Serdeczne dzięki za tak liczny udział w sobotnim spacerze! Cieszę się, że mogłem razem z Wami wędrować wzdłuż Potoku Służewieckiego. Myślę, że to nie koniec tematu - bądźmy w kontakcie! Także na
fejsbukowym fanpejdżu tego bloga, na który zapraszam.
* * *
Tymczasem wracamy na czesko-bawarskie kresy. Ciągnący się od jakiegoś czasu cykl daje mi dużo radości i ożywia wspomnienia, a jeżeli jeszcze Was inspiruje - to już pełen sukces. W
ostatnim odcinku zdobyliśmy najwyższy szczyt Lasu Czeskiego, dziś z niego zejdziemy i przeniesiemy się magicznie na wspaniałą Szumawę.
Schodzimy! Jak wspomniałem, na Czerchowa jest wiele szlaków. Ze znanych mi najpiękniejszym jest niebieski, opadający na południowy wschód grzbietem Małego Czerchowa. Grzbiet jest w wielu miejscach skalisty, urywa się po bokach stromo w dół, szczególnie na południe, do doliny Chłodnej Bystrzycy, a poprowadzono go w wielu miejscach wyciętymi w skałach schodami.
W poprzednim odcinku była granica na zachód od Czerchowa, to teraz na południe od niego. Jak to w Schengen, do Bawarii można przejść swobodnie. Nieopodal stąd robią to pociągi zmierzające z Pragi do Monachium. Kogo interesuje kolej, niech odwiedzi przegląd kolejowy z wycieczki z 2019 roku.
Przy szykowaniu tego odcinka znalazłem jeszcze jedno zdjęcie Czerchowa: znad rzeki Chamb koło Furth. Dołączę je do poprzedniejszego odcinka, jeżeli tylko nie zapomnę.
Tutaj znalazłem się w Niemczech, a że przegląd ma być czeski - niemiecki fragment przeskoczymy. To dobre miejsce na poglądową mapkę. Starałem się, by było na niej wyraźnie widać nie interesujący nas w tym przeglądzie odcinek bawarski. Chyba wyszło - jest zaznaczony bardzo bladą linią. "1" to Czerchow, i wyraźnie widoczny południowy kraniec Czeskiego Lasu. Potem dziura w lasach - to też dobrze widoczne obniżenie między Czeskim Lasem a Szumawą. "2", której dotąd nie odwiedziłem, to najniższe miejsce tego obniżenia - 496 metrów nad poziomem morza. Co nieco dziwne, w literaturze jest jako najniższe miejsce znana przełęcz Wszerubska (Všerubský průsmyk), która ma 512 metrów. A dalej, na południowy wschód pojawia się bardzo wyraźnie Szumawa, do której od pięciu odcinków konsekwentnie zmierzamy. Ten odcinek przeszedłem w 2019 roku po niemieckiej stronie, oglądając tamtejsze
drewniane nekrologi. Mam nadzieję (dużą!) kiedyś tę czeską lukę nadrobić - a teraz teleportujemy się.
Słowo się rzekło - i jesteśmy trzydzieści kilometrów dalej. Najwyższy szczyt Szumawy i całej czesko-niemieckiej granicy, czyli Großer Arber (Wielki Jawor, 1456 metrów nad poziomem morza) leży w Niemczech, a na naszej poglądowej mapce oznacza go "3". Nie będę tutaj o nim opowiadać, ale dla łączności przypomnę niesamowity, alpejski wschód słońca, który stamtąd oglądałem. Najdalsza góra na tym zdjęciu to Lugauer, 210 kilometrów od Arbera. Więcej o tym wschodzie słońca z lutego 2019 roku można przeczytać i zobaczyć tutaj. Na marginesie wspomnę, że czeskie i niemieckie nazewnictwo tych gór jest strasznie poplątane, więc na wszelki wypadek nie wchodzę w tłumaczenia. Zostańmy przy Szumawie.
Było dużo o Arberze, bylo też o granicznej stacji Bayerisch Eisenstein/Železná Ruda-Alžbětín (choćby
tutaj). Ale zawsze mogę to niezwykłe miejsce pokazać jeszcze raz, i przy okazji wstawić kolejne zdjęcie. Tym razem z wystawy w dworcowym muzeum. Biało-błękitna flaga to oczywiście flaga Bawarii.
W ten sposób wróciliśmy do Czech, i przez kolejne kilka odcinków teleportacji już nie będzie. Zanim wejdziemy na górski szlak, jeszcze ślady zimnowojennej granicy, za którą tak tęskni rządząca Polską klika. Za dworcem kolejowym zachowano na pamiątką i ku przestrodze kawałek granicznego ogrodzenia.
A nieopodal są jeszcze zimnowojenne przeciwczołgowe smocze zęby. A wokół Szumawa! To drugie z trzech pasm tworzących górską barierę między Czechami a Bawarią i północną Austrią, z tych trzech najwyższe, najdziksze i najsłynniejsze. Szumawa rozciąga się na około sto trzydzieści kilometrów wzdłuż i około czterdzieści wszerz. Całość pasma można bardzo wyraźnie zobaczyć na
zdjęciu satelitarnym w Google.
Szumawa zaczęła się już wcześniej, bardziej na północny zachód, bliżej Czeskiego Lasu - tam też jest jej najwyższy szczyt, a po czeskiej stronie znane ośrodki narciarskie - ale dopiero tutaj zaczyna się to, co stanowi o jej niezwykłości. To ogromny, największy w Czechach park narodowy: liczy 680 kilometrów kwadratowych. To trzeba oczywiście do czegoś porównać, więc służę: największy park w Polsce, Biebrzański, ma 592 kilometry kwadratowe. Żeby było jeszcze lepiej, park narodowy na Szumawie otacza ChKO, czyli park krajobrazowy: 996 kilometrów kwadratowych. A żeby było jeszcze lepiej, po niemieckiej stronie też jest park narodowy: dalsze 242 kilometry kwadratowe. I jeszcze dwa kolejne parki krajobrazowe... W gęsto zaludnionej Europie Zachodniej i Środkowej tak rozległy teren chroniony to rzadkość, a przecież wokół są jeszcze góry, lasy i łąki poza granicami parku - razem kilka tysięcy kilometrów kwadratowych półdzikich gór. Widoczne na zdjęciu powyżej miejsce zaznaczyłem na mapce jako "4".
Ta bezludność to, oczywiście, ta sama bezludność co w Czeskim Lesie. Wysiedlenia Niemców i Żelazna Kurtyna, wzmocniona jeszcze wyższymi górami. Oczywiście, bezludność bardzo się skurczyła, odkąd można swobodnie przekraczać granicę z Niemcami - w końcu tam nie było wysiedleń, więc wsie są tuż za granicznymi słupkami. Coś za coś.
Jak opowiadałem wiele razy na prezentacjach i wspominałem w
notatce z drogi w 2019 roku, Szumawa to góry bardzo łagodne. Bardzo-bardzo: to albo podniesione o tysiąc metrów Góry Świętokrzyskie, albo wręcz, w wielu miejscach, wywindowana w górę Puszcza Kampinoska. Szumawa to bardzo stare góry i, tak jak nasze Sudety, miały dużo czasu, by się spłaszczyć. Na zdjęciu podejście głównym szumawskim szlakiem - oczywiście czerwonym - na zbocza Polomu (1295 metrów).
Jeszcze pierwszego dnia marszu przez Szumawę (26.7.2019) byłem nad pięknym jeziorem Laka. Tym piękniejszym, że nie było nad nim nikogo. To najwyżej położone z kilku szumawskich jezior. A tu i tak jest dość blisko do najbliższej szosy, bo nieco ponad cztery kilometry.
Czechom - i chwała im za to - nie zależy, by te góry przesadnie ucywilizować. Choć więc na Szumawie są miejscowości turystyczne, to pas najbliżej granicy pozostaje w większości bezludny. Nieliczne osady mają bazę noclegową, ale w większości bardzo drogą. Jak więc Szumawę przejść? Na raz się przecież 105 kilometrów - a tyle jest po czerwonym szlaku od granicy do granicy parku narodowego - nie przejdzie. Zostaje więc namiot i korzystanie z "awaryjnych biwaków" (nouzové nocoviště). To miejsca na tym głównym przezszumawskim szlaku, gdzie można na jedną noc rozbić namiot. To polityka podobna do tej panującej w
słowackich Niżnych Tatrach.
Tak się jakoś zabawnie złożyło, że mimo trzech noclegów na takich biwakach nie zrobiłem im sensownego zdjęcia. Więc macie takie - na którym prawie nic nie widać. Informacje o tych polach namiotowych można przeczytać na
stronie parku narodowego. Jest tam też mapa, pokazująca, że te biwaki są rozłożone od siebie co mniej-więcej pół dnia marszu. Ja szedłem nieco "tranzytowo", więc od następnego dnia robiłem dziennie po dwa takie odcinki.
Niewiele tam jest: nie ma prądu, woda jest w strumieniu, samochodów nie dowieźli. Z Żelaznej Rudy było dotąd około trzy godziny marszu.
Biwak, przy którym się razem zatrzymaliśmy leży na terenie dawnej wsi Hůrka (Hurkenthal). Zostały po niej fundamenty kościoła i odnowiona kaplica cmentarna.
Jest też piękna aleja lip i klonów. Całość, choć nie wygląda, ponad tysiąc metrów nad poziomem morza.
Około dwóch godzin marszu od Hůrki leżą Prášily. To jedna z tych niewielkich turystycznych osad w głębi Szumawy, w których można coś kupić, zjeść ciastko, a jak pogoda nie pozwala na namiot - przespać się, na przykład w schronisku KČT. W centrum niewielkiej osady są fundamenty kościoła pw. św. Prokopa, wyburzonego przez czechosłowacką armię w latach 70-tych.
We wsi jest też kamień poświęcony zlikwidowanym wsiom i osadom tej okolicy. Prášily zaznaczyłem na mapce jako "5" - i stąd zaczniemy następny odcinek.
Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz