Zostajemy jeszcze na dłuższą chwilę w mediolańskiej bazylice pw. św. Ambrożego (Sant'Ambrogio). W poprzednim odcinku (tutaj) przedstawiłem Wam fantastyczną rzymsko-romańską ambonę stojącą w nawie tego kościoła, jednego z najciekawszych zabytków Mediolanu. Obejrzeliśmy już jej rzymskość - czyli późnostarożytny grobowiec, nazywany tradycyjnie "Grobem Stylichona" - teraz obejrzyjmy jej romańskość.
Pod koniec XI wieku - mniej więcej wtedy, kiedy u nas Bolesław II Śmiały nabrał niejakich pretensji do biskupa Stanisława ze Szczepanowa - mediolańczycy zabrali się na przebudowę stojącej już od ośmiu wieków, wzniesionej przez św. Ambrożego bazyliki. Zbudowano wtedy nową, romańską, choć powtarzającą mniej-więcej zarysy dawnej budowli. Ze starego wyposażenia zostało niewiele, między innymi okazały sarkofag rzymskiego arystokraty.
Między 1130 a 1143 rokiem - to informacja z tablicy w nawie bazyliki - grobowiec posłużył za podstawę do wzniesienia ambony. Pomysł niezwykły przy tym konkretnym zestawieniu, ale w ogóle dość częsty: wkomponowywanie starych dzieł sztuki w nowe znamy nieźle (przykłady znajdziecie łatwo w swoich okolicach, ja podam np. podłowicką Arkadię z wmontowanymi w mury Przybytku Arcykapłana elementami kaplicy św. Wiktorii z Łowicza), tak samo dobrze znamy opieranie nowego na starym dla nadania dostojności, prestiżu czy odpowiedniej aury. W ten sposób można interpretować choćby zakładanie kościołów na relikwiach świętych; niby po co Bolesław Chrobry ściągał do Gniezna nieboszczyka Wojciecha? Na zdjęciu powyżej możecie zobaczyć, jak z rzymskiego sarkofagu "wyrastają" romańskie już kolumny, na których wsparto ambonę.
Oglądanie sztuki romańskiej ma w sobie coś z kontaktu z obcą cywilizacją. Rzymska starożytność - choć niebywale okrutna i oparta o niewolnictwo - to był jednak czas miast, obywatelstwa, dróg i pieniądza. Wszystko to potrafimy zrozumieć. Późne średniowiecze tak samo, tam już były miasta, uniwersytety, jakoś tam ogarniany porządek między władcami w Europie. A między tym były czasy, gdzie nie było ani miast, ani pieniędzy, gdzie gęstość zaludnienia była taka bardziej syberyjska, a podróż przez Alpy była trudniejsza, niż na orbitę. A wśród tego powstawały wspaniałe dzieła sztuki, tyle, że często posługujące się językiem symboli, które są dla nas jak wiadomość z innej planety.
Czego tu nie ma! Są wkomponowane w łuki i gzymsy zwierzęta, są roślinne wici i żywioły, są postacie ze Starego Testamentu - który, na marginesie, był wtedy w sztuce dużo popularniejszy, bo dla ówczesnych Europejczyków świat pasterzy, plemiennych królestw i danin w naturze był dużo bliższy, niż ten nowotestamentowy, z państwem, podatkami i obywatelstwami.
Ten świat Starego Testamentu reprezentuje na ambonie m.in. ten prorok Daniel, którego można poznać dzięki otoczeniu przez lwy. A że zachwyciła mnie jego twarz, to lwów już nie sfotografowałem. Ale ta łapa na górze to lew jest, więc taki zupełnie gołosłowny nie jestem.
Taką z kolei postać można wypatrzeć od tyłu ambony, od strony filaru. Oczywiście, choć ta ambona jest dziełem bardzo wysokiej klasy, nie zapominajcie, że w Polsce mamy szczęście do kilku naprawdę niezwykłych dzieł sztuki romańskiej, żeby wymienić tylko Drzwi Gnieźnieńskie, tzw. "płytę orantów" z Wiślicy czy zachowany częściowo portal bazyliki w Czerwińsku. Ten ostatni szczególnie przypomina mi się w Mediolanie i okolicach co chwila, i to nie jest bez sensu skojarzenie: rzeźby z Czerwińska dość przekonująco połączono z warsztatem Wiligelma z Modeny, artysty północnowłoskiego z czasu podobnego do mediolańskiej ambony.
Prezentacja ambony nie byłaby kompletna, gdybym nie pokazał tego pięknego i pięknie wkomponowanego w przestrzeń anioła z zachodniej strony.
Zanim spojrzymy wyżej, jeszcze trzy detale. Pierwszy...
...i trzeci.
Kosz ambony od zachodu, południa i wschodu jest gładki, pozbawiony rzeźbionych zdobień. Tym lepiej widać dwa wyjątkowe elementy. Pierwszym jest informacja o odbudowie ambony po jej uszkodzeniu w 1196 roku. Zawaliła się wtedy część sklepienia ponad amboną. Wyjątkowe jest to, że inskrypcja wymienia autora odbudowy z imienia. Epoka romańska to czas twórców anonimowych, którzy bardzo rzadko się podpisywali i równie rzadko byli zapisywani. Wspomniany wcześniej Wiligelm z Modeny to jeden z niewielu wyjątków. Odbudową mediolańskiej ambony zajmował się podpisany na niej Guilielmus (Wilhelm) da Pomo. Twórców ambony sprzed jej odbudowy nie znamy, wiadomo, że było co najmniej dwóch różniących się warsztatem.
Obok inskrypcji drugą ozdobą kosza ambony są wykonane z pozłacanej miedzi figury orła i anioła, prawdopodobnie symbole ewangelistów Jana i Mateusza. Są dużo starsze od ambony, być może aż z końca VII wieku. Na romańskiej ambonie zamontowano je wtórnie, być może przenosząc ze starszej konstrukcji.
Z gładkością marmurowych płyt z trzech stron kosza ambony kontrastuje bogato zdobiona strona północna, od strony filaru i nawy bocznej. Ponad fantastyczną płaszczyzną splątanych roślin, wśród których można znaleźć lewa, ptaka i jelenia - warto to porównać sobie z bordiurą Drzwi Gnieźnieńskich jest przedstawienie zbiorowego posiłku.
Oczywiście, przedstawienie wspólnego jedzenia w kościele kojarzy się od razu z Ostatnią Wieczerzą, ale brak wyróżniającej się postaci Jezusa każe przynajmniej poszukać innej możliwości. Płaskorzeźba może przedstawiać wspólny posiłek pierwszych chrześcijan, czyli agapę. Tablica informacyjna wskazuje na taką właśnie możliwość.
Tyle o tej rzymsko-romańskiej ambonie w krótkich, żołnierskich dwóch odcinkach.
A żeby nie zabrakło pocztówki, to zobaczmy na koniec bardzo pocztówkową fasadę bazyliki św. Ambrożego w całej jej romańskiej okazałości. Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz