zasadzie miasto się tu kończy, bo jest linia kolejowa. A właściwie dwie, a właściwie trzy. Po pierwsze, jest czterotorowa linia z Saronno do Mediolanu Cadorna - tam widać kawałek pociągu - ruchliwa paczka linii z Novary, lotniska Malpensa, Laveno, Varese, i Como. Po drugie, jest idąca nieco bokiem linia z Saronno do Monzy.
A po trzecie jest nad tym wszystkim nieczynny wiadukt dawnego biegu linii z Saronno do Monzy. Przejść wzdłuż Lury - znowu upchniętej w betonowe brzegi - się nie da.
Z hukiem pociągów za plecami wypływamy na saroneńskie przedmieścia, i na cmentarz.
Na jednej z sąsiednich działek rozkręca się samochody, zapewne kradzione. W ramach umiarkowanie zabawnego "fun factu" dodam Wam, że choć włoskie grupy przestępcze mają swoje silne regionalizmy, to Mediolan jest zbyt łakomym kąskiem, by te z południa sobie odpuściły. Największe wpływy w Lombardii ma kalabryjska 'Ndrangheta.
Za to Lura ma tu swoje wierzby.

Docieramy do dzisiejszego finału: Lura przebiega pod rondem na Via Varese. To obok linii kolejowej i autostrady najważniejsza okoliczna szosa, kiedyś łącząca mediolańską Porta Tenaglia z Varese i szwajcarskim Lugano, a dzisiaj obrośnięta koszmarnym krajobrazem supermarketów, magazynów, bilbordów, i - rzecz jasna - zazwyczaj brakiem chodników. Tu możnaby porozmawiać o tym dziwnym zjawisku, że Włochom miejscami marzą się amerykańskie suburbia, ale zostawmy to teraz.
Bo my przecież mamy do pokonania nie szosę, a Lurę.
Która tutaj odzyskuje - już po raz ostatni - swój parkowy charakter, i biegnie dalej, w stronę Rho.
Do usłyszenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz