Równo rok po wypadzie na Babią Górę z gimnazjalistami przyszedł czas na podobną wycieczkę z licealistami. Ostatni weekend maja wypełniło mi bardzo miłe wędrowanie, żartowanie i granie w skrable. Oczywiście, nie mogło zabraknąć wschodu słońca na samym szczycie Babiej.
Budzik o 2:00 jest znakiem grozy i nienawiści; nie wierzę w istnienie ludzi, którzy przyjmują go z radością. O 2:40 byliśmy przed schroniskiem, pół godziny później na Bronie. Za krawędzią Cyla zachodził właśnie księżyc.
Od północnego wschodu niebo rozjarzało się już łuną zbliżającego się dnia.
Po krótkim postoju na przełęczy Lodowej weszliśmy na szczyt ok. 4:30. Prawie nie było wiatru; w porównaniu tak z zeszłym rokiem było bardzo ciepło.
Słońce wstało o 4:45. Na obu wierzchołkach Diablaka zgromadziło się poza moją grupą ok. 20 osób.
Nie byłem na Babiej Górze przez trzy miesiące. Jak zupełnie różny jest to teraz świat! Gruba, przykrywająca kosodrzewinę i skały warstwa zmarzniętego śniegu zniknęła. Porastające kopułę Diablaka hale rozkwitły łanami sasanek; tylko nieliczne śnieżne wyleżyska przypominały, że jeszcze kilka tygodni temu panowała tu - i panować będzie wkrótce znów - zima.
Samotna Babia daje możliwość podziwiania budzącego się dnia w każdym kierunku. Tak prezentowała się dolina Zawoi (powyżej)...
...tak poprzegradzana Działami Orawskimi kotlina Orawy i Podhala, zamknięta od północy wałem Gorców. Z morza chmur wyrastają w oddali pojedyncze wierchy Pienin.
Wreszcie, w oddali - Tatry.
Co ciekawe, dało się też wypatrzeć odległe o ponad czterdzieści kilometrów osiedla Bielska-Białej. Miasto rozłożyło się u stóp Beskidu Śląskiego (z lewej) i Beskidu Małej (z prawej), widoczne tu przez rozległą Bramę Wilkowicką.
Czas było schodzić. Jak zawsze zachwyca mnie pełna słońca, zielona Brona, przez którą raptem dwie godziny wcześniej szliśmy w zimnym mroku nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz