środa, 17 kwietnia 2024

Nad Większym Jeziorem

Dzisiaj znowu zapraszam Was nad jezioro. Jak może wiecie, niektóre z jezior włoskich Alp są trochę jak kluby piłkarskie, albo marki papierosów, i mają swoich zagorzałych fanów. W walkach ultrasów ścierają się głównie miłośnicy Como i Gardy. Ja do tego tematu stosunku uczuciowego nie mam, najbliżej mam nad Como, ale kilka innych jezior w okolicy odwiedzam z równą radością. My się dzisiaj wybierzemy nad jezioro Maggiore, trzecie z wielkich jezior Alp włoskich. Ale, skoro już zacząłem od fanów i popularności jezior, to które obecnie wygrywa w turystycznym rankingu?

Wrzuciłem hasła do Google Trends. I z tego ambitnego badania wyszło, że na całym świecie wygrywa hasło "Lake Como", "Lake Garda" jest na drugim miejscu - w Wielkiej Brytanii i Irlandii odwrotnie - a "Lake Maggiore" nie ma prawie wcale. Z kolei we Włoszech na pierwszym miejscu jest "Lago di Garda", na drugim "Lago Maggiore", na trzecim "Lago di Como". Nie wiem, czy warto to jakoś interpretować, że na przykład lokalsi wolą być gdzie indziej, niż turyści z zagranicy, ale chciałem się podzielić. Wszak wiecie, popularność to tłum, influenserzy, i turystyczne pułapki zamiast normalnych restauracji. A skoro już się tym podzieliłem, to ad rem, wybierzmy się nad Lago Maggiore.

Jakiś czas temu pokazywałem kilka obrazków znad Większego Jeziora (bo tyle właśnie znaczy "Lago Maggiore") na fejsbuku. A teraz, po kolejnej urokliwej wycieczce, postanowiłem tamtą galerię rozbudować, i pokazać ją też tutaj. W końcu pięknych widoków znad alpejskich jezior nigdy dość. Połączyłem zdjęcia z wycieczek w styczniu, kwietniu, wrześniu i listopadzie, więc nie dziwcie się proszę, że pory dnia i roku nie będą się składały do kupy. 

Encyklopedyczne dwa słowa, można pominąć. Lago Maggiore leży na granicy dwóch państw i trzech regionów. Wschodni brzeg jest w większości w Lombardii, a zachodni w większości w Piemoncie. Ale już na północy kraniec ogromnego, rozciągającego się na 65 kilometrów jeziora sięga szwajcarskiego kantonu Ticino, i położonego tam Locarno.

Całe jezioro ma 212 kilometrów kwadratowych. To nie jest jakiś kosmos, bo to niecałe dwa razy tyle, co Śniardwy. Różnica jest oczywiście jeszcze taka, że Śniardwy są raczej zwarte, i nie ma nad nimi dużych miast, a Maggiore się ciągnie, i ciągnie, i ma brzegi gęsto zaludnione.

Byłem tylko w paru miejscach nad Maggiore, ale za to widziałem je już z góry, z dwóch szczytów. To pierwsze zdjęcie to z Sasso del Ferro, na które z Laveno wyjeżdża kolejka.

Kolejka kubełkowa, dodam. Na obu zdjęciach powyżej wyraźnie widać w głębi rozległy masyw Mottarone...


...na które wybrałem się w styczniu. Sasso del Ferro to góra po prawej stronie, blisko brzegu jeziora. Na zdjęciu elegancko widać i alpejskie otoczenie, i jedną z Wysp Boromejskich. Na jeziorze są, imaginujcie sobie, aż dwa archipelagi, razem 12 wysp.

Dla nas, skromnych mieszkańców lombardzkiego Saronno bramą nad Maggiore jest Laveno. Tam dojeżdża bezpośredni pociąg z dworca Cadorna w Mediolanie, a skoro jedzie z Cadorny, to jedzie też przez Saronno. I ot, w godzinę i dwadzieścia minut od Saronno jesteśmy już w Laveno, nad jeziorem Maggiore, skąd możemy wyprawić się w rejs na drugą stronę.

Gdy się pływa po Como, to statki trochę robią wrażenie użytkowych, naprawdę pasażerskich, ale są jednak bardziej turystyczną atrakcją. Tutaj jest inaczej: promy kursujące co dwadzieścia-trzydzieści minut z Laveno do Intry to normalny, konieczny do życia środek komunikacji. By dojechać do Intry, czy zrośniętej z nią Verbanii samochodem, trzeba by jechać z Laveno jakieś półtorej godziny, o ile oczywiście nie będzie korków. A tak dwadzieścia minut miłej żeglugi w poprzek ogromnego jeziora, i jesteśmy.


Skoro się rzekło, to teraz przepłyńmy sobie na drugą stronę jeziora, do Intry.


Jako się rzekło, Laveno jest w Lombardii, a Intra już w Piemoncie, cztery i pół kilometra dalej. Miasto, zrośnięte z sąsiednią Verbanią widać na zdjęciu, w oddali, w cieniu Alp Leopontyńskich (po prawej) i Pennińskich, widocznych tu po lewej stronie, w osi doliny Toce.

Chwlę po wypłynięciu z niedużego portu w Laveno prom opuszcza równie niedużą zatokę, nad którą miasto jest położone, i wypływa na szerokie wody alpejskiego jeziora. Ku północy pojawiają się kolejne pasma Alp Leopontyńskich. Kilka minut później jesteśmy już w Piemoncie.


Przystań promowa w Intrze to bardzo poważna budowla. Pomosty są podnoszone, bo niektóre promy są dwupoziomowe (największy, "Sempione", może zabierać 90 samochodów). Tablica na górze zdaje się zapowiadać, że z Intry można dopłynąć do Mediolanu, ale aż tak dobrze nie jest, to tylko kierunek dalszej jazdy.


Nie będziemy tutaj zwiedzać Intry, ani Verbanii, więc tylko kilka obrazków. Port w Intrze. Tak samo jak nad Como, porty są tutaj otoczone porządnymi murami, widać dla ochrony przed zdarzającymi się jeziornymi sztormami.


A że bywają sztormy, jezioro jest duże, i pływają po nim też żeglarze, to jest też jeziorny ambulans.


Na ładnym nabrzeżu stoi taki patriotyczny wyciskacz łez, i młodocianej krwi. "By Ojczyzna mogła żyć, dzisiaj umieramy". To oczywiście pomnik poległych w pierwszej wojnie światowej. Włochy biły się wtedy o zdobycie Trydentu, Istrii, i Dalmacji, więc Ojczyzna miałaby się najzupełniej dobrze, gdyby pół miliona Włochów nie zginęło w kilkunastu idiotycznych ofensywach nad Isonzo.


Jeziorne nabrzeża mają też pomnik Wiktora Emanuela II, remont, i skutery.


Miasta, jako rzekłem, nie zwiedzamy, ale zapowiem tylko, że jest całkiem malownicze. Nie tak sławne, jak Como, i dzięki temu nie tak zatłoczone, jak Como. Czujcie się zachęceni.


Czas zmierzać do końca. Dla miłego zamknięcia opowieści popłyniemy teraz z powrotem.


Pogoda ładna, więc zostajemy na pokładzie; z jednej strony Intra-Verbania, jej zbudowana kilka lat temu sala widowiskowa "Il Maggiore", i wznoszące się nad nimi Monte Massone. Zapisuję tę nazwę jako zaklęcie. Jak parę miesięcy temu napisałem o Mottarone, to zaraz później się na nie wybrałem. Więc teraz tak sobie myślę, że może i z Massone zadziała.

A w drugą stronę coraz bardziej powiększa się Sasso del Ferro.


A, jeszcze ciekawostka, czyli tzw. fun fact. Jezioro Maggiore to najniższe miejsce w Szwajcarii, 193 metry nad poziomem morza. Albo mniej, jak opadnie.

Do usłyszenia!

1 komentarz:

  1. Hej! Super fotki! Tez bardzo lubię podróżować i to o każdej porze roku. najtrudniejsza jak wiadomo jest zima, ale wtedy wystarczy trochę wiecej ciepłej wełnianej odzieży i można ruszać np. w Polskę :)

    OdpowiedzUsuń