W sobotę wokół Warszawy leżał jeszcze śnieg. Około południa zaczął szybko topnieć, spadał ociężałymi nagle płatami z drzew i spływał strumieniami. Jednak wycieczkę po tyle razy już wspominanej kampinoskiej średnicy udało mi się odbyć w dobrym towarzystwie i jeszcze w zimowej aurze.
Ta średnica to oczywiście żółty szlak z Leoncina do Leszna, historyczna trasa pieszej wycieczki zorganizowanej w 1906 roku przez Aleksandra Janowskiego. Na zdjęciu widać miejsce, gdzie szlak wkracza do Puszczy. W oddali pokazują się pierwsze wydmy.
Pochmurna pogoda i płynąca z mediów mieszanka lęków jednocześnie przed zaspami oraz odwilżą zniechęciła spacerowiczów. Do odpornych wyjątków należała ta grupka spotkana w rejonie Wilkowa.
Kampinoskie granie, czyli wał wydmowy koło Starej Dąbrowy i Bieli. Tak wygląda z perspektywy lasu...
...tak od strony bagien. Granica północnych pasów Puszczy należy do najbardziej fascynujących miejsc w okolicach Warszawy. Wysoki wał piaszczystych wzgórz przechodzi wyraźną, dającą się wyznaczyć co do metra linią w bagienną równinę. Jest ona tym wyraźniejsza, że tutejszych wsi - Górek i Starej Dąbrowy - nie udało się w całości zlikwidować, i spore obszary są wciąż odsłonięte.
Kąt starodąbrowski.
Żółty szlak biegnie przez bagna idealnie prostą dwukilometrową drogą, wyniesioną nad zalewane czasem łąki ledwo zauważalnym nasypem.
W pobliżu tego miejsca miało miejsce moje naurokliwsze spotkanie z kampinoskim łosiostwem.
Krzyże w dawnym środku Nowej Dąbrowy. Dziś wieś istnieje już tylko szczątkowo, o czym wspominałem tutaj.
Solidny, połączony z jazem most na Łasicy. Królowa kampinoskich rzek została przed laty ujęta w ramy prostego kanału.
Co widać na załączonym obrazku.
Południowy pas bagienny w rejonie Łubca to tylko wąska, prawie sucha kotlina u stóp wydm. Jak na kampinoskie bagna to suchy ląd między dwoma morzami. Na wschód jedno bagienne morze tworzy rozlewający się szeroko Kanał Zaborowski (np. na Debłach i wokół Ław, ostatnio była o nich mowa tutaj), na zachód tę samą rolę pełni Kanał Olszowiecki (te pokazuje na przykład drugie zdjęcie w tym tekście). Tu akurat niewiele płynie: Kanał Zaborowski przebił się już do Łasicy przełomem roztockim, a ten Olszowiecki jeszcze nie zebrał swoich wód.
I wreszcie Leszno. Jest jeszcze bonus.
To szczególnie radosna pamiątka: prawdopodobnie trop wilka. Oczywiście, nigdy nie będę miał pewności, czy widzę odciśniętą łapę wilka, czy jednak dużego, wilkopodobnego psa. Sporo jednak pozwala mi sądzić, że to było moje kolejne spotkanie właśnie z kampinoskim wilkiem. Ślad jest duży (za skalę służy tutaj długi na 14,5 centymetra telefon w futerale), wydłużony, wyraźnie odbite są pazury - u psa zazwyczaj stępione. Spora jest również regularna poduszka śniegu pozostała pośrodku tropu. Oczywiście, ślady na pewno nie towarzyszyły żadnym śladom ludzkim.
Jeżeli był to wilk - niech żyje na kampinoskiej wolności jak najswobodniej. A my wszyscy po niedzielnym dramacie choć trochę mądrzej i ciszej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz