niedziela, 17 września 2017

Wschody słońca, cz. 18 - Pradziad

Trzydziestego lipca nad ranem wyszedłem z hotelu górskiego Figura, leżącego na stokach Wysokiej Hali z zamiarem wyjścia na szczyt Pradziada. Zagospodarowanie okolic najwyższej góry Jesioników to kwestia delikatnie mówiąc dyskusyjna. Osobiście uważam doprowadzanie asfaltowych dróg na szczyty gór i wznoszenie tam potężnych konstrukcji za brak szacunku do przyrody i krajobrazu. Oczywiście, to ułatwia dostęp osobom niepełnosprawnym, ale to samo można powiedzieć o kolejkach linowych - te z kolei nie przecinają tak brutalnie jak ruchliwe szosy szlaków wędrówek zwierząt.


Już od przedmieść Opawy widziałem w oddali szczyt Pradziada i wzniesioną na nim wieżę. Ukończona w 1983 roku wyznacza swoim szczytem najwyższy punkt Czech, przewyższając karkonoską Śnieżkę. Po co małej Czechosłowacji były tak olbrzymie nadajniki, jak te na Pradziadzie czy na Królewskiej Hali - nie mam pojęcia. Wieże na Luboniu czy Gubałówce to przy tym szczyt inżynieryjnej dyskrecji. 


Widzę w tym głównie brutalną chęć zamanifestowania triumfu człowieka nad przyrodą. Efekt jest odwrotny od zamierzonego: choć wieża jako budowla jest ogromna, postawiona na skalistej masie góry pokazuje całą ludzką małość.


Słońce wstało ok. 5:20.


Pradziad ze swoimi 1491 metrami1 jest najwyższym szczytem Sudetów Wschodnich. [Dodam jeszcze, że jest też najwyższym szczytem Moraw i czeskiego Śląska]


Ma to tę wadę, że słońce nie wschodzi nad innymi, majestatycznymi szczytami, jak to ma miejsce na Dziumbierze.


Żelbetowy grzmot na szczycie pozwala skorzystać z toalety. Z innych luksusów jest zepsuty automat do kawy. Ukradł mi piniądz.


To jest sam Pradziad. Wydaje się być nieco zmęczony życiem.


A może to kwestia licznych zasłaniających widok samochodów?


Wstający dzień zapowiadał się pięknie. I rzeczywiście, do wieczora panowała wspaniała pogoda. Pomagała też świadomość, że mam za sobą połowę drogi.

Przy tej okazji uprzejmie donoszę, że opowieści o mojej wycieczce będzie można wysłuchać w co najmniej dwóch miejscach: na spotkaniu Studenckiego Koła Przewodników Turystycznych oraz Stołecznego Klubu Tatrzańskiego. Gdy tylko ustalę dokładne terminy podam je Wam do wiadomości - wraz z zaproszeniem.

[Uzupełnieniem tej galerii jest przegląd obrazków z drogi, dostępny tutaj]


1 - ponieważ spotkałem różne wysokości, tę podaję za mapą wydawnictwa Shocart.

2 komentarze:

  1. Od kiedy dane mi jest zaglądać do wszelakich mapek pokazujących czeską (a wcześniej czechosłowacką) stronę Sudetów, zawsze żyłem przeświadczeniem, Że To Jest 1491 m. n.p.m., dlatego twoja informacja, że Może Być Inaczej, mnie zaskakuje. Jakie są inne wersje? Oczywiście zupełnie jakby to miało znaczenie... kiedyś zostałem poinformowany, że wśród turystów wchodzących na Śnieżnik panuje obyczaj wnoszenia ze sobą kamieni, które mają posłużyć do odbudowania podstępnie wysadzonej w 1975 wieży widokowej. Sam zresztą wziąłem ze sobą parę razy po kamieniu, oczywiście zwędzając je z innej częsci parku ^^. Niemniej kupa głazów na szczycie podwyższa go o parę metrów (można powiedzieć, że się było na 1430m), a czeską konstrukcję należy w tym sensie uznać za szczytowe osiągnięcie w dziedzinie wnoszenia kamieni na górę.

    Inny komentarz: bardzo ładny smog pstryknąłeś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smog, czego by o nim nie mówić, jest bardzo fotogeniczny! Ozdabia też wschody słońca nad Krakowem. Jeżeli chodzi o Pradziad, to przedwojenna "setka" WIG (pas 48, słup 24) podaje 1490, a Sarosiek, Sembrat i Wiktor w "Sudetach" (Warszawa 1975) 1492. Ale to się wszystko mieści w zasięgu zwyczajnego, pozbawionego znaczenia błędu.

    A na Śnieżniku mnie wciąż nie było. I nie bardzo mi się komponuje z moim pomysłem na przyszły rok...

    OdpowiedzUsuń